[Ed. note: This post contains end spoilers for Agatha All Along.]
Agata na całego zakończyło się kilkoma wielkimi ujawnieniami – i pełną historią pomiędzy Agathą i jej zmarłym synem, Nickym. Wszyscy zakładali, iż Agata sprzedała syna dla władzy, ale prawda jest taka, iż Śmierć pozwoliła jej spędzić jeszcze sześć lat z dzieckiem, które ma umrzeć przy porodzie, a utrata syna zmieniła Agatę z cynicznej morderczyni w… bardziej cyniczną morderczynią, ale bez dziecka, które powstrzymuje ją przed kolejnymi morderstwami.
Chociaż sama historia jest płaczliwa, tak naprawdę nie wnosi nic do tego, kim jest Agata, ponieważ najwyraźniej posiadanie syna choćby tak naprawdę nie zmieniło niczego w Agathie jako osobie. I przemawia do A większy trend wśród postaci kobiecych w MCU i ich związek z macierzyństwem — a mianowicie, jak to jest, jak to jest, gdy niektóre z bardziej złożonych i moralnie szarych postaci zostały uderzone jako cecha charakteru, aby albo wywołać u nich niepokój, albo wyjaśnić, dlaczego są takie, jakie są.
To nie tak, iż macierzyństwo nie może być silną, determinującą motywacją. Tyle, iż jest to ciągle narzucane bohaterom, których historie nie pozwalają na to. Następuje Agatha Harkness Wanda Maximoff I Natasza Romanoff będąc przymusowo przydzieloną matką przez MCU.
Jest to jeszcze bardziej widoczne, jeżeli weźmie się pod uwagę stosunek postaci kobiecych do męskich. MCU Jest coraz lepiej wprowadzamy do składu więcej kobiet. Ale ponieważ jest ich tak niewielu w porównaniu z legionami mężczyzn, dość wymowne jest to, iż trzem z nich wpojono w siebie historie o macierzyństwie. Stosunek jest po prostu nietrafiony. Nie zrozum mnie źle; przez cały czas uważam, iż niektóre wątki, jakie męscy bohaterowie nawiązują do rodzicielstwa, są dziwne (tajemnicza rodzina Hawkeye’a nigdy nie przestanie mnie wprawiać w zakłopotanie i przez cały czas nie wiem, dlaczego Thor adoptował dziecko pod koniec „ Miłość i grzmot). Ale chociaż Tony’ego Starka zostawia córkę w finale Etap końcowyzwiązek męskich bohaterów z rodzicielstwem jest przedstawiany nie tylko jako zwykły część podróży ich bohatera, ale w znacznie bardziej pozytywnym świetle niż ich odpowiedniki.
Zaczęło się w Avengers: Wiek Ultronagdzie jeden superbohaterka z serii otrzymała wówczas nagrodę Naprawdę dziwny wątek o tym, iż czuje się jak potwór, bo nie może mieć dzieci — wyłącznie aby mogła nawiązać więź z Brucem Bannerem, który czuje się jak potwór, bo czasami nim jest. Przymusowa sterylizacja Nataszy mogłaby być ciekawym komentarzem na temat autonomii ciała i kradzieży wyborów; jest coś w tym, iż została wychowana na żywą broń (i dzięki temu wytrenowała z niej dużą część swojego człowieczeństwa), a dołączenie do SHIELD i Avengersów jest jej sposobem na odzyskanie tego. Ale film skupia się tylko na części „czuć się jak potwór, bo nie może być matką”, po to, żeby zrobiła wielkie oczy w stronę Bruce’a Bannera. To wyrządza krzywdę wszystkiemu, co dotyczy jej postaci, redukując jej traumę i zmagania do niewiarygodnie jednowymiarowego spojrzenia na bycie kobietą.
Trzeba przyznać, iż przebyliśmy długą drogę od 2015 roku. Ale skok od Wandy wykorzystującej swoje moce wypaczania rzeczywistości do stworzenia kieszonkowego wymiaru dla niej i Visiona w WandaWizja to, iż zapomniała o nim w pogoni za dziećmi, które znała tylko przez około tydzień, jest irytujące. Ponownie istnieje potencjał w zagłębieniu się w dążenie Wandy do rodziny i normalności w obliczu całej jej straty. Ale w kontekście Doktor Strange w wieloświecie szaleństwajest traktowana przede wszystkim jak matka – i to matka, która wściekle zrobi wszystko, aby odzyskać swoje dzieci. Jej dzieci są powodem, dla którego całkowicie zmieniła się w złoczyńcę. Oryginalna postać z komiksu przechodzi przez podobną historię, ale w MCU po prostu nie ma wystarczających podstaw, aby zagłębić się w nią od tej strony. Zwłaszcza, iż większość filmu widziana jest oczami Doktora Strange’a.
A teraz Agatha poznaje łzawą historię bycia mamą, która nie ma precedensu w komiksie (gdzie Nick żyje i jest także superzłoczyńcą). Ten wybór choćby nie wnosi wiele do jej historii w serialu. Jest żądną władzy wiedźmą, która zabija innych, aby przejąć ich moc, a kiedy straciła syna, straciła jedyną wymówkę, którą musiała nie rób to cały czas. Jej związek z Nickym ustępuje miejsca pewnym emocjonalnym momentom w serialu, ale zredukowanie jej charakteru do Smutnej Mamy (znowu!) jest wyrządzoną krzywdą, zwłaszcza iż wszystko, co dla niej stawia, mogłoby się udać bez dziecka.
Toksyczny romantyczny związek, który dzieli ze Śmiercią, mógłby działać bez Nicky’ego! (Właściwie wolałbym, żebyśmy bardziej zagłębili się w to niż w martwego dzieciaka.) A Billy nie musi jej przypominać o jej zmarłym synu, żeby nawiązała z nim więź. W rzeczywistości uderza to mocniej, jeżeli opiekuje się potencjalnym nowym członkiem sabatu bez łzawej historii, która by to wyjaśniła. Nick jest po to, żeby od czasu do czasu zastygać w miejscu i przez ułamek sekundy wyglądać na smutną, i tyle.
Myślałem, iż mamy już za sobą tę erę MCU, zwłaszcza z zupełnie nowym składem postacie kobiece powstające. Ale ujawnienie wielkiej historii Agaty wydaje się po prostu dziwnym reliktem przeszłości. W próżni każda z tych historii byłaby Cienki. Ale wszystko razem i w szerszym kontekście innych postaci z MCU wydaje się to po prostu dziwne. Zwłaszcza, iż wydaje się, iż żadna główna bohaterka nie ma pozytywnych doświadczeń w byciu matką. W MCU bycie matką oznacza bycie martwą (Królowa Ramonda, Maria Rambeau, Frigga), postać poboczną poza akcją (Muneeba Khan, Laura Barton) lub głęboką traumę (Agata, Wanda). Ojcowie powstają i ratują dzień; matki upadają.