20 lat temu otworzył Warszawską Szkołę Filmową. Reżyser Maciej Ślesicki: "Ciągle chce nam się uczyć"

natemat.pl 2 dni temu
Warszawska Szkoła Filmowa ma już dwadzieścia lat na karku i dziesiątki sukcesów na koncie, w tym dwie nominacje do prestiżowych Oscarów. Jej współzałożyciel, reżyser Maciej Ślesicki, który powołał uczelnię do życia wspólnie z Bogusławem Lindą, w rozmowie z naTemat wspomina trudne początki i moment, w którym poczuł największą satysfakcję, zdradza, dlaczego w WSF uczy się także tworzenia gier i ocenia kondycję polskiego kina. A także apeluje do władz.


Warszawska Szkoła Filmowa to wyjątkowe miejsce na mapie edukacji artystycznej w Polsce. Założona w 2004 roku przez reżysera, scenarzystę i producenta Macieja Ślesickiego oraz aktora Bogusława Lindę, jednego z najpopularniejszych polskich aktorów, stanowi jedyny w kraju kompleks obejmujący różne poziomy kształcenia filmowego.

W ofercie szkoły znajdują się studia licencjackie i podyplomowe, studium policealne, kursy, a choćby liceum o profilu filmowym oraz kreacji gier wideo. Również kierunki i specjalności są różnorodne, bo w WSF można kształcić się w zakresie reżyserii, aktorstwa, realizacji obrazu filmowego, montażu, produkcji filmowej i telewizyjnej, filmoznawstwa, scenariopisarstwa, fotografii, kreacji dźwięku i tworzenia gier wideo.

Studenci mogą wybrać też programy międzynarodowe prowadzone w języku angielskim, co przyciąga młodych artystów z całego świata. W ramach uczelni działają także Szkoła Zawodów Filmowych oraz Studium Wokalno-Aktorskie, zapewniając kompleksowe podejście do edukacji artystycznej.

Kadra dydaktyczna to cenieni twórcy i specjaliści – zarówno z branży filmowej, jak i gier wideo. Wśród wykładowców są m.in. Joanna Kos-Krauze, Magdalena Łazarkiewicz, Alek Pietrzak, a także twórca gier Konrad Tomaszkiewicz. Autorski, unikatowy program nauczania WSF, której rektorem jest Andrzej Ramlau, został opracowany w oparciu o praktyczne doświadczenie aktywnych zawodowo wykładowców i jest stale rozwijany.

Misją szkoły jest jednak nie tylko nauczanie, ale także szerzenie kultury filmowej poprzez liczne inicjatywy otwarte dla publiczności. To m.in. Script Fiesta, czyli największy w Europie kontynentalnej festiwal dla scenarzystów, spotkania w ramach Akademii Filmoteki Szkolnej, wydarzenia dla twórców gier jak Game Jam, rozmowy z postaciami ze świata kultury i edukacji, ale również działalność na kampusie kultowego kina studyjnego Elektronik.

Dwie nominacje do Oscara, 200 festiwali, 250 etiud, czyli Warszawska Szkoła Filmowa w pigułce


Warszawska Szkoła Filmowa nie tylko kształci przyszłych twórców, ale także aktywnie wspiera ich rozwój artystyczny i zawodowy. A warto dodać, iż przez 20 lat przez korytarze uczelni przeszło około pięć tysięcy aspirujących filmowców.

Jednym z kluczowych założeń szkoły jest promowanie współpracy między studentami różnych kierunków, co pozwala im na tworzenie zespołów filmowych i realizowanie wspólnych projektów. Efektem tego jest imponująca liczba blisko 250 etiud filmowych powstających każdego roku, co możliwe jest dzięki profesjonalnemu zapleczu dydaktycznemu i sprzętowi.

Uczelnia mocno angażuje się też w promowanie swoich produkcji w Polsce i za granicą. Filmy stworzone przez studentów są prezentowane na ponad 200 festiwalach rocznie, a szkoła może poszczycić się ponad 10 prestiżowymi nominacjami do międzynarodowych nagród filmowych, w tym na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych i Energa CAMERIMAGE oraz tych najważniejszych – Oscarów.

