
RysunekAnna Głąbicka
Moją kulturalną apteczkę porównałabym do go bag, torby ewakuacyjnej, którą mieszkańcy Los Angeles mają pod ręką na wypadek nagłego trzęsienia ziemi. Trzymam w niej jedynie rzeczy, co do których mam stuprocentową pewność, iż pomogą mi przetrwać trudne emocjonalnie chwile. Najczęściej ratunkiem jest dla mnie literatura. Nie ma takiego nieszczęścia, którego nie złagodziłaby godzinna lektura. Jedyna trudność polega na tym, by znaleźć taką książkę, która pozwoli skutecznie oderwać się od rzeczywistości. W USA około 200 książek rocznie odnosi sukces, co nie oznacza wcale, iż każda z nich jest warta uwagi. Dlatego jestem zagorzałą zwolenniczką przerywania lektury, jeżeli nie przynosi ona satysfakcji. Bo jaki sens ma marnowanie czasu w coś, co w gruncie rzeczy wcale nam się nie podoba? Nikt nie przyznaje przecież nagrody za ośmiogodzinną mękę czytania.

Aktualności „Pisma”
W każdy piątek polecimy Ci jeden tekst, który warto przeczytać w weekend.
Częściej niż po książki z list bestsellerów sięgam do klasyki. Uwielbiam wracać do powieści Jane Austen. Momentalnie poprawia mi się humor, gdy przypominam sobie romantyczne rozterki moich ukochanych bohaterek. Dużym sentymentem darzę teżParagraf 22Josepha Hellera. Dostałam go od mamy, gdy byłam nastolatką. Do tej pory to dla mnie złoty standard powieści. Heller opowiada o losach ekscentrycznych amerykańskich pilotów stacjonujących na włoskiej wyspie Pianosa w czasie drugiej wojny światowej. To, co w ich zachowaniu początkowo bawi, okazuje się objawem głęboko skrywanej traumy. Ten dualizm – …