– Dobrze się bawiłaś u mamy? Teraz możesz już na stałe się do niej wyprowadzić – powiedział Konrad, po czym wyrzucił walizki swojej żony, Wioletty, za próg, nie wpuszczając jej dalej niż do korytarza.
– Co ty wyprawiasz?! Wróciłam prosto z podróży, poza tym tu mieszkam. Nie masz prawa mnie tak po prostu wyganiać, bez żadnych wyjaśnień! – oburzyła się Wioletta, spoglądając na męża.
– Mam takie prawo. Mieszkanie jest wynajmowane, dzisiaj rozwiązałem umowę. A tłumaczyć się nie zamierzam. Gdy brałaś ze mną ślub, uzgodniliśmy, jak będziemy dzielić obowiązki i wydatki, pamiętasz?
– Załóżmy. Tyle iż ustalonych zasad muszą przestrzegać obie strony, Konradzie! – Wioletta nie ustępowała.
– Ja przed tobą niczego nie ukrywałem, ale ty… Kiedy cię nie było, dowiedziałem się, ile faktycznie zarabiasz. Kłamstwo się wydało. Nie mam zamiaru żywić ciebie i twoich rodziców, więc czas się rozstać – stwierdził Konrad, równie spokojnie.
Wioletta zajrzała do sypialni w wynajmowanym mieszkaniu i zobaczyła pustą szafę, niedomkniętą. Wyglądało na to, iż mąż spakował wszystkie jej rzeczy. Naczynia i kuchenne drobiazgi, które dostała kiedyś od ciotek na wesele, Konrad przywłaszczył do swoich pudeł. Dwa lata małżeństwa zmieściły się w dwóch walizkach i jednej torbie sportowej…
Domyślała się, co Konrad znalazł, i milczała z obojętnością. Kochała go, ale jego skąpstwo nie miało granic.
„Że niby utrzymywał moich rodziców? Co za pomysł!” – przemknęło jej przez głowę.
Przez dwa lata Konrad tylko raz kupił teściowi grill ogrodowy oraz pomógł zbudować szklarnię i wymienić płot na działce. Lubił zresztą bywać u teściów – spędzał tam chętnie czas na świeżym powietrzu w towarzystwie Wioletty i znajomych. A jednak przy każdej kłótni wypominał jej te „koszty” poniesione dla rodziców.
– A to ciekawe! Jadłeś z apetytem ogórki mamy z tej szklarni i zajadałeś się kiełbaską pieczoną na tym grillu, prawda? – prychnęła z goryczą.
Konrad skądś wyciągnął rachunki i podsunął je Wioletcie pod nos.
– Masz, zapłacisz. Obiecałem właścicielce mieszkania, iż jutro dostarczysz jej pieniądze.
– Dlaczego ja mam płacić za media? Dopiero co się dowiaduję, iż muszę się wynieść i muszę szukać nowego lokum!
– No tak, przecież wygodnie ci było żyć na mój koszt – odparł z kpiącym uśmieszkiem.
– To nieprawda, ja też cię utrzymywałam! A co do mieszkania, mieliśmy przecież umowę, Konradzie. Rachunki powinieneś płacić ty! – Wioletta wskazała na niego palcem.
– Zastanów się, Wioletta. Znalazłem paragony i wydruki z karty, które ukrywałaś. Żyłaś na mój rachunek, a sobie na niczym nie oszczędzałaś. I mamusi też pomagałaś! Nie jestem dojną krową. Ciesz się, iż nie mamy dzieci, bo jeszcze musiałbym płacić alimenty!
– Miałam ci całą pensję oddawać? – spytała, zerkając na niego z ukosa.
– Myślałem, iż trafiłem na bratnią duszę, a nie wyrachowaną oszustkę – dodał Konrad.
– No dobrze, skoro tak zdecydowałeś. Znajdziesz kogoś lepszego? – rzuciła z ironią.
– Nie wątpię! Ustawiają się do mnie w kolejce porządne dziewczyny, a ty pojedziesz do mamy do jakiegoś tam… powiedzmy do Łukowca. Znajdziesz sobie nowy „portfel” wśród takich samych rozwódek jak ty! – warknął.
Wioletta zostawiła rachunki na półce i, nie zważając na pełne oburzenia mamrotanie męża, rzuciła mu na komodę pęk kluczy.
– Ja nie mam zamiaru nic tu spłacać! – wrzeszczał Konrad.