WSF ma na koncie aż dwie oscarowe nominacje – za "Naszą klątwę" Tomasza Śliwińskiego (2015) oraz "Sukienkę" Tadeusza Łysiaka (2022). Z kolei w 2024 roku absolwentka uczlni DK Welchman reprezentowała Polskę w wyścigu o Oscara z animacją "Chłopi", która podbiła polskie kina.

Rozmowa z Maciej Ślesickim: "Po 20 latach wcale nam nie przeszło"


Z okazji dwudziestych urodzin Warszawskiej Szkoły Filmowej porozmawialiśmy z jej współzałożycielem Maciejem Ślesickim, twórcą kultowych filmów "Tato" i "Sara" oraz seriali "13 posterunek" i "13 posterunek 2". Wraz z Filipem Hilleslandem filmowiec wyreżyserował również pełnometrażową produkcję "Ludzie" o wojnie w Ukrainie. Film, który wyprodukowała WSF, brał udział w Konkursie Głównym Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni 2024.

Ola Gersz: Skąd pomysł na założenie Warszawskiej Szkoły Filmowej?


Maciej Ślesicki: "Ja nie mam nic, ty nie masz nic… To razem mamy właśnie tyle, żeby założyć szkołę filmową" – tak to na początku wyglądało. Dzisiaj wydaje mi się, iż to było jakieś kompletne szaleństwo. Najpierw ogłosiłem, iż otwieramy szkołę, a potem zacząłem myśleć, jak to zrobić.

Ale udało się.

Udało się tylko dlatego, iż wstydziłem się porażki. Kula śniegowa zaczęła się toczyć i po kilku latach byliśmy nie do zatrzymania. Jedyny problem tkwi w tym, iż ja siedzę w środku tej kuli i coraz częściej brak mi oddechu. Minęło dwadzieścia lat i poza wyższą uczelnią mamy jeszcze dwie zawodowe szkoły policealne oraz Liceum Filmowe i Kreacji Gier Video. To moje ukochane dziecko z autorskim programem nauczania przedmiotów artystycznych i humanistycznych oraz świetnymi wynikami zdawalności matur.

To, iż nam się udało wynika prawdopodobnie z faktu, iż nigdy nie myślałem o pieniądzach, tylko o tym, żeby robić dobre szkoły. Wymagało to potężnej harówki i poświęceń, ale dzięki temu mamy już dwadzieścia lat.

Warszawską Szkołę Filmową ukończyło wiele znanych osób ze świata kina. Jest Pan szczególnie dumny z którychś absolwentów lub konkretnych artystycznych osiągnięć?

Jestem dumny ze wszystkich. Z tych, którzy mają już znane nazwiska i z tych, którzy pracują w zawodzie na różnych szczeblach, bo uczelnia wykształciła też wybitnych specjalistów od kreacji dźwięku, montażu, produkcji czy kreacji gier. Otrzymaliśmy dwie nominacje do Oscara za szkolne filmy i niezliczoną liczbę nagród od Gdyni przez Camerimage po Los Angeles i Tokio. W tym roku nasze trzy absolwentki zdobyły na festiwalu w Gdyni nagrody za fabularne debiuty.

Dla mnie najbardziej wzruszający był moment, kiedy staliśmy na scenie w Teatrze Muzycznym z okazji pokazu wyprodukowanego przez WSF filmu "Ludzie" i zdałem sobie sprawę z faktu, iż reżyser, operator, dźwiękowiec i montażysta to moi byli uczniowie. Nigdy nie byłem bardziej szczęśliwy.

Przez ostatnie 20 lat kino bardzo się zmieniło?


Kino zmienia się tak samo szybko, jak i inne dziedziny naszego życia. Poziom sztuki filmowej na świecie spada i ma to związek z faktem, iż wszystko wokół staje się powierzchowne i płytkie. Misją naszej uczelni jest opowiadanie historii. Coraz trudniej tę misję realizować, ponieważ świat kina spolaryzował się tak samo, jak inne dziedziny życia.

Z jednej strony mamy drogie produkcje o superbohaterach, a z drugiej kino festiwalowe, nudne i kierujące się jakąś niezrozumiałą dla mnie, bełkotliwą modą. Żadne z tych filmów nie przetrwają, nikt do nich nie wróci za 10 lat, a "Ojca Chrzestnego", który ma 50 lat, przez cały czas da się oglądać.

Jak WSF reaguje na te zmiany?


