Zostanę babcią… Ale jak pogodzić się z tym, iż jest starsza od mojego syna o 12 lat?

polregion.pl 3 godzin temu

Zostanę babcią Ale jak pogodzić się z tym, iż jest starsza od mojego syna o 12 lat?

Czasem, zwłaszcza po rozwodzie z Arturem, mam ochotę po prostu zniknąć. Uciec gdzieś daleko od wszystkich od sąsiadów, przyjaciółek, rodziny, choćby od własnego odbicia w lustrze. Schować się, by zresetować siebie, dać zmęczonemu sercu ciszę i szansę, by znów zaczęło bić.

W takie chwile biorę książkę, otulam się kocem, rozsiadam na kanapie w nowym mieszkaniu, kupionym po podziale majątku, i po prostu oddycham wolnością. Syn zagląda rzadko Krzysztof, mój jedyny, niedawno skończył dwadzieścia pięć lat. Ma pracę, znajomych, własne życie. Nie obciąża mnie, nie wymaga uwagi. Jestem za to wdzięczna, choć czasem czuję nie do zniesienia samotność.

Siedem miesięcy temu do sąsiedniego mieszkania wprowadziła się Kinga. Kobieta o mocnym spojrzeniu i miękkim uśmiechu, około trzydziestki. Od pierwszej chwili mi się spodobała uprzejma, ciepła. gwałtownie się zaprzyjaźniłyśmy. To ona zapraszała mnie na kawę, to ja na lampkę wina.

Okazało się, iż życie Kingi nie było łatwe: dwa rozwody, poronienie, niepłodność. Za każdym razem, gdy o tym wspominała, w jej oczach błyszczały łzy. Ale najważniejsze marzyła nie tylko o dziecku, ale o prawdziwej rodzinie, o mężczyźnie, który byłby przy niej na dobre i na złe.

Ja, z wysokości swoich lat, próbowałam ją przekonać. Mówiłam, iż nie trzeba szukać miłości życia wystarczy znaleźć dobrego człowieka, odpowiedniego dawcę, i urodzić dla siebie. Liczy się dziecko. A mężczyzna no cóż, przychodzą i odchodzą. Ale Kinga była nieugięta. Chciała nie tylko macierzyńskiej, ale i małżeńskiej miłości.

W dniu moich imienin, na świętego Mikołaja, zaprosiłam tylko Krzysztofa. Musieliśmy spokojnie porozmawiać właśnie rozstał się z dziewczyną, z którą żył trzy lata. Wybrała innego bogatszego, starszego, z perspektywami. Krzysztof przeżywał, musiałam dobierać słowa, pocieszać, przypominać, iż wszystko przed nim.

I nagle zadzwonił dzwonek. W drzwiach stała Kinga z przepięknym bukietem. Zaprosiliśmy ją do środka, spędziliśmy ciepły wieczór we trójkę. Jedliśmy, piliśmy, śmialiśmy się. Krzysztof, pierwszy raz od dawna, został u mnie na noc. Byłam szczęśliwa mój chłopiec wreszcie się uśmiechał.

Minęły tygodnie. Krzysztof zaczął częściej przychodzić. Kinga przeciwnie, oddaliła się. Ale wyglądała inaczej jakby jaśniejsza, spokojniejsza. Gdy spytałam, czy coś dobrego się stało, tylko tajemniczo się uśmiechnęła i odparła: Może. Jeszcze za wcześnie, by mówić.

A potem nadszedł Walentynkowy wieczór. Rano Kinga zadzwoniła: Trzymajcie za mnie kciuki. Dziś istotny dzień. Wieczorem zobaczyłam, jak wraca z ogromnym bukietem frezji. Sama. Ani śladu mężczyzny, ani pożegnania. Zrobiło mi się trochę smutno za nią.

Kilka minut później znów zadzwonił dzwonek. Otworzyłam a przede mną stał Krzysztof. Za jego plecami Kinga. Wymienili nieśmiałe spojrzenia, aż w końcu Krzysztof, kaszląc, wydukał:

Mamo gratuluję! Będziesz babcią.

Zatrzęsły mi się nogi. Ta Kinga? Moja przyjaciółka-sąsiadka? Ta sama, której radziłam, by nie czekała, szukała dawcy A dawcą okazał się mój syn.

Boże, na co ja ją naprowadziłam I jak teraz zaakceptować tę różnicę ona ma 36 lat, on 24. A przecież szczerze życzyłam jej szczęścia. Tylko nie z moim synem!

Teraz siedzę w ciszy i myślę: co robić? Z jednej strony wnuczka lub wnuk. Radość. Z drugiej szok i ból. Ale serce ono też pragnie ciepła. Może oni znaleźli swoje szczęście w tym dziwnym, nierównym związku?

Chyba muszę nauczyć się wybaczać. Pogodzić. I pamiętać, iż życie nie zawsze idzie po naszej myśli. Ale jeżeli pojawia się w nim dziecko to znaczy, iż trwa.

Idź do oryginalnego materiału