Zrobiłem to, co uważałem za słuszne

twojacena.pl 1 tydzień temu

Zrobiłem to, co uważałem za słuszne

— Halo, Kasia, nie mogę długo gadać, tu Krzysia biją — te słowa uderzyły mnie jak grom z jasnego nieba. Katarzyna zastygła, ściskając telefon w dłoni. Serce zaczęło walić jak szalone, adrenalina natychmiast rozpaliła krew. Nie zdążyła choćby zapytać, co się stało, gdy połączenie się urwało. Mąż wyszedł wieczorem z kumplem do knajpy, żeby po pracy wypić piwo. Zwykły piątek, zwykłe plany. A teraz wszystko się zmieniło.

Katarzyna rzuciła się do drzwi, złapała klucze i wybiegła na ulicę. Po drodze wielokrotnie dzwoniła do męża, ale ten nie odbierał. Niepokój narastał z każdą minutą. W końcu udało jej się dodzwonić do jego kolegi, który był świadkiem zdarzenia.
— Co ty, kurwa, go zostawiłeś?! — krzyczała Katarzyna do słuchawki, ledwo powstrzymując łzy. — Czemu nie pomogłeś?! Czemu do mnie dzwonisz, a nie na policję?!

Kolega próbował się tłumaczyć, bełkocząc coś o strachu i decyzji, żeby dać znać Katarzynie, co się dzieje. Jego drżący głos tylko podsycał jej wściekłość.
— Ty się w porę odsunąłeś, co? A mój mąż został tam sam! Masz w ogóle pojęcie, co robisz?! — kontynuowała, nie dając mu dojść do słowa.

Pobiegła na miejsce zdarzenia, mając nadzieję, iż zdąży. Ale gdy dotarła, nikogo już nie było. Policyjny radiowóz zabrał jej męża w nieznanym kierunku. Katarzyna została sama na środku ulicy, czując się kompletnie bezradna.

Następnego ranka udała się na komisariat, gdzie dowiedziała się, iż męża zatrzymano za rzekome chuligaństwo. Okazało się, iż jakiś przechodzień wezwał policję, zgłaszając bójkę. Nikt jednak nie widział, iż napastnikami byli dresiarze, a nie jej mąż z kolegą. Wszystko wyglądało tak, jakby to oni zaczęli awanturę.

Katarzyna wściekała się. Próbowała wyjaśnić policjantom, iż jej mąż był ofiarą napaści, ale ci tylko wzruszali ramionami. Kolega męża, którego tak rozpaczliwie szukała poprzedniego wieczoru, od dawna był w domu i spał, nie przejmując się sytuacją.

Cały dzień spędziła na zbieraniu dowodów i szukaniu świadków. W końcu jeden z przechodniów potwierdził, iż widział, jak na Krzysztofa napadło kilku mężczyzn. To stało się decydującym argumentem, by wypuścić go na wolność.

Wieczorem Katarzyna wreszcie spotkała męża przy wyjściu z komisariatu. Wyglądał na zmęczonego i przygnębionego. Mocno go przytuliła, chcąc przekazać całą swoją miłość i wsparcie. Ale w środku wciąż kipiała złość. Nie mogła wybaczyć koledze męża jego tchórzostwa. Krzysztofowi szczęśliwie nic poważnego się nie stało.

Krzysztof zadzwonił do kolegi:
— Jak mogłeś stać i patrzeć, jak mnie biją?
— Nie wiem, Krzysiek — odparł kolega. — Strach mnie sparaliżował. Chciałem pomóc, ale nie dałem rady. Przecież wiesz, iż zawsze byłem tchórzem. Gdy zobaczyłem, jak ci typy na ciebie napadają, moją pierwszą myślą było uciec. Wiem, iż to brzmi okropnie, ale to prawda. Pewnie cię to boli, ale zrobiłem to, co uważałem za słuszne.
— Jasne. — Krzysztof przerwał rozmowę, myśląc: *Po co mi taki przyjaciel?*

Później kolega próbował jeszcze tłumaczyć, iż tchórzostwo to nie wybór, ale cecha charakteru. Nie był z tego dumny, ale nie potrafił się zmienić. Całe życie unikał konfliktów, chował się przed problemami, bał się podejmować decyzje. Ta noc tylko potwierdziła jego słabość. Był przekonany, iż jego strach nie powinien wpłynąć na ich przyjaźń. Wystarczyło jeszcze raz pójść do knajpy, wypić piwo i sprawę przeczekać.

Żadne tłumaczenia nie pomogły. Krzysztof przestał uważać go za przyjaciela.

Idź do oryginalnego materiału