Batman: Detective Comics – Gothamski Nokturn, tom 3 – recenzja komiksu. Mam dość…

popkulturowcy.pl 17 godzin temu

Kolejny rozdział historii kolejnej wojny o Gotham City odkrywa nam kolejne tajemnice na temat zagrożenia, które spadło na miasto. Mi zaś potwierdził, iż temu konkretnemu runowi mówię zdecydowane „dość”.

Na przestrzeni lat jedna z najdłużej trwających serii, czyli Detective Comics miała swoje lepsze i gorsze momenty. Ogólnie jednak przez większość czasu był to wyznacznik naprawdę mocnych pozycji od DC. Od pewnego czasu mam jednak wrażenie, iż opowieści zjadły własny ogon i wyczerpały potencjał. A w tej chwili nie mają czytelnikom praktycznie nic interesującego do zaproponowania. Kolejne tomy mnie w tym utwierdzały, a najnowsza seria o Mrocznym Rycerzu, czyli Batman: Detective Comics – Gothamski Nokturn jest w tym utwierdzeniu wisienką na torcie.

Seria od początku sprawiała wrażenie mocno napompowanej, a jednocześnie przekombinowanej. Albo w pewnym momencie przestałem rozumieć, jaki był motyw przewodni i o co chodziło twórcom, albo w tym samym momencie tworzenia oni sami się pogubili, nie wiedząc zbytnio, co opowiedzieć. Wprowadzili nas w historię mocno mistycznym aspektem, gdzieś pomiędzy wrzucili wątek starzejącego się Batmana, dla którego kolejna bitwa jest ponad jego siły. Przedstawili nam jeszcze jedną potężną rodzinę, której geneza sięga czasów niemal średniowiecznych, a które to pragnie przejąć Gotham.

fot: kadr z komiksu

W międzyczasie w konflikt między władzami i Batmanem a wspomnianym rodem Orghamów wplata się – a jakże – Liga Cieni, której ścieżki krzyżowały się z chyba każdym, kto ma jakąkolwiek genezę w tym uniwersum. Co swoją drogą też bywa już nieco nużące. Ja rozumiem, iż losy Bruce’a mocno powiązane są z Talią al Ghul. Z drugiej strony oglądanie, jak po raz kolejny córka Ra’sa wyjaśnią mu zawiłą przeszłość, opowiadając o kolejnym etapie życia i następnych przygodach swojego ojca już naprawdę trąci nudą.

Mało wciągająca i zagmatwana fabuła, która skacze nie tylko między wątkami, ale pomiędzy stuleciami, jest naprawdę ciężko strawna. Historia co chwila nurkuje w daleką przeszłość, ukazując kolejne nieznane nam dzieje. Próbuje także wyjaśniać powstanie chociażby tak ikonicznych „artefaktów” jak Jama Łazarza. Robi to jednak na tyle sztucznie i mało wiarygodnie, iż nie wiem, czy traktować to jako kanonicznie.

fot: kadr z komiksu

Pominąwszy odwołania do przeszłych czasów, choćby w tych teraźniejszych wydarzeniach jest bardzo dużo – wręcz ZA DUŻO – mistycyzmu, który w aż takiej ilości zwyczajnie nie pasuje. Rozumiem, iż Batman jest superbohaterem wszechstronnym. Mierzył się na przestrzeni lat z różnymi wrogami i zagrożeniami niejednokrotnie wykraczającymi poza jego możliwości. Tym razem jednak wszystkie przeszkody i przeciwnicy, których spotyka, bardziej nadali by się jako przeciwnicy Johna Constantine’a, nie zaś Mrocznego Rycerza. choćby główna broń wykorzystywana przez Azmehrów oparta jest po części na jakiejś magii. A konkretnie choćby ciężko określić jej nadnaturalny charakter. Co za dużo to i świnia nie zje, jak to mówią.

Co prawda sytuację niejako ratuje tutaj niezwykle mroczny klimat, który faktycznie pasuje do komiksów o Batmanie. Niestety efekt mocno psuje kreska poszczególnych podrozdziałów. Tak, niestety warstwa graficzna to kolejna porażka tego komiksu. Z jednej strony kadry nadają klimatu. Z drugiej miałem poczucie, iż przez swój minimalizm znacznie ograniczają przekaz tego, co się dzieje w fabule. Tak jakby co chwila uciekał mi jakiś istotny moment.

Niestety, najnowszy tom serii Batman: Detective Comics – Gothamski Nokturn utwierdza mnie w przekonaniu, iż to jeden z najmniej udanych opowieści o Człowieku Nietoperzu, jakie miałem w rękach. Niby jakiś minimalny potencjał miał. Był jednak przekombinowany, fabuła skakała między stuleciami, a całość była sztucznie napompowana. Kończę z serią definitywnie i nie mam zamiaru dawać jej kolejnych szans.


Źródło grafiki głównej: Egmont

Idź do oryginalnego materiału