Do Niemiec przeprowadziliśmy się wiele lat temu, kiedy mąż dostał tam propozycję pracy. Zostaliśmy. Przeżyliśmy razem 21 lat. Mamy dwóch synów — 23 i 17 lat. W 2010 roku mój wtedy jeszcze mąż postanowił zbudować dom. Ja byłam pełna obaw. Nie wierzyłam, iż w obcym kraju damy radę finansowo udźwignąć taką inwestycję.
Ale on bardzo tego chciał. To było jego marzenie. Postanowiłam go wspierać. I z ogromnym trudem, krok po kroku, zbudowaliśmy ten dom. 1 kwietnia 2012 roku się wprowadziliśmy. A w 2013 roku dowiedziałam się, iż ma romans. To był dla mnie cios. Straciłam grunt pod nogami. Codziennie byłam w szoku i rozpaczy.
On obwiniał o wszystko mnie. Choć pracowałam całymi dniami, to jeszcze sama prowadziłam cały dom. Byłam zmęczona, wypalona. A on nazywał mnie „szarą myszą” i wytykał wszystko. Te słowa słyszeli również nasi synowie.
Kobieta, z którą mnie zdradził, wiedziała, iż ma rodzinę, dom i kredyty. Ale to jej nie przeszkadzało. Najpierw dzwoniła, potem się spotykali. My mieszkaliśmy w Niemczech, a ona w Ukrainie — nie mogli widywać się często, ale wystarczająco, by wszystko zniszczyć.
Po jednej z ich randek złożył pozew o rozwód. Prosiłam, żeby się nie spieszył, ale nie słuchał. W końcu zgodziłam się w sądzie — nie miałam już siły na jego rozmowy telefoniczne z nią, na jego wyjazdy i powroty z uśmiechem na twarzy. Rozwód został orzeczony 1 lipca 2015 roku. A już 20 sierpnia ona przyjechała do niego.
Na początku mówiła mu, iż nie chce przeprowadzać się do Niemiec. Rozwiodła się ze swoim mężem i przyjechała do miasta, gdzie mój były mąż pracował — firma opłacała mu tam mieszkanie. Zamieszkali razem.
Na dwa miesiące zapomniał, iż ma dzieci. Wydawał na nią wszystkie pieniądze. choćby kupił jej futro — o takim ja zawsze marzyłam.
Rozumiem jego emocje, ale mój młodszy syn nie rozumiał nic. Miał wtedy 15 lat. Ojciec obiecał mu wiele, a potem po prostu zniknął na dwa miesiące. Syn bardzo to przeżył. Musiał chodzić do psychologa.
Myślałam, iż się wyprowadzi na stałe. Ale nie. Gdy tylko ona wróciła do siebie, on wrócił do nas. Urządził sobie pokój gościnny i się w nim rozgościł. Od tego czasu nie mam życia. przez cały czas kontaktuje się z tą kobietą, wysyła jej pieniądze, prezenty. Lata do niej dwa razy w roku.
Nie mogę tego znieść. Próbowałam rozmawiać, ale to jak mówienie do ściany. Nie reaguje. Proszę go od roku, żeby się wyprowadził do wynajętego mieszkania — obiecuje, iż to zrobi, ale zostaje.
Nie mogę sama się wyprowadzić, bo dzieci chcą tu zostać — tu mają szkołę, znajomych, życie. I tak powstało błędne koło.
On ani ze mną nie żyje, ani ode mnie nie odchodzi. Tak się nie da żyć. Co mam robić? Jestem w obcym kraju, z dwójką dzieci i z mężczyzną, który ma drugą kobietę…