– A mnie to nie obchodzi! Umowa jest na ciebie – odkrzyknęła.
– Ach, tak?! Ja ci jeszcze pokażę! – Konrad był wściekły, ale ona już go nie słyszała.
Wnosiła walizki po schodach, ciągnąc torbę niemal zębami. Tak wyglądał finał dwóch lat małżeństwa. A co tak naprawdę przed nim ukryła?
Ot, tyle iż Wioletta odkładała część swojej wypłaty na własne potrzeby, a pozostałą część zostawiała w szafie, jak nakazał jej po ślubie mąż. Teraz nie wiedziała jeszcze, co zrobić z życiem, ani gdzie znaleźć „bogacza”, jak drwił Konrad. Najpierw musiała dostać się do rodzinnej miejscowości, nazwijmy ją Łukowiec, do mamy. O tej porze mogła się tam dostać tylko taksówką, więc usiadła na ławce przed blokiem i czekała. Konrad patrzył z balkonu, jak marnuje – w jego oczach – wspólnie zaoszczędzone pieniądze na drogi kurs.
– Szmata, jeszcze bierze taksówkę, a ja mam płacić za rachunki… – złorzeczył Konrad.
Po godzinie Konrad zawitał u swojej mamy, pani Alicji. Była to kobieta dominująca, pewna siebie i przekonana, iż wychowała syna na prawdziwego mężczyznę, a nie na maminsynka. Wyłożyła kawę na ławę:
– Co się stało, iż Wioletta uciekła? W sumie choćby mi się podobała, nie była taka głupia. Może nie warto było jej tracić?
Konrad usiadł przy stole i narzekał, iż jest głodny. Mama wyjęła z lodówki ulubione kotlety i ziemniaki, odgrzała i podała mu kolację. Kiedy krzątała się w kuchni, Konrad opowiedział, jak postanowił rozstać się z żoną.
– Wioletta kupiła swojej matce kosztowny sprzęt na urodziny i wydała na to całą premię z pracy! Znalazłem paragony, które przede mną ukryła! Mało tego, resztę przeznaczyła na siebie – ponad dwadzieścia tysięcy! Od razu coś mnie tknęło, kiedy poszła drugi raz w tym miesiącu do salonu kosmetycznego.
– Dwa razy w miesiącu to może i sporo, ale przecież to jej premia. Sama na nią zapracowała – odparła Alicja z namysłem. – Mogłeś z nią o tym spokojnie pogadać. Czemu jej pobłażałeś?
– Właśnie w tym rzecz, iż nic ode mnie nie chciała – uniósł się Konrad. – Przyczaiła się i w tajemnicy wydawała kasę. Owszem, kupowała jedzenie, ale o sobie też pamiętała! Ja jeżdżę do biura metrem, a ona paraduje w nowych ciuchach, robi sobie fryzjerów, kosmetyczki. Najpierw myślałem, iż kogoś ma na boku, ale wyszło na to, iż nie. Sama opłacała swoje zachcianki!
Syn był wyraźnie zdenerwowany, a Alicja wszystko zrozumiała.
– Dlaczego więc ją wyrzuciłeś? Przecież chyba nie była taka zła – parsknęła śmiechem.
– Za kłamstwo i rozrzutność. Na co jej te drogie prezenty dla matki, makijaż, fryzjer co chwila i nowe ciuchy? Lepiej byłoby dołożyć na auto – uznał Konrad, pałaszując kotlety.
– Chciała ci ulżyć, głuptasie. Gorzej byś miał, gdybyś sam to wszystko sponsorował. Teraz przegoniłeś ją, a mi się akurat podobała. I co dalej? Będziesz tu tkwił znowu, a ja mam swoje życie. Nie planuję trzymać cię w domu wiecznie.
Konrad popatrzył na matkę ze zdziwieniem, a ona wyjaśniła, iż odkąd syn się ożenił, sama też zaczęła sobie kogoś szukać.
– Możesz przenocować w swoim dawnym pokoju, ale jak przyjedzie mój narzeczony, musisz się wynieść – uprzedziła go Alicja.
– Bez problemu znajdę sobie inną kobietę. Jestem przystojny, nie mam dzieci ani alimentów do płacenia! Już mam choćby na oku Alinę z księgowości – oznajmił dumnie Konrad.
Alicja westchnęła: syn to nie tchórz, ale za to okropny sknera. Cóż, dorósł, niech radzi sobie sam.
