Przemoc domowa, choroby, które sprawiają, iż bliscy stają się obcymi ludźmi, czy wstydliwe tajemnice, skrywane przed innymi członkami rodziny, to niewygodne tematy, o których bardzo trudno mówi się wprost. Potrzebują więc pośrednictwa metafory, dzięki której stają się łatwiejsze do wyrażenia i przyswojenia. Z pomocą przychodzą tu schematyczne, gatunkowe opowieści, zwłaszcza horrory, ponieważ odwołują się do uniwersalnych lęków, a w figurach dobrze znanych potworów (wilkołaków i wampirów) stosunkowo łatwo przemycić coś znacznie bliższego prawdziwemu życiu. Wszystko to w myśl zasady – wilkołak nie zawsze jest wilkołakiem, ale strach zawsze jest prawdziwy.
„Wolf Man”, czyli choroba w rodzinie
Scenarzystą i reżyserem tego filmu jest Leig Whannell, twórca „Ulepszenia” (2018) i „Niewidzialnego człowieka” (2020), w których pokazał, iż ma swój charakterystyczny styl i potrafi robić kino angażujące i nieoczywiste, które śmiało pogrywa z oczekiwaniami widza. Podobnie jest w przypadku „Wolf Mana”, choć jest to jego najbardziej kameralne i najmniej skomplikowane dzieło.
Już na samym początku dostajemy jasną sugestię, iż chodzi tu o chorobę odzwierzęcą. Następnie, po krótkiej retrospekcji, poznajmy rodzinę mieszkającą w Nowym Yorku – Blake’a (w tej roli Christopher Abbott), Charlotte (grana przez Julię Garner) i ich córkę Ginger (w którą wcieliła się Matilda Firth). Średnio im się układa w związku, dlatego gdy Blake dowiaduje się, iż jego ojciec, z którym od wielu lat nie utrzymywał kontaktów, został w końcu uznany za zmarłego, a on musi teraz pojechać do odziedziczonego domu w Oregonie, żeby go przejąć, przekonuje Charlotte i Ginger, żeby pojechały razem z nim. Chce spędzić tam z nimi trochę czasu i zbliżyć się do nich. Dziewczyny się zgadzają. Jednak tuż po przybyciu na miejsce, atakuje ich tajemnicze stworzenie, które rani mężczyznę. Rodzina znajduje schronienie w starym domu ojca Blake’a, ale ich kłopoty dopiero się zaczynają. Na zewnątrz czai się coś przerażającego, a Blake zaczyna przechodzić osobliwą przemianę, która zmienia go w potwora przypominającego wilkołaka. Nigdzie nie jest bezpiecznie.
View oEmbed on the source website„Wolf Man” nie zaskakuje fabularnie. W zasadzie cała ta opowieść rozgrywa się zgodnie ze znanymi schematami narracyjnymi. Straszyć też próbuje w dość konwencjonalny sposób, ale znalazły się tu niezwykle pomysłowe sceny, które dodają całej historii niespodziewanej głębi. One są najciekawsze, mocno rzutują na ostateczny odbiór filmu i podpowiadają, jak można go interpretować.
Zaczyna się od tego, iż wraz z postępującą przemianą Blake’a widzimy, iż przestaje rozumieć, co mówią do niego Charlotte i Ginger. Wywołuje to u niego konfuzję i lęk. Jego stan cały czas się pogarsza, a postępująca choroba, będąca jakby formą wilkołactwa, gwałtownie odbiera mu człowieczeństwo. Mężczyzna chroni kobietę i dziecko przed drugim potworem, ale znacznie trudniej jest walczyć z własną przemianą i utratą ludzkich cech. W pewnym momencie (i są to najlepsze sceny w filmie) widzimy bliskich Blake’a jego nowym, nieludzkim wzrokiem, który sprawia, iż one też wyglądają jak potwory. Wilkołacza przemiana obejmuje zarówno jego ciało, jak i umysł, tym samym stając się czytelną i przekonującą metaforą choroby członka rodziny, która niszczy bliskość i możliwości porozumienia, stając się źródłem przerażenia zarówno dla chorego, jak i ludzi, którzy go kochają.
„The Beast Within”, czyli przemoc w rodzinie
To pierwszy film, jak Alexander J. Farell wyreżyserował i wiele można mu zarzucić, zwłaszcza to, iż jest toporny i próbuje straszyć w dość prymitywny sposób, ale z pewnością nie brakuje mu nastroju, charakteru i pomysłu, który sprawia, iż mamy do czynienia z czymś nieco więcej niż folkowy horror. Ale żeby się o tym przekonać trzeba oczywiście obejrzeć do samego końca, który jest nie tylko kulminacją zdarzeń, ale przede wszystkim łączy wszystkie chyłkiem podrzucone w trakcie seansu tropy, aby pokazać coś, co straszy naprawdę.
