Mój mąż od pół roku mieszka ze swoją „chorą” matką i nie zamierza wracać do domu. Zarzuca mi, iż nie potrafię go zrozumieć i iż nie chcę mu pomóc.
Jestem zmęczona tą sytuacją. Wcześniej zdarzało się, iż zostawał u niej na kilka tygodni, ale teraz to już przesada. A do tego jeszcze próbuje mnie obwiniać, jakbym to ja była problemem.
––––––––––
Jak mam pomóc teściowej, która tylko udaje chorobę, żeby zniszczyć nasze małżeństwo? Przecież to ewidentna manipulacja – przywiązuje syna do siebie, udając niedołężność. Już raz mieszkałam z tą kobietą i nigdy więcej tego nie zrobię.
Jego matka nigdy nie zaakceptowała naszego ślubu z Jakubem. choćby nie kryła, iż jest przeciwko temu związkowi. Nie kłóciła się otwarcie, bo chciała, żeby syn widział w niej dobrą matkę, ale cały czas prowokowała i miała do mnie pretensje.
Nie dałam się wciągnąć w tę grę, szczególnie iż nie musiałyśmy się często widywać. Miałam własne mieszkanie, w którym zamieszkaliśmy z Jakubem. A jego matka? Oczywiście też była tym wściekła. Trudno kontrolować życie syna, który już nie jest dzieckiem, i jeszcze trudniej zmusić synową, żeby się jej podlizywała.
Więc wymyśliła inny plan. Nie jest pierwszą ani ostatnią, która na to wpadła. Postanowiła udawać ciężko chorą, która potrzebuje ciągłej opieki.
––––––––––
Jakub, który nigdy nie doświadczył takiej manipulacji ze strony matki, dał się nabrać. „Biedna staruszka” miała tyle objawów, iż mogłaby stanowić lekarzom wyzwanie diagnostyczne.
Cierpiała na wysokie i niskie ciśnienie, bóle w klatce, kręgosłupie, kolanach, a choćby omdlenia. Zajęło mi trochę czasu, żeby zrozumieć, iż to wszystko gra. Myślałam, iż to przez stres – przecież jej ukochany syn wyprowadził się do innej kobiety, to naturalne, iż źle to znosi.
Kiedy pierwszy raz poważnie „zachorowała”, a Jakub został u niej na tydzień, spakowałam się i pojechałam pomóc. Myślałam, iż to coś poważnego. Pierwszy dzień wyglądał wiarygodnie.
Ale po dwóch dniach zauważyłam, iż wszystkie dolegliwości magicznie znikają, gdy Jakub wychodzi. Teściowa od razu stawała się radosna i pełna energii. Ale gdy tylko mój mąż wracał – znów była „umierająca”.
Podzieliłam się z Jakubem swoimi obserwacjami, ale oczywiście mi nie uwierzył. Przecież grała swoją rolę perfekcyjnie. Nie zamierzałam dłużej w to brnąć. Spakowałam się i wróciłam do domu.
Jakub pojawił się kilka dni później, mówiąc, iż jego matka „czuje się lepiej”. Chyba nie mogła ukryć szczęścia, iż odjechałam – to była cena, którą zapłaciła. Ale kilka tygodni później historia się powtórzyła.
Wkurzało mnie, iż za każdym razem, gdy teściowa znów „zachorowała”, Jakub wprowadzał się do niej na nieokreślony czas. Nagle poprawiało jej się zdrowie dopiero, gdy sugerowałam wezwanie lekarza. Zdrowy człowiek nie może tak ciągle chorować – to podejrzane.
Gdy tylko matka Jakuba słyszała, iż może przyjechać lekarz, natychmiast „wracała do formy”. Mój mąż, przekonany, iż nic jej nie grozi, w końcu wracał do domu.
––––––––––
Tak mija już pół roku. Na początku miałam zrozumienie – przeszła operację kolana po upadku sprzed dwóch lat. Lekarze zalecili zabieg, żeby uniknąć problemów w przyszłości.
Jakub został przy niej po operacji, jak przystało na kochającego syna. Nie miałam nic przeciwko, bo naprawdę potrzebowała pomocy.
Ale tydzień minął, potem miesiąc, a mąż nie wracał. Matka zaczęła udawać, iż rekonwalescencja trwa dalej. Mogła już normalnie chodzić, ale opowiadała Jakubowi, jak to „prawie się przewróciła”, gdy był w pracy.
Od pół roku mój mąż mieszka z matką i wierzy w jej opowieści. Choć lekarze zapewniają, iż operacja się udała i nie ma powodów do obaw – ona może chodzić, tylko nie biega. Ale co tam lekarze, prawda?
Postawiłam ultimatum – wraca do domu na stałe albo zabiera swoje rzeczy, bo złożę pozew o rozwód. Teraz Jakub oskarża mnie, iż go nie kocham i nie rozumiem. Przecież nie jest u kochanki, tylko pomaga swojej matce, która „tak bardzo go potrzebuje”.
Wszystkie przyjaciółki pytają, po co jeszcze czekam – to przecież oczywiste, iż powinnam się rozwieść. Może wreszcie i ja to zrozumiałam, chociaż do końca wierzyłam, iż Jakub otrząśnie się z tej manipulacji. Życie uczy, iż czasem choćby najsilniejsze więzi nie są warte ceny, jaką za nie płacimy.