Naszą szkołę prowadzimy właśnie w takim kierunku – opowieści opartych na prawdzie. Czasem mam jednak wrażenie, iż to misja niemożliwa, bo o wiele łatwiej jest nakręcić film "artystyczny", w którym bohaterowie snują się po ekranie i coś bełkocą niż historię z początkiem, środkiem i końcem. Ta druga wymaga zawodowych umiejętności.

Kino umiera także dlatego, iż umarła prawdziwa krytyka filmowa. Ja nigdy nie miałem z krytyką łatwo, ale teraz tęsknię za tamtymi ludźmi zastąpionymi przez grupkę sfrustrowanych, internetowych oceniaczy, którzy chcieliby robić filmy, ale się boją, i ten strach i niemożność przelewają na króciutkie tekściki wypełnione przez przymiotniki, które na chwilę poprawiają im humor.

Jakie są największe atuty Warszawskiej Szkoły Filmowej? Co wyróżnia ją na tle innych szkół filmowych w Polsce?

W Polsce są trzy wyższe uczelnie filmowe, dwie państwowe i nasza. Szkoły w Łodzi i Katowicach są wspaniałe. Szczególny sentyment mam do Katowickiej Szkoły Filmowej, bo ją ukończyłem i to były najlepsze lata mojego życia. A czym się różnią? Można by długo wymieniać szczegóły, ale tak naprawdę wszyscy chcemy tego samego – kształcić artystów i pomagać im na początku drogi.

Myślę, iż zaletą naszej uczelni jest jej praktyczny profil. Ponieważ mamy wiele specjalności, nasi studenci mogą od samego początku tworzyć prawdziwe zespoły filmowe. Przy każdej etiudzie pracuje reżyser, operator, kierownik produkcji, dźwiękowiec, montażysta, aktorzy – wszyscy z naszej szkoły.

Mamy świetnie rozwinięty dział dystrybucji festiwalowej, dbamy o to by pomóc studentom, również anglojęzycznym, budować portfolio, co jest bardzo ważne w dzisiejszych czasach. Nie ma możliwości, żeby np. kierownik produkcji czy montażysta wyszedł ze szkoły bez żadnego zrealizowanego filmu. Tego typu podejście buduje integrację studentów, przyjaźnie na życie zawodowe i nie tylko. No i fakt, iż jesteśmy w Warszawie, centrum przemysłu filmowego, ma niebagatelne znaczenie.

A jak Pan ocenia obecną kondycję polskiego kina?


Polskie kino nie odbiega poziomem od świata. Umiemy robić filmy. Problem polega na czymś innym, ponieważ wszyscy, którzy decydują o dystrybucji pieniędzy na kino, od lat popełniają ten sam błąd: myślą o tym, jak i za co zrobić film i na produkcji się kończy. Tymczasem wyzwanie nie polega na tym, ile filmów wyprodukować, ale gdzie je pokazywać.

W tym roku polska kinematografia wyprodukowała ponad 70 fabuł. Kto je widział? jeżeli nie stworzymy miejsca dla dystrybucji polskiego kina, nie komercyjnego, ale wspieranego przez państwo, które powinno realizować misję, to za pięć lat polskiego kina nie będzie.

A kondycję polskich seriali? W końcu jest Pan twórcą kultowego "13 posterunku".

Nie bardzo mam czas, żeby oglądać seriale, choć kilka polskich produkcji było naprawdę zachwycających i były dużo lepsze niż produkcje ze świata. Mam te wszystkie platformy i coraz częściej myślę, iż poza kilkoma rodzynkami w rodzaju "Sukcesji", naprawdę nie ma co tam oglądać, bo wszystko jest takie samo. Te produkcje wyglądają jakby tworzył je algorytm.

Pana uczelnia otworzyła również studia na kierunku Tworzenie Gier Video. Skąd taki pomysł?


Gry to przemysł, który dawno prześcignął kino. To także dziedzina sztuki, która łączy wszystkie inne. Chciałbym się na tym znać, ale jestem za stary, na szczęście mamy w WSF młodszych i mądrzejszych specjalistów. Przyglądam im się z zachwytem i cieszę się każdym sukcesem.

