Algorytm miłości

aleksandra.jursza.net 3 dni temu

CANAL+ Polska dawajcie mnie drugi sezon „Algorytmu miłości”!

Jestem zdziwiona, iż na Filmweb ten komediowy, dziesięcioodcinkowy serial ma tylko 6,6/10 (stan na 23.05.2024), gdyż uważam, iż zasługuje na 7.0. To naprawdę dobry relaks – nie tylko dlatego, iż odcinki realizowane są pół godziny, ale także dlatego, iż praktycznie w każdym z nich się pośmiejemy. Wprawdzie twórcy formatu to już weterani, bo mają za sobą Office PL, ale komedia to wciąż jeden z najtrudniejszych gatunków.

Na skutek pewnych perturbacji stacja TV zmuszona jest do urządzenia piątego sezonu „Algorytmu miłości” na podwarszawskim wygwizdowiu, mimo iż wcześniejsze sezony odbywały się za granicą, w ciepłej Hiszpanii. Cóż – miejscówka to najmniejszy problem uczestników, którzy mają do zgarnięcia milion złotych i miłość swojego życia.

Szczerze? Wspaniale się przy tym odprężyłam. Serial wciągnął prawie od pierwszego odcinka. Na początku było trochę sucharowo, nie mniej – im dalej, tym lepiej. Ta parodia ma chyba wszystko, czego potrzeba: durne questy, zabawne momenty i przede wszystkim znakomite aktorstwo postaci, które są żywe. Tak – wierzymy w tych bohaterów i przy piątym odcinku skapnęłam się, iż adekwatnie to ja im wszystkim kibicuję. Niektórzy są bardzo stereotypowi, inni bardzo sympatyczni. Ponoć aktorzy trochę ćwiczyli do tego show i szczerze mówiąc: widać ogrom pracy włożonej w projekt, widać bardzo staranną realizację. Gratsy dla nich, jak i całej ekipy, odwaliliście kawał dobrej roboty!

Nie bardzo oglądam reality show, więc tym bardziej należy docenić, iż „Algorytm miłości” śmieszy bez znania jakiegoś większego kontekstu. Rozumiem, iż gdybym śledziła te wszystkie „Hotele miłości”, to pewnie gagi by mnie śmieszyły nieco bardziej. Nie mniej… Serial idzie chyba trochę dalej, niż reality show. Pod koniec mamy trochę takie jakby uświadamianie widzów, iż tego typu programy to są ustawiane, i adekwatnie niekoniecznie jest to dla uczestników w porządku. Eeeh, tak, jeszcze pamiętam początki reality show w Polsce. A dziś? To żadna tajemnica, dlatego takie edukowanie może trochę za bardzo wybrzmiewało. Na szczęście, „Algorytm miłości” w pewnym momencie jakby się przebudził i dołożył wyśmiewanie się z wszelkich durnych gal FMA czy innych Oktagonów. To było dla mnie szczególnie śmieszne, bo przez dłuższy czas śledziłam losy patoinfluencerów (commentary).

To, na co zwróciłam uwagę to muzyka. Tak – jest jej tu trochę, bo opening musi jakąś prezentować. Wpada w ucho i tworzy bardzo przyjemną, lekką atmosferę, a odpowiedzialny za nią jest Alberto Greco.

„Algorytm miłości” to bardzo przyjemny i szybki seans, w którym można się dużo pośmiać. I szczerze, jeszcze raz powtórzę: gratulacje dla ekipy, która pracowała nad serialem. Widać tu kawał znakomitej roboty, i widać, iż mieliście do tego serce. Czekam zatem na drugi sezon .

Idź do oryginalnego materiału