Zdziwienie Kuzynki

twojacena.pl 4 godzin temu

**DZIENNIK WERONIKI**

Moja kuzynka Zosia w dzieciństwie była dla mnie wzorem do naśladowania. Zosia mieszkała w Warszawie, ja — w Lublinie. Na wakacje rodzice co roku wysyłali nas na wieś do dziadków. Tam dni i noce spędzałyśmy razem, nierozłączne jak cień i światło. To były najszczęśliwsze chwile.

Wszystko mi się w Zosi podobało: jej zgrabna sylwetka, bujne, kręcone włosy i warszawskie stroje. Choć teraz, z perspektywy lat, widzę, iż wcale nie była pięknością. Wspominając zdjęcia — niziutka, pulchna, z nieregularnymi rysami twarzy. Do tego sepleniła. Ale jej urok i euforia życia przyćmiewały niedoskonałości. Wokół Zosi zawsze kręciła się gromada chłopaków.

Mogłaby być przywódczynią, prowadzić całą bandę. Dzieciaki słuchały jej bez sprzeciwu. Uchodziła za najodważniejszą i najdzikszą dziewczynę we wsi. Miałam jednak wątpliwości. Ja — cicha i ułożona, ona — jak ogień i woda.

Pewnego dnia Zosia… „zapożyczyła” nową książkę o Kubusiu Puchatku z wiejskiej biblioteki i na koniec wakacji zabrała ją do Warszawy. Trzęsłam się jak galareta. A nuż ktoś się zorientuje! Mieliśmy po osiem lat. Dla mnie jej czyn był niezrozumiały. Byliśmy przecież uczciwymi zuchami! Ale w głębi duszy podziwiałam ją.

Książkę jednak musiałyśmy zwrócić. Dziadek nalegał, a babcia „dopełniła” wychowania rózgą. Straciłyśmy też dzienną porcję cukierków. Ja — za milczenie, bo, jak mawiała babcia: *„Na wsi ściany mają uszy! Gdzie diabeł nie może, tam babę pośle!”* Była to afera na skalę rodzinnej tragedii. Pewnie dlatego pamiętam ją do dziś.

Zosia świetnie pływała, skakała na spadochronie (chodziła na zajęcia dla młodych skoczków) i biła się jak chłopak. Wrażeń z trzech wakacyjnych miesięcy starczało mi do następnego lata. Byłyśmy nierozłączne, choć zupełnie różne. Ona — wiatr w polu, ja — cicha woda.

Dziadek, emerytowany nauczyciel, męczył nas dyktandami i wypracowaniami. Ja — wzorowa uczennica, żadnej plamy, piękne litery. Zosia — bazgroły jak kura pazurem, pełno błędów. Ale nie przejmowała się. Dziadek wściekał się:
— *Jak wnuczka nauczyciela może tak pisać?!*
Zosia machała ręką. Babcia groziła:
— *Weronika zostanie dyrektorką, a ty, Zosiu, ulice zamiatać!*

Lata mijały. Nie mogłyśmy doczekać się lata, by się znów spotkać. Zimą pisałyśmy listy. Dzieliłyśmy się najpierw dziecięcymi, potem dziewczęcymi sekretami. Jak mówią: *„Siostra siostrze jak woda wodzie”*.

Nadszedł czas zamążpójścia. Ja wyszłam za mąż w 17 lat — nie żałuję. Córkę urodziłam w 18. Skończyłam Politechnikę. Zosia ledwo skończyła szkołę z „trójkami na piechotę”. Poszła do pedagogikum. Nie rozumiałam jej wyboru. Z tą sepleniącą wymową, słabymi ocenami… Ciotka Hania (jej matka) musiała wręczać prezenty wykładowcom, by Zosia w końcu dostała dyplom.

Później Zosia zabrała się za pisanie doktoratu. Ale zdrowie jej nie dopisało. Nie zdziwiłabym się, gdyby wróciła do tego na emeryturze. Twardy charakter!

Gdy miałam 20 lat, pojechałam na jednodniową wycieczkę do Warszawy. Głównie po to, by zobaczyć Zosię. Nie widziałyśmy się latami. Chciałam też poznać jej męża, Wiesława. Na ich ślubie nie byłam. Ale nie przypuszczałam, jak ta wizyta się skończy…

Najpierw odwiedziłam ciotkę Hanię. Zaraz zaczęła narzekać na zięcia:
— *Weroniko, wszyscy byliśmy przeciw temu małżeństwu! Miała świetnego kandydata! A tu nagle ten Wiesiek! Tyran, zazdrośnik i kobieciarz! Pokochała diabła zamiast anioła… Pewnie ją bije! Ale co poradzisz? Głupiego nie nauczysz, martwego nie uleczysz. Teraz wnuka czekamy. Nie odejdzie…*

Po tej rozmowie poszłam do Zosi. Była w ciąży. Rozkwitła, ale w jej oczach była smutna. Są kobiety, które lubią grać ofiarę…

Wiesiek potwierdził słowa ciotki. Ale Zosia? Moja dumna kuzynka była całkowicie pod jego władzą! Patrzyła na niego z uwielbieniem. A on mówił jak szewc. Byłam zaskoczona tą przemianą. Ale *„mąż i żona to jedna dusza”*. Wiesiek czuł się przy niej jak król. Kochał ją? Wątpię. Choć był przystojny — to mu się nie odmówi. *„Lis gładki, ale zły na płatki”*.

Wieczorem wypiliśmy szampan. Wesoło, z nostalgią. Potem Wiesiek *„nakazał”* Zosi:
— *Idź spać. My z Weroniką jeszcze się przejdziemy.*
Zaprotestowałam, ale ścisnął mi rękę tak mocno, iż się przestraszyłam. Zosia została.

Poszliśmy do parku. Nagle Wiesiek próbował mnie pocałować! Śmiało się zrobiło. *„Teściowa miała rację!”* Wymanewrowałam się.

— *Wracajmy! Zosi pewnie nudno!* — powiedziałam.

Wiesiek wpadł w złość. Zostawił mnie w ciemnym parku. Szukałam domu po ogromnym fikusie w oknie. W końcu trafiłam.

Zosia, senna, otworzyła drzwi:
— *Pościeliłam ci w kuchni. Gdzieś się wałęsałaś? Dobranoc.*

Wiesiek już spał. Rano Zosia nie chciała ze mną rozmawiać. Co jej nagadał? Musiałam lecieć na pociąg. Wyjechałam bez wyjaśnień. *„Gdzie chcą kija, tam i grzbiet się znajdzie”*.

Zosia gniewała się 20 lat. Przez te lata dowiadywałam się o niej od ciotki. Urodziła syna. Potem chciała się rozwieść, ale zrezygnowała. W końcu urodziła drugiego. Był okres, gdy zabroniła ciotce widywać wnuków — bo nie kupiła Wiesławowi nowego samochodu.

„Odwilż” nastąpiła, gdy ciotka wręczyła mu kluczyki:
— *Dla szczęścia waszej rodziny! Nie krzywdź żony!*

W zeszłe lato pojechałam z córką i wnuczką do Warszawy. Zosia — okrąglutka, w okularach, z złotymi zębami. Wstydziła się uśmiechu. Ale włosy — wciąż świetne!

PrzytuliłyśmyI wtedy, patrząc na jej złote zęby i słysząc jej charakterystyczny śmiech, zrozumiałam, iż mimo wszystkich burz, nasza przyjaźń przetrwała — bo prawdziwe więzi nie rdzewieją.

Idź do oryginalnego materiału