Związki Klee z muzyką trwały przez całe życie. Malarz urodził się w rodzinie muzycznej, grał na skrzypcach od siódmego roku życia, ożenił się z pianistką Lily Stumpf, koncertował, eksplorował wielki repertuar klasyczny: od Mozarta po Schumanna, od Beethovena po Dworzaka. Pasjonował się operą. Po długich wahaniach wybrał malarstwo, ale muzyki nigdy nie porzucił. Prowadził z nią wizualny dialog, rzucając się w karkołomny projekt namalowania dźwięków w zamkniętej przestrzeni obrazu.
Tworzył język odwołujący się do muzycznych asocjacji, tonów i akordów, polifonii koloru, powtórzeń, wariacji, rytmu, harmonii, ciszy. Za swoich mistrzów uważał Mozarta i Haydna, ale, jak przyznał, decydujący wpływ na to jego eksperymentalne przedsięwzięcie miała muzyka Schönberga i malarstwo Roberta Delaunaya. Paryska wystawa-spektakl (do 7 stycznia) to wizualna opera w trzech aktach, poświęcona właśnie tym dwom pasjom Paula Klee – malarstwu i muzyce. Kontemplacyjna podróż w świat sztuki niemiecko-szwajcarskiego artysty, jednego z najważniejszych twórców pierwszej połowy XX wieku. „Uwertura”.