Wyszła za mąż bardzo młodo, bo już wtedy była w ciąży. Kochała Pawła całym sercem i wierzyła, iż on też coś do niej czuje. Ale kto wie, czy w ogóle by się pobrali, gdyby nie ta wiadomość o dziecku. Rodzice odradzali — nie dlatego, iż nie lubili Pawła, ale dlatego, iż widzieli, iż on nie jest gotowy na rodzinę. „Nie kocha cię tak, jak ty jego” – powtarzała matka. Ale Anna nie chciała słuchać. Miała w sobie młodzieńczą wiarę, iż miłość wszystko zniesie.
Pierwsze cztery lata były jednak bardzo trudne. Paweł żył jak wolny człowiek — wracał późno w nocy, raz przynosił połowę wypłaty, innym razem żadnej. Czasem zapominał o zakupach, choć w lodówce nie było choćby jajek. Anna coraz częściej słyszała w głowie głos matki: „A nie mówiłam?”. Dziecko nie zmieniło Pawła. Ona jednak wciąż miała nadzieję, iż z wiekiem dojrzeje, iż zrozumie, co to odpowiedzialność. Bo przecież — myślała — są gorsi mężowie.
Ale cud się nie wydarzył. Paweł nie był złym człowiekiem, po prostu żył jakby obok. Syn dla niego był jak powietrze — niby potrzebne, ale niewidzialne. Lata mijały, a w ich domu zamiast bliskości pojawiła się obojętność. Anna próbowała wszystkiego: chodziła na siłownię, gotowała kolacje przy świecach, starała się być cierpliwa i dobra. Na forach czytała, iż „trzeba szukać przyczyny w sobie”. Więc szukała. A kiedy ktoś zapytał, dlaczego jeszcze nie odejdzie, odpowiadała:
— Rozwód to ostateczność. Najpierw trzeba zrobić wszystko, żeby uratować rodzinę. Przecież mamy dziecko.
I rzeczywiście, czasem bywały dobre chwile. Ale po cichu Anna gasła. Aż pewnego dnia, pod koniec czwartego roku małżeństwa, zobaczyła Pawła z inną kobietą. Jakby cały świat się wtedy zatrzymał. Wróciła do domu, spakowała rzeczy swoje i dziecka i pojechała do matki. Paweł przez jakiś czas choćby nie rozumiał, iż to koniec — dzwonił, mówił, iż przesadziła, iż wróci. Myślał, iż zawsze będzie miała dla niego miejsce.
Ale Anna już nie wróciła. Dopiero po kilku tygodniach Paweł zrozumiał, co stracił, i pojechał do niej. Obiecywał, iż się zmieni, iż to był tylko błąd, iż kocha, iż nie da jej już nigdy powodu do łez. I wtedy ona, z litości albo z nadziei, zgodziła się wrócić.
I rzeczywiście — Paweł się zmienił. Zaczął więcej zarabiać, pomagał w domu, chodził z synem na spacery, zapraszał Anię do restauracji. Ale sama Anna już nie była tą samą kobietą. W środku miała pustkę. Nie potrafiła zapomnieć, nie potrafiła kochać. Z czasem uczucia wygasły całkiem.
Na siódmym roku małżeństwa powiedziała rodzinie, iż chce rozwodu.
Wszyscy byli w szoku. Matka płakała, prosiła, ale Anna była zdecydowana.
— Nie chcę tak żyć — powiedziała cicho. — Nie da się kochać po tym, co się wydarzyło. A bez miłości to nie ma już sensu.















