Zbrodnia na historii cesarza Francuzów. Oto największe grzechy “Napoleona”

nowemedium.pl 1 rok temu
fot. Sony Pictures Entertainment

Jako wielki fan epoki napoleońskiej nie mogłem się doczekać nadchodzącego dzieła Ridleya Scotta. Przypominałem dziecko przy wigilijnym stole, które musi poczekać aż wszyscy skończą kolację, aby wreszcie odpakować oczekiwane prezenty.

Problem tylko był w tym, iż odpakowując długo wyczekiwane prezenty, zamiast konsoli do gier otrzymałem parę obrzydliwie paskudnych skarpetek.

Taką analogią można najlepiej opisać seans najnowszego filmu Ridleya Scotta. Już pierwsze recenzje negatywnie nastroiły mnie na film, ale postanowiłem dać szansę Ridley’owi Scottowi. Teraz bardzo żałuję pieniędzy wydanych na seans oraz 3 godzin, które musiałem spędzić w kinie.

Co zatem poszło w szczególności nie tak? Oto największe grzechy “Napoleona”, które sprawiły, iż ten film jest zbrodnią na postaci cesarza Francuzów.

Diabeł z Francji, żywcem wyjęty z brytyjskiej propagandy

Byłem przekonany, iż otrzymamy brytyjskie, nieco zniekształcone spojrzenie na historię Francuza. Liczyłem jednak na to, iż Ridley Scottt posili się na odrobinę obiektywizmu.

Moje oczekiwania bardzo gwałtownie zderzyły się z brutalną rzeczywistością. W najnowszym filmie Scotta nie zobaczymy tych elementów historii Napoleona, które odcisnęły pozytywne piętno na historii. Niech najlepszym przykładem będzie tutaj Kodeks Napoleona, który przecież stał się podstawą dla współczesnych kodeksów cywilnych.

Niestety, na takie elementy w filmie Scotta nie było miejsca. Reżyser postanowił, iż o wiele lepiej będzie pokazać cesarza Francuzów jako psychopatycznego mordercę, który rozpętał w Europie piekło.

Dobitny fragment obrzydliwej propagandy najlepiej jednak było widać na sam koniec filmu. Przed napisami końcowymi pojawiły się statystyki “ofiar” Napoleona, które zginęły w wyniku prowadzonych przez niego wojen. Wielka szkoda, iż podobnych statystyk nie uświadczymy w perspektywie licznych koalicji antyfrancuskich.

Joaquin Phoenix skrzywdzony brakiem głębi Napoleona

Nie potrafię zrozumieć tego, jak mając tak wybitnego aktora jak Joaquin Phoenix, nie pozwala mu się pokazać swojego warsztatu. To była prawdopodobnie jedna z najbardziej beznamiętnych ról Amerykanina, jakie kiedykolwiek widziałem.

Problem w tym, iż oglądając seans, jak na dłoni widać, iż winę za to ponosi reżyser, a nie aktor – Phoenix jest tu w zasadzie ofiarą.

Tak wybitny aktor mógłby bez wątpienia świetnie zagłębić się w psychikę Napoleona Bonaparte. Moglibyśmy zobaczyć obraz człowiek wielkiego, ale jednocześnie chorobliwie ambitnego i przekonanego o swojej wielkości. Niestety, Scott wolał przedstawić Napoleona jako nieudacznika z dużą dozą szczęścia.

Współczuję każdemu, kto nie zna historii, a wybrał się na film

History fans watching Napoleon (2023) pic.twitter.com/NcL8EVqGJc

— 𝚂𝚘𝚌𝚛𝚊𝚝𝚎𝚎𝚓🗿 (@TheSocrateej) November 27, 2023

Produkcja Scotta jest strasznie pocięta, a dodatkowo brakuje jej jakiejkolwiek narracji oraz spójności. Na pewno wiele osób dobrze pamięta te lekcje historii w szkole, w których trzeba było wykuć na blachę daty i wydarzenia, a następnie po prostu zdać egzamin.

Dokładnie tym, tyle iż przeniesionym na ekran jest film Scotta. Brakuje tu jakiegokolwiek ciągu przyczynowo-skutkowego, a całość jest tak beznamiętna, iż osoby, które nie znają historii początku XIX wieku, wynudzą się do granic możliwości.

Struktura filmu bardziej przypomina w zasadzie wyjęte fragmenty historii, które na gwałtownie sklejono w montażu. Sceny ucinają się w dziwnych momentach i pozostają bez jakiegokolwiek finiszu. Osoby, które nie znają dobrze historii Napoleona nigdy nie zrozumieją, w jaki sposób doszło do wydarzeń prezentowanych na ekranie.

Straciłem nadzieję, iż to da się uratować

W pierwszej połowie filmu liczyłem jeszcze na to, iż wersja reżyserska, którą zapowiedział Scott uratuje ten film. Zapomnijcie o tym. “Napoleon” jest tak zły u samych podstaw filmu, iż choćby dodatkowe 1,5 godziny materiału nie naprawi tak słabego dzieła.

Ten film na zawsze pozostanie plamą, której nie da się zmazać z filmowego portfolio Ridleya Scotta. To, co jest jednak najbardziej przykre, to to, iż taka produkcja po prostu nie przystoi reżyserowi tej klasy.

Każdemu, kto jeszcze się waha, czy udać się do kina zdecydowanie tego odradzam. Te trzy godziny lepiej poświęcić na posprzątanie w domu, czy wyjście z przyjaciółmi. Idąc do kina poczujecie, iż zmarnowaliście tylko czas.

Idź do oryginalnego materiału