Życie wymaga odwagi. Fragment książki „Swoją drogą…”

magazynpismo.pl 1 tydzień temu

Miejmy odwagę!… nie tę jednodniową,

Co w rozpaczliwem przedsięwzięciu pryska,

Lecz tę, co wiecznie z podniesioną głową

Nie da się zepchnąć z swego stanowiska.

Miejmy odwagę!… nie tę tchnącą szałem,

Która na oślep leci bez oręża,

Lecz tę, co sama niezdobytym wałem

Przeciwne losy stałością zwycięża.

Adam Asnyk, fragment wierszaMiejmy nadzieję! 

Justyna Dąbrowska: Co ostatnio zrobiłeś odważnego?

Bogdan de Barbaro: Trudno mi sobie teraz przypomnieć coś spektakularnego. Ale… owszem, niedawno przytrafiła mi się mała przygoda. Otóż jadąc hulajnogą, nie zauważyłem ukrytego pod trawą progu i przewróciłem się, upadając na kamienie. Byłoby ze mną źle, gdyby nie to, iż miałem na sobie kask, w dodatku bardzo dobrej jakości, wybrany przez syna, który dba o mnie także w takich sprawach. Potłukłem się, ale głowie nic się nie stało. No ale stres miałem porządny. I będąc w tym stresie, wstałem poturbowany i wahałem się, czy kontynuować jazdę, bo jeszcze miałem w kościach – dosłownie i w przenośni – ten upadek. Ale zdecydowałem, iż pojadę dalej i w czasie tego drugiego etapu jazdy będę sobie robił psychiczną rekonwalescencję. Może tę decyzję da się zakwalifikować jako akt odwagi? Czy tylko odważki…?

Masz przed sobą otwarty tekst, który udostępniamy w ramach promocji „Pisma”. Odkryj pozostałe treści z magazynu, także w wersji audio.Wykup prenumeratę lub dostęp online.

Odwagą była jazda na hulajnodze?

Nie, raczej decyzja, iż będę pokonywał w czasie jazdy ten „stres poupadkowy”. Bo gdy stawałem na hulajnodze, jednak trochę mi nogi drżały. A może to była brawura granicząca z bezkrytycyzmem?

A czym brawura się od odwagi różni?

Może poziomem krytycyzmu? Gdyby brać pod uwagę źródłosłów, to – pół żartem, pół serio – być może brawura jest po to, żeby dostać brawa.

A w odwadze jednak trzeba coś rozważyć?

Mówiąc poważnie, odwaga jest zwykle ufundowana na jakiejś wartości, to znaczy, iż jest dla kogoś, dla czegoś, dla jakiejś ważnej sprawy. Nie musi mieć posmaku narcystycznego.

Odwaga to jest robienie czegoś mimo lęku, prawda? Czuję, iż coś będzie dla mnie trudne, będzie wyzwaniem, ale podejmuję się tego z uwagi na coś ważniejszego. Ja ostatnio musiałam wjechać do schroniska położonego bardzo wysoko w górach – droga wiodła nad przepaścią – z jednej i z drugiej strony. Boję się w takich sytuacjach. I potem miałam do wyboru zjechać tą samą drogą lub zejść inną. Po długim namyśle wybrałam zjechanie, bo pomyślałam, iż racjonalnie nic mi nie grozi, a jak zjadę, to będę z siebie dumna. Czy przemaganie lęku może być rozwojowe?

Myślę, iż tak. Gdy słuchałem tej twojej wysokogórskiej historii, to mi się przypomniała moja przygoda sprzed kilkunastu lat. Kiedyś, dawno temu, znalazłem się na balkonie mieszkania, które było w wieżowcu, bardzo wysoko. I kiedy patrzyłem w dół, to z jednej strony czułem niepokój, a z drugiej strony dotarło do mnie, iż chyba pociągałoby mnie fruwanie. W związku z tym zapisałem się na kurs paralotniarstwa i nauczyłem się tego. Naprawdę fruwałem nad ziemią. To było dawno temu, a ja to do dziś pamiętam i wspominam jako cudowne przeżycie.

Newsletter

Aktualności „Pisma”

W każdy piątek polecimy Ci jeden tekst, który warto przeczytać w weekend.

Zapisz się

Niektórzy podejrzewali, iż to mój sposób na kryzys wieku śred­niego, iż to takie „sny o potędze”. Ale dla mnie to było – jak by powiedzieli terapeuci humanistyczni – doświadczenie ocea­niczne,peak experience. I w interesujące rejony mnie ten mój lęk zaprowadził. Uczyłem się w małej grupie, w której wszyscy byli młodsi ode mnie i bardzo dla mnie życzliwi. Najpierw musiałem się nauczyć, jak te wszystkie linki zakładać, jak je zapinać, żeby było bezpiecznie i żeby móc decydować, w którą stronę pofrunę. Potem, kiedy już nałożyłem tę paralotnię, to zbiegałem po takiej pochyłej łące i jak wszystko dobrze szło, to pojawiała się szansa, iż uda mi się jakieś dziesięć lub piętnaście metrów przefrunąć. Pamiętam, iż to doznanie było jednym z najpiękniejszych w moim życiu.

I co było dalej?

Na następnym etapie przyczepiano nas do takiej liny, którą ciągnął samochód. Samochód jechał, lina się napinała, a ja na paralotni leciałem do góry. Potem, gdy już byłem hen, hen wysoko, odczepiałem się od tej liny i fruwałem sam. A potem już nie potrzebowałem auta, wystarczył stok górski.

Moja powietrzna kariera skończyła się wtedy, kiedy kolega, sprawdzając, jak mam przyczepione te linki, zauważył, iż zrobiłem to byle jak i gdybym z takim zamocowaniem miał lecieć, to po pewnym czasie spadłbym na ziemię z wiadomymi skutkami. Wtedy uznałem, iż przy moim roztargnieniu nie nadaję się na paralotniarza. Ale co się nafruwałem, to moje. Poza tym wiadomo skądinąd, iż najbardziej niebezpieczni dla siebie są ci, którzy już myślą, iż umieją latać. Ci, co się uczą, są roztropni. Podobnie ci, którzy już naprawdę umieją. Natomiast ci, którzy są pomiędzy, wpadają na drzewo albo nie umieją się wyplątać z tych linek.

Myślisz, iż możemy to zaliczyć do czynów odważnych?

My chyba dopiero teraz w rozmowie układamy definicję odwagi. Gdyby odjąć …

Idź do oryginalnego materiału