Zoja Skubis, najmłodsza Polka na Mount Evereście: „Dziadek pokazał mi, iż w górach można odnaleźć spokój” [wywiad]

glamour.pl 7 godzin temu
Zdjęcie: Zoja Skubis, fot. Instagram @zojaskubis


19-letnia Zoja Skubis mierzy wysoko. Jako najmłodsza Polka w historii zdobyła ośmiotysięcznik. Potem przebiegła maraton na Antarktydzie. Przed nią kolejna wyprawa – tym razem na Mount Everest.

Jak wspominasz moment, w którym weszłaś na szczyt Manaslu (liczący 8163 m n.p.m., ósmy pod względem wysokości szczyt Ziemi, leżący w Himalajach, na północy Nepalu – przyp. red.)? Co wtedy czułaś?

Wbrew temu, co mogłoby się wydawać, nie byłam za bardzo szczęśliwa. Weszliśmy na szczyt nocą, przez co ominął nas widok. choćby nie chodzi o zdjęcie na pamiątkę, tylko o głowę – gdy widzisz, co się dzieje wokół ciebie, możesz to przeprocesować. Dociera do ciebie, co się stało. Poza tym zawsze powtarzam, iż szczyt to dopiero połowa drogi. Jeszcze trzeba zejść. Można powiedzieć, iż czułam wtedy połowiczną radość. Dopiero w Base Campie pojawiła się euforia.

Co najbardziej zapamiętałaś z tej wyprawy?

Wróciłam do Polski z poczuciem, iż wszystko zależy od tego, co mamy w głowie. Siła fizyczna nie wystarczy, gdy człowiek jest w trwającej choćby miesiąc podróży, podczas której nie może się porządnie wyspać czy najeść. jeżeli natomiast ktoś jest zawzięty, może dużo zrobić.

Czy to, iż zdobyłaś ośmiotysięcznik jako najmłodsza Polka w historii, miało dla Ciebie znaczenie?

Szczerze mówiąc, nie. Pamiętam, iż jak wrzucałam na Instagram post na ten temat, zastanawiałam się, czy powinnam w ogóle o tym wspominać. To miłe, ale traktowałam to jako ciekawostkę, a nie główny cel podróży. Nie jestem osobą, która zwraca uwagę na rekordy. I nie chciałabym, aby moja wyprawa miała taki wydźwięk.

Raczej nie przesadzę, jeżeli powiem, iż góry są w Twoim życiu od zawsze. A to ze względu na dziadka i tatę, którego ostatnia wyprawa – niestety – zakończyła się tragicznie. Czy właśnie przez nich albo dzięki nim zaczęłaś interesować się wspinaczką?

Zdecydowanie. Wychowywałam się niedaleko Alp. Gdy nieco podrosłam, zaczęłam jeździć z dziadkiem w Bieszczady. Wraz z nim i kuzynostwem spędzaliśmy tam niemal każde lato. Z biegiem czasu chodzenie przeobraziło się w bieganie po Bieszczadach. Potem pojawiły się Tatry i jeszcze wyższe pasma. Góry są w moim życiu od zawsze. A w mojej rodzinie – od pokoleń.

Czego nauczyłaś się od dziadka i taty, jeżeli chodzi o góry?

Dziadek pokazał mi, iż w górach można odnaleźć spokój. To właśnie tam człowiek może zastanowić się nad pewnymi rzeczami. choćby mimo ogromnego wysiłku fizycznego. Z każdego wyjazdu wracam wypoczęta, odcięta od tego, co dzieje się na co dzień. Tata miał zupełnie inne podejście do gór. Oczywiście on również wyjeżdżał po to, by odpocząć od wszystkiego. Jednak o wiele bardziej ryzykował. Jak coś sobie postanowił, musiało się to wydarzyć. Wzięłam od niego trochę tej zawziętości.

Czy Twoja miłość do gór jest silniejsza niż strach, który jest nieodłącznym elementem wspinaczki?

Nie, absolutnie. Jak byliśmy w Andach, wystąpiły u mnie pierwsze objawy choroby wysokościowej. Mimo iż do szczytu zostało nam około 60 metrów, postanowiliśmy, iż zawracamy. Trzeba umieć odpuszczać. Góra nie ucieknie, zawsze tam będzie – można wrócić. jeżeli ktoś bagatelizuje takie rzeczy, może dojść do tragedii.

Co dają Ci góry?

Dają mi poczucie, iż realizuję się w czymś. Miałam różne pasje, interesowałam się wieloma rzeczami w przeszłości. Ale dopiero w tym przypadku poczułam, iż to właśnie „to”. W górach czuję się sobą.

Kiedyś góry to był męski sport, mężczyźni nie chcieli uznać w nim istnienia kobiet i tego, iż są tam naprawdę dobre. To się zmieniło?

Myślę, iż tak. Podobnie jak w innych dyscyplinach sportowych mężczyźni mają przewagę biologiczną we wspinaczce wysokogórskiej. Są silniejsi, bardziej wytrzymali fizycznie. Kobiet jest w górach o wiele, wiele mniej. Ale to się zmienia. I to jest super.

Przed Tobą wyprawa na Mount Everest. Opowiedz o niej.

Został niecały miesiąc do wyprawy na Mount Everest (rozmawiamy w połowie marca – przyp. red.). Czuję ogromną pokorę. Nie chcę chojrakować i mówić, iż będzie super, iż na pewno się uda. Tego nie wiem. Góry mają to do siebie, iż choćby jeżeli człowiek jest doskonale przygotowany pod względem kondycji, logistyki czy sprzętu, coś może pójść nie po jego myśli. Wierzę, iż jestem na dobrej drodze. Jeszcze dwa lata temu nie sądziłam, iż będę chodzić po tak wysokich górach. Jednak myśli o Mount Evereście były gdzieś w mojej głowie. Jestem bardzo podekscytowana, iż zostało tak mało czasu.

Jak wyglądają Twoje przygotowania na tym ostatnim etapie?

Będę intensywnie trenować jeszcze przez około dwa tygodnie. Im bliżej wyprawy, tym bardziej będę odpuszczać, zwalniać. Będę raczej podtrzymywać kondycję, nad którą pracowałam przez ostatnie miesiące. Na tym etapie nie chcę ryzykować kontuzji.

Czego powinnam Ci życzyć przed tak wymagającą podróżą?

Na pewno nie połamania nóg (śmiech). Najbardziej doceniam to, jak ktoś pisze lub mówi mi, iż trzyma kciuki. To bardzo miłe i budujące.

-

Zrobiła to! Zoja Skubis zdobyła Mount Everest:

Idź do oryginalnego materiału