Historia w „The Beast Within” jest prosta. W dużym domostwie na pustkowiu mieszka Noah (w tej roli Kit Harington), Imogen (grana przez Ashleig Cummings), ich córka Willow (Caoilinn Springall) oraz dziadek (James Cosmo). Co jakiś czas Imogen wywozi gdzieś Noah i zostawia go tam na kilka dni. Willow bardzo to interesuje, ale nie jest to temat, na który dorośli chcą z nią rozmawiać. Bierze zatem sprawy we własne ręce, zakrada się tam, gdzie nie pozwalali jej pójść i odkrywa, iż w czasie pełni księżyca jej ojciec zmienia się w wilkołaka. I niby wszyscy nauczyli się z tym żyć, wierząc, iż jakoś to będzie, iż przy zachowaniu odpowiednich środków ostrożności nikomu nic się nie stanie, tylko iż coś tu jest nie tak. Wszystko jest nie tak.
View oEmbed on the source websiteWillow powoli zaczyna samodzielnie łączyć kropki, żeby ostatecznie zrozumieć jakiego rodzaju bestia kryje się we wnętrzu jej ojca. Poszlaki są jasne: rozległe siniaki na ciele Imogen, napady zazdrości i gniewu Noah, strzępki rozmów, które nie chcą się złożyć w całość, bo dziewczynka nie jest w stanie przyjąć do wiadomości przerażającej prawdy, która się z nimi wiąże. Wilkołak to znacznie lepsza i mniej bolesna opcja niż możliwości, iż ktoś, kogo się kocha, może tak po prostu być ludzkim potworem.
„Smak krwi”, czyli rodzinne tajemnice
No dobrze, wyjaśnijmy to sobie od razu, to nie jest horror. Bliżej mu do czarnej komedii i pokręconego kina obyczajowego, które tylko wykorzystuje i przetwarza motywy znane z kina grozy, ale nie straszy. Ani przez moment. Jednak sposób w jaki podbiera gatunkowe motywy ma konkretny cel i ostatecznie sprawia, iż „Smak krwi” jest dość oryginalnym filmem, który trudno jednoznacznie zaszufladkować. Jego reżyser – Euros Lyn – pracował wcześniej przy serialu „Czarne lustro” i wyczuwa się tu bardzo podobny klimat. Podobny sposób metaforyzowania problemów.
Radleysowie to pozornie całkowicie normalna rodzina, czyli zwykli przedstawiciele klasy średniej, mieszkający w małym miasteczku. Mąż – Daniel (w tej roli Damian Lewis), żona – Helen (grana przez Kelly Macdonald) oraz dwójka dzieci: córka Clara (Bo Bragson) i syn Rowan (Harry Baxendale). Dzieci są już starszymi nastolatkami, które mają swoje młodzieńcze problemy, głównie związane z niespełnionymi miłostkami, a ich rodzice zdają się pogrążać w kryzysie małżeńskim. Normalne sprawy. Do czasu. Gdy Clara musi się bronić przed zapędami zbyt natarczywego chłopaka, strach sprawia, iż dowiaduje się o sobie czegoś nowego, o czym do tej pory nie miała pojęcia. Namolny chłopak zapłaci za to najwyższą cenę, a rodzice Clary będą musieli wreszcie wyznać dzieciom skrywaną dotąd prawdę – wszyscy są wampirami. Tylko próbują żyć jak normalni ludzie, bez picia krwi i tym podobnych prymitywnych zachowań. Czy jednak można się wyprzeć swojej prawdziwej natury? W obliczu kryzysu Daniel prosi o pomoc swojego brata, bezczelnego i pewnego siebie Willa (w tej roli również Damian Lewis), który nigdy nie wyrzekł się picia krwi i wiążących się z tym zalet aktywnego wampiryzmu. Może on na przykład manipulować świadomością zwykłych ludzi, aby pamiętali tylko to, co chce albo by dali mu spokój. Jednak jego przybycie niczego nie naprawi. W zasadzie będzie jeszcze gorzej, ponieważ największy problem polega na tym, iż trzeba się w końcu zdecydować, kim się chce być.
View oEmbed on the source websiteW tym filmie najciekawsze jest to, iż jest to historia, która z jednej strony pokazuje, iż kłamstwa na temat tożsamości zawsze prowadzą do rodzinnego konfliktu i iż może go rozwiązać wyłącznie prawda, choćby bolesna. Ale z drugiej strony, równie interesującej, jest to również opowieść o godzeniu się z uprzywilejowaniem, które zapewnia przewagę na wielu polach. Owszem, empatia i współczucie mogą z powodzeniem karmić potrzebę wyrównania szans, co teoretycznie pozwoli ograniczyć wyrzuty sumienia, ale nie sposób uciec od tego, kim się jest. Można to robić tylko do momentu, gdy pojawi się głód, który trzeba zaspokoić. Małżeństwo Radleysów musiało sobie o tym przypomnieć, a ich dzieci, po odkryciu prawdy o własnej naturze, zrozumiały, czego im przez całe życie brakowało. A co z resztą ludzi? Policją, matką chłopaka, który zginął i innymi ofiarami, pozbawionymi krwi? No cóż, muszą znać swoje miejsce. Jak biedni obok bogatych czy roślinożercy obok drapieżników. I to jest tu najbardziej upiorne.