Rozbite serca i tajemne uroki
Bożena wróciła do domu po wywiadówce w małym miasteczku pod Poznaniem. Ledwo przekroczyła próg, ruszyła do pokoju syna, by rozpocząć wychowawczą rozmowę.
— Mamo, daj już spokój, znudziły mi się twoje kazania! — wybuchnął Jarek.
— Jak to „daj spokój”? Dopiero zaczęłam! Pani Jadwiga Iwanówna jest tobą bardzo niezadowolona — Bożena spojrzała na niego z wyrzutem.
— Będę się zachowywał, jak chcę! Tak jak tata! Teraz rozumiem, dlaczego ma inną kobietę — pewnie go męczyłaś tak samo jak mnie! — rzucił Jarek.
— Jaką inną kobietę? O czym ty mówisz? — Bożena zastygła, a jej głos zadrżał z wrażenia.
Wracając ze szkoły, myślała o tym, jak nauczycielka znów narzekała na Jarka: nie odrabia zadań, rozprasza się na lekcjach, bywa opryskliwy. Co się z nim dzieje? Stał się roztargniony, zamknięty w sobie, nic nie opowiada. Trzeba porozmawiać z mężem, niech ojciec się tym zajmie.
Nagle zauważyła samochód męża, zaparkowany przy chodniku. Czyżby po nią przyjechał? Jaki z niego bohater! Przyspieszyła kroku, ale nagle stanęła jak wryta. Z auta wysiadł jej mąż, Wojtek, z bukietem kwiatów, ale podszedł nie do niej, tylko do nieznajomej. Tamta objęła go, zabrała kwiaty i odjechali.
Bożena stała sparaliżowana. Kim była ta kobieta? Wysoka, z długimi rudymi włosami, w obcisłej sukience — zupełne przeciwieństwo jej, drobnej brunetki z krótkimi loczkami. Wojtek mówił, iż zostanie w pracy, iż mają istotny projekt do omówienia z zespołem. Czyżby ta kobieta była jego koleżanką? Przez piętnaście lat małżeństwa Bożena nigdy nie wątpiła w jego wierność.
Pobrali się z miłości tuż po studiach. Rodzice Wojtka, zamożni ludzie, podarowali im mieszkanie w centrum Poznania. Teściowie uwielbiali Bożenę, a gdy później urodziła się ich córka, rozpływali się nad nią. Wojtek przejął firmę ojca, gdy ten odszedł na emeryturę. Z początku było ciężko, ale sobie poradził, zespół go szanował. Zarobków starczało na wszystko: kupili domek za miastem, jeździli tam z przyjaciółmi i rodziną, wyjeżdżali na zagraniczne wakacje. Wojtek proponował Bożenie, by rzuciła pracę pielęgniarki i zajęła się domem, ale ona kochała swoją pracę — pomaganie innym było jej powołaniem.
A teraz co? jeżeli ma inną, znaczy, iż przestał ją kochać. niedługo odejdzie… Łzy paliły jej policzki. Jak boli, jak niesprawiedliwe! Czego mu brakowało? Byli nie tylko małżeństwem, ale i przyjaciółmi, dzielili się wszystkim, ich intymność też była w porządku. Jak mógł ją tak zdradzić? Wojtek nigdy nie patrzył na inne kobiety, choć był przystojnym mężczyzną.
W domu Bożena zaczęła rozmowę z synem.
— Mamo, daj już spokój, mam dość twoich wykładów! — warknął Jarek.
— Jak to „daj spokój”? Pani Jadwiga narzeka, iż zupełnie się rozpuściłeś!
— Robię, co chcę, tak jak tata! Teraz wiem, dlaczego ma inną — zmęczyłaś go, tak jak mnie!
— Jaką inną? O czym ty mówisz? — głos Bożeny załamał się.
— Widziałem tatę w kawiarni z jakąś laską. Szedłem obok, nie zauważył mnie. No i co na to powiesz?
Bożena zwaliła się na kanapę, zakrywając twarz dłońmi. Łzy płynęły strumieniem.
— Mamo, nie płacz… — Jarek, zawsze troskliwy wobec matki, zupełnie się zagubił.
— No właśnie, synku… Żyliśmy, kochaliśmy się, a on znalazł sobie inną…
— Mamo, różnie bywa. Ja też kocham tatę, ale jeżeli cię tak traktuje, niech idzie. Dadzimy sobie radę. Mam już trzynaście lat, nie jestem dzieckiem… Ale smutno mi. Ojciec postąpił podle.
Jarek podał matce chusteczkę. Bożena otarła łzy i przytuliła syna.
— Porozmawiam z nim. Niech powie wszystko wprost.
Po kilku godzinach Wojtek wrócił do domu. Wyglądał na przygnębionego.
— Bożenko, jadłem z kolegami, idę pod prysznic i spać. Jestem zmęczony.
— Wojtek, widziałam cię… Dawałeś jej kwiaty, potem odjechaliście. Szłam ze szkoły…
Wojtek zastygł, jego twarz zbladła.
— Widziałaś? Tak… Mam romans z nową asystentką, Kasią. Sam nie wiem, jak do tego doszło.
— I co teraz? Odejdziesz od rodziny?
— Bożenko, nie chcę odchodzić… Ale ciągnie mnie do niej jak magnes. Kocham ciebie, ale to jak obsesja. To ona pierwsza się do mnie zbliżyła, zaprosiła do siebie, by pomóc z papierami. Poznałem jej matkę, zjedliśmy kolację. Potem jeszcze kilka razy, trudno było odmówić. I… zakochałem się. Spotykaliśmy się w naszym domku. Przepraszam…
— W naszym domku? W naszym domu?! Wojtek, jak mogłeś! — Bożena łapała powietrze, jakby ją dusiło.
— Przepraszam. Powinniśmy się rozwieść. Nie mogę żyć, jakby nic się nie stało. Syna nie zostawię, będę pomagał. Mieszkanie zostawiam wam, zabiorę auto i domek.
— Już wszystko postanowiłeś… Ona jest młoda, pobawi się i cię rzuci. Myśl głową!
Następnego dnia Wojtek spakował rzeczy i wyjechał, gdy Bożeny i Jarka nie było w domu. Synowi zostawił list, próbując wytłumaczyć swoje postępowanie. Bożena patrzyła na puste półki w szafie, a serce pękało z żalu. Kochała go całym sercem, zawsze. Pieniądze nigdy nie były dla niej ważne — liczyła się rodzina, zdrowi i szczęśliwi bliscy. Rozwód? Niech sam składa papiery, jeżeli chce. Ona i Jarek dadzą sobie radę.
Teściowa zadzwoniła zapłakana:
— Bożenko, Wojtek mi wszystko powiedział. Jak to możliwe? Przecież było tak dobrze! Kryzys wieku średniego? Co teraz? Po co mu ta dziewczyna? Masz syna, byłaś taką dobrą żoną…
— Anno Józefowo, sama jestem w szoku. Jarek jest urażony, nie chce z ojcem rozmawiać.
— Ojej, co za nieszczęście… Trzymaj się, Bożeniu. Kochamy cię, nie zostawimy was.
— Dziękuję. My też was kochamy.
Po dwóch tygodniach Wojtek przyjechałWojtek wszedł do mieszkania blady jak ściana, trzymając się ściany, jakby nie mógł utrzymać równowagi, a w jego oczach malowało się coś dziwnego, nieludzkiego, jakby w środku już nie był sobą.