W tym czasie Wioletta opowiadała matce, pani Irenie, jak żałośnie zakończyła się jej historia miłości z Konradem. Irena czuła pewną pobłażliwość wobec zięcia – był młody, skąpy, ale Wioletta go kochała, mieli jednak jakieś wspólne plany. Może niepotrzebnie ukrywała przed nim premię?
– Może wystarczyło szczerze mu powiedzieć, iż kupiłaś dla mnie sprzęt, a resztę wydałaś na siebie? On przecież nic przed tobą nie ukrywał – zauważyła Irena.
– Przecież sponsorował swojej mamie wczasy w sanatorium, i to w tajemnicy! Ja cicho siedziałam i nie robiłam mu wyrzutów. A on mnie rozliczał co do grosza! Nie będę z nim żyła, mamo. Niech szuka sobie innej „ofiary” – ucięła Wioletta.
Minęły dwa tygodnie od ich rozstania. Wioletta nie miała czasu w rozczulanie się: praca pochłaniała ją zupełnie, ale marzyła o chwili wytchnienia. Siostra i przyjaciółka wyciągnęły ją do lokalnej restauracji, gdzie Wioletta spotkała dawnego kolegę ze szkoły, Szymona. Wyglądał teraz na pewnego siebie mężczyznę, sam zaproponował, iż ją odwiezie. Przy kawie wyznała mu:
– Wciąż formalnie jestem mężatką, choć nie mieszkam już z mężem. Czeka mnie rozwód, więc nie chcę teraz żadnych nowych związków.
– Zawsze mi się podobałaś. Zaczekam, jeżeli trzeba – odparł Szymon. – Tylko czemu jeszcze nie złożyłaś papierów rozwodowych?
Wioletta nie wiedziała, dlaczego liczyła, iż Konrad pierwszy wystąpi o rozwód. Tymczasem Konrad w ciągu tych dwóch tygodni zdążył się zdenerwować. Może jednak nie chce jej stracić? Próbował już spotykać się z innymi kobietami, ale ciągle coś nie szło. Postanowił więc pojechać do Wioletty. Zaczekał na nią, aż wróci z pracy. Jednak zjawiła się z Szymonem, który odwiózł ją własnym samochodem. Konradowi aż się zagotowało na widok obcego faceta i jego żony na miejscu pasażera.
– Wioletta, co to ma znaczyć?! Kim jest ten pajac?
– Co cię to obchodzi? Po co przyjechałeś? – warknęła Wioletta. – To mój znajomy, a ty już nie masz do mnie żadnych praw.
– Postanowiłem dać ci drugą szansę – oznajmił dumnie Konrad.
– Za późno. Zamierzam wnieść pozew o rozwód, a ty zostań sobie ze swoją chciwością. Albo szukaj kolejnej naiwnej – odpowiedziała Wioletta.
– Taka druga się nie znajdzie! – burknął Konrad i poszedł pieszo do autobusu.
Jego matka, pani Alicja, niedługo zadzwoniła do Wioletty, próbując ją nakłonić, by wróciła do męża.
– Konrad wprowadził mi się do domu i zawadza! Wioletto, po co ta upartość? Wydałaś na mamę tyle pieniędzy, może trzeba było uzgodnić to z mężem?
– A Konrad sponsorował pani wczasy w sanatorium za podobną sumę! Myślicie, iż o niczym nie wiem? I to niby on jest ofiarą mojego kłamstwa? Wystarczy tej hipokryzji. Nie dzwońcie już do mnie!
– Wioletto, jesteś młoda, z mężem trzeba dzielić się wszystkim! Inaczej zostaniesz sama do końca życia. Przyjedź, nauczę cię, jak postępować – kusiła Alicja. – I weź Konrada, bo wszystkie zapasy w domu zjada, tęskni za tobą.
– Nie, wychowaliście sknerę, to teraz z nim żyjcie – odparła Wioletta.
Postanowiła zmienić numer, żeby ani Konrad, ani jego matka nie zawracali jej głowy. Skoro i tak umie zadbać o siebie samodzielnie, niepotrzebny jej żaden chciwy mąż.
Dziękuję za wszystkie komentarze i wsparcie! Oczywiście nie każda teściowa jest zła, a nie każda synowa – dobra. Wiele zależy od konkretnych ludzi i ich podejścia. U mnie w rodzinie było różnie, ale zawsze uważałam, iż najważniejsze to pozostać przede wszystkim normalnym człowiekiem, a dopiero potem teściową, synową, matką czy kimkolwiek innym.