W ślad za wyższą uczelnią otworzyliśmy też wspomniane Liceum Kreacji Gier Video. Największym wyzwaniem było przekonanie rodziców, iż to nie jest liceum dla graczy, tylko dla kreatorów sztuki związanej z grami. Teraz szkoła okrzepła i dzieciaki tworzą w niej genialne rzeczy od planszówek po pełnoprawne gry video. A poza tym wszyscy zdają maturę. Lubię to.

Może Pan zdradzić jakieś plany Warszawskiej Szkoły Filmowej na kolejne lata? Jakieś nowe kierunki w przygotowaniu?

Otworzymy kierunek scenariopisarski. Będziemy uczyć tak, żeby było jasne, iż tekstów nie napisała sztuczna inteligencja. To prawdziwa plaga i zagrożenie. jeżeli nie zaczniemy z tym walczyć, za chwilę wszystkie filmy i seriale będą takie same. AI z pomocą żądnych zysku księgowych, wychowa sobie nowego, bezmózgiego widza. Warto się z tym bić, choćby jeżeli wiadomo, iż nie da się wygrać, ale to temat na inną rozmowę.

W tym roku szkoła była producentem wspomnianego wcześniej filmu "Ludzie" w reżyserii Pana i Filipa Hilleslanda. Czy opowiedzenie historii o wojnie w Ukrainie było trudnym wyzwaniem?

Trudnym, bo ciążyła na nas ogromna odpowiedzialność. Chcieliśmy zrobić film, który jasno opowie się po stronie Ukraińców i dlatego wszyscy aktorzy (poza Czarkiem Pazurą) i duża część ekipy pochodziła z Ukrainy. Zależało nam na pokazaniu prawdy i każdy fragment konsultowaliśmy z ludźmi, którzy to przeżyli.

Bardzo się zdziwiłem, gdy przeczytałem na jednym z portali, iż to "nieludzki film". A wojna jest ludzka? Rozumiem, iż wytrąciliśmy jakiegoś pana ze strefy komfortu, ale czy to znaczy, iż kino nie powinno pokazywać prawdy? A może już prawdy nie potrzebuje?

Każda przemoc, wiadra krwi, setki trupów mogą się pojawiać na ekranie, jeżeli są wzięte w nawias i niepoważne, ale tylko spróbujcie pokazać coś prawdziwego… To o tyle ciekawe, iż w naszym filmie nie ma ani jednego aktu przemocy pokazanego na ekranie, co znaczy, iż zrobiliśmy najlepszą rzecz, jaką mogą zrobić filmowcy – rozbudziliśmy wyobraźnię.



Czy ma Pan jakąś radę dla młodych ludzi, którzy marzą o karierze w branży filmowej?


Żeby przyszli do Warszawskiej Szkoły Filmowej, do naszych filmowych "zawodówek", do Liceum Filmowego i Kreacji Gier Video, to im pomożemy. To są miejsca dla ludzi, którzy mają pasję i szukają przygody, a nam ciągle się chce ich uczyć. Po 20 latach wcale nam nie przeszło.

Czego życzyć Warszawskiej Szkole Filmowej z okazji dwudziestolecia?


Ostatnio TVP ogłosiła konkurs dla uczelni filmowych o wdzięcznej nazwie "Ziemia Obiecana". Okazało się, iż konkurs dotyczy wyłącznie uczelni państwowych i zostaliśmy z niego arbitralnie wykluczeni. To tylko drobny przykład nieuczciwego traktowania naszej uczelni. Dlatego marzę, żeby ludzie, którzy odpowiadają za kulturę i edukację w tym kraju, niezależnie od tego, z jakiej są partii, wyjrzeli poza swoje urzędnicze horyzonty i dostrzegli, iż warto nam pomóc.

Za edukację filmową – która jest bardzo droga, bo studenci i uczniowie muszą robić filmy – zawsze ktoś płaci. W przypadku szkół państwowych płaci państwo, w naszym płacą młodzi ludzie i ich rodziny. Są w jakiś sposób gorsi? Ile jeszcze nominacji, nagród, sukcesów absolwentów mamy wytworzyć?

Jeśli państwo uważa, iż jesteśmy instytucją, która współtworzy polską kulturę, to powinno nas wspierać na równi z instytucjami państwowymi. A jeżeli tak nie uważa, to niech powie i już. Poproszę na piśmie.

Idź do oryginalnego materiału