Mamo, chyba oszalałaś! wykrzyknęła moja córka Jagoda, patrząc na mnie jak na szaloną. Ty się zakochałaś? W tym wieku?!
Stałam w kuchni w Warszawie, trzymając w dłoni białą filiżankę herbaty, i nie mogłam uwierzyć w to, co słyszałam. Nie dlatego, iż była zaskoczenie ale dlatego, iż nie spodziewałam się tak ostrej reakcji.
Nie rozumiem rozpoczęłam spokojnie. Przecież jesteś już dorosła, masz męża, dzieci. Myślałam, iż się ucieszysz, iż nie jestem już sama.
Ucieszyć się?! parsknęła Jagoda. Chcesz chodzić na randki, trzymać się za ręce na ulicy, może jeszcze spać z facetem? Mamo, jesteś babcią! Nie jakąś nastolatkę z Instagrama!
Zadławiło mnie to bardziej, niż mogłam przewidzieć. Nie wyobrażałam sobie takiej konfrontacji. Liczyłam się, iż zaproszę ją na herbatę, usiądziemy jak dwie dorosłe kobiety i powiem, iż od kilku miesięcy spotykam się z kimś. Że poznałam Jana wdowca, miłego, ciepłego mężczyznę, z którym chodzimy do kina, na spacery, a czasem po prostu pijemy kawę i rozmawiamy o wszystkim.
Zamiast wsparcia usłyszałam tylko wstyd i wyrok.
Dzieci się pytają, gdzie babcia tak się stroi. Sąsiedzi pytają, co się z tobą dzieje.
A może po prostu zaczęłam żyć? zapytałam, nie rozpoznając własnego głosu.
W tym wieku?! syknęła. Opanuj się.
Myślałam tylko o jednej rzeczy: Czy naprawdę zasługuję na wstyd, tylko dlatego, iż odważyłam się jeszcze raz kochać?
Przez kilka dni krążyłam po domu jak cień. Niby wszystko było jak zwykle: podlewałam kwiatki, gotowałam rosół, czytałam książki. Ale nic już nie smakowało tak samo. Słowa Jagody odbijały się echem: Babcia nie powinna się zakochiwać. To żenujące.
A przecież nie robiłam nic złego. Nie zabrałam nikomu miejsca, nie zapomniałam o wnukach, nie zrezygnowałam z obowiązków. Po prostu po raz pierwszy od lat poczułam, iż ktoś mnie naprawdę widzi. Że nie jestem już tylko mamą, babcią, panią Krystyną z parteru, ale kobietą z krwi i kości.
Poznałam Jana przypadkiem w bibliotece, kiedy podniósł książkę, którą upuściłam. Uśmiechnął się i rzekł: Czasem los podsuwa lepsze rekomendacje niż Amazon. Rozśmieszył mnie. Rozmowa o lekturze przerodziła się w kawę w pobliskiej cukierni.
Nie zakochałam się od razu. Najpierw była ciekawość, potem ciepło, a w końcu dziwne drżenie, którego nie czułam od lat. Jakby znów miałam powód, by coś znaczącego robić, by wyjść z domu.
Jagoda twierdziła, iż się wygłupiłam, iż powinnam zająć się wnukami, szydełkowaniem albo ogródkiem. Czy naprawdę bycie babcią musi oznaczać rezygnację z własnych uczuć, bliskości, dotyku?
Jan nigdy nie wywierał presji. Kiedy opowiedziałam mu o rozmowie z córką, ujął mnie za rękę i powiedział:
Nie chcę wchodzić między ciebie a twoją rodzinę, ale jeżeli poczujesz, iż mam odejść, zrozumiem.
Patrzyłam na jego zmarszczki, na spokojne oczy i myślałam: dlaczego świat nie pozwala nam kochać, gdy już wiemy, czym jest miłość?
Nie odpowiedziałam od razu. Poprosiłam o kilka dni, by przemyśleć wszystko z dystansu. Z każdym dniem rosło we mnie uczucie, którego nie znałam: nie była to tęsknota, nie była to złość, ale duma. Duma, iż mimo śmierci męża, samotnych lat i oczekiwań otoczenia, wciąż potrafię kochać i nie zamierzam tego rezygnować.
Kocham wnuki. Kocham córkę. Ale nie po to przeżyłam sześćdziesiąt kilka lat, by teraz zamykać się w czterech ścianach i czekać, aż ktoś mi pozwoli odczuwać.
W niedzielę zaprosiłam Jagodę na obiad. Przyszła z dziećmi, punktualna, z napięciem w twarzy i chłodem w głosie. Od tamtej kuchennej konfrontacji nie rozmawiałyśmy. Wnuki biegały po mieszkaniu, a my siedziałyśmy przy stole w milczeniu, każda zajęta swoim talerzem.
Dopiero przy deserze powiedziałam spokojnie:
Spotykam się z Janem. Nadal. I nie zamierzam tego ukrywać.
Jagoda spojrzała na mnie zdumiona.
Więc mimo wszystko będziesz to kontynuować?
Tak odparłam. Bo po raz pierwszy od dawna czuję się szczęśliwa.
A co powiedzą ludzie? Sąsiedzi, znajomi, dzieci?
Może to samo, co ja mówię, patrząc na swoją matkę, która w końcu przestała się bać życia.
Zamilkła. Nie spodziewała się, iż odpowiem tak otwarcie.
Wstydzę się ciebie, mamo wyznała cicho. Nie tak wyobrażałam sobie starość.
A ja nie wyobrażałam sobie starości, w której nie wolno kochać odrzekłam.
Wyszła szybciej niż zwykle, bez krzyku, bez łez, z tym samym chłodem, z jakim przyszła.
Wieczorem poszłam na spacer z Janem. Trzymał mnie za rękę. Przechodziliśmy obok sąsiadów; ktoś spojrzał, ktoś się uśmiechnął, a ktoś odwrócił wzrok. Po raz pierwszy nie obchodziło mnie to.
Bo jeżeli miłość przychodzi po sześćdziesiątce, to nie po to, by się jej wstydzić, ale po to, by w końcu docenić każdy jej moment. To lekcja, iż serce nie zna wieku, a odwaga do kochania jest najważniejszym darem, jaki możemy sobie dać.

![Paweł Przybylski, prezes ONDE: Wiatr wieje z dobrej strony [Wywiad] (Ze spółek)](https://www.sii.org.pl/static/img/018681/onde-wywiad-1360.jpg)




