Amerykańska samotność Springsteena. O filmie „Ocal mnie od nicości”

rdc.pl 3 godzin temu

„Springsteen: ocal mnie od nicości” to oparta na biografii Bruce'a Springsteena opowieść o zmaganiach artysty w jego prywatnych życiu i o kulisach powstawania jego płyty „Nebraska”. Film z Jeremym Allenem Whitem w roli głównej jest już w kinach. W „Południu RDC” rozmawialiśmy o nim z Mariuszem Owczarkiem z Programu Trzeciego Polskiego Radia i Pawłem Rostem z polskiego fanklubu Springsteena „Blood Brothers”.

Film o człowieku, nie o artyście

Ważnym wątkiem filmu są zmagania głównego bohatera z depresją. Jak podkreślał na naszej antenie Mariusz Owczarek, „film pokazuje drogę Springsteena do terapii”.

Ja byłem zaskoczony, iż to jest tak osobista historia skupiona bardziej na człowieku niż na artyście w tym takim przełomowym momencie jego życia, i chyba nie chodziło tylko o życie artystyczne. Mam wrażenie, iż to był taki czas, kiedy Springsteen musiał się naprawdę odnaleźć, wiedząc, iż być może za chwilę to już będzie gwiazdą, nie tylko w Stanach, ale gwiazdą ogólnoświatową. I jak on sobie z tym poradził? Czyli film o terapii. Jednym słowem, to jest też bardzo istotny film dla osób, które się zastanawiają, czy warto wyciągnąć dłoń po pomoc – mówił Owczarek.

Dramat psychologiczny z muzyką w tle

Paweł Rost zaznaczał, iż ten film ma szansę trafić także do osób, które nie są zaznajomione z twórczością i historią Bruce'a Springsteena.

Wszyscy ci, którzy pójdą na ten film w poszukiwaniu klasycznej rock and rollowej biografii, wyjdą z tego filmu zawiedzeni. To jest zdecydowanie bardziej dramat psychologiczny z muzyką i z biografią muzyczną w tle. Bardzo dobry obraz o relacji ojciec-syn. Trochę choćby o tym, jaki jest dzisiaj wzorzec męskości albo jaki powinien być, bo zdaje się, iż jest w kryzysie i ten film chyba trochę pokazuje poszukiwania tego wzorca – mówił na naszej antenie Rost.

Odcienie amerykańskiej samotności

Jak tłumaczył w jednym z wywiadów Bruce Springsteen, „Nebraska” to płyta o amerykańskiej samotności. O tym, co dzieje się z ludźmi, gdy tracą przyjaciół lub poczucie przynależności do wspólnoty, gdy opuści ich rząd i pracodawca, gdy zawodzą te rzeczy, które pozornie nadają życiu sens. Gdy ich zabraknie, pozostaje egzystencja w próżni, w której wszelkie normy społeczne zdają się być żartem. „Życie zamienia się w mroczny żart. Wszystko może się zdarzyć” – podkreślał artysta.

Jest rok 1981, gdy Springsteen w wynajętym domu nad jeziorem w Colts Neck w New Jersey odpoczywa właśnie po wyczerpującej trasie koncertowej promującej „The River”. To w tym momencie Scott Cooper rozpoczyna swój film „Springsteen: ocal mnie od nicości”. 33-letni artysta znalazł się na życiowym rozdrożu – nie jest już chłopakiem z Freehold w New Jersey, dobrze rokującym talentem. Jest znanym muzykiem, choć jeszcze nieświatową gwiazdą rock and rolla – tą stanie się za sprawą wydanego kilka lat później albumu „Born in the U.S.A.”. W zaciszu domu pisze przeboje, które znajdą się na tej płycie, ale bardziej angażuje się w komponowanie ballad o życiowych wykolejeńcach – pisze „Nebraskę”. Szkice piosenek nagrywa w sypialni, akompaniując sobie na gitarze akustycznej i harmonijce ustnej. Zakłada, iż adekwatne wersje nagra później z zespołem.

Wbrew nadziejom wytwórni nagrywa piosenki, które nie mają potencjału przebojów. Pisze teksty mroczne, pełne desperacji. Gdy aranżacje na zespół nie spełniają jego oczekiwań, przytłaczają delikatne ballady rockowym brzmieniem, domaga się, by piosenki brzmiały tak, jak nagrał je w sypialni domu w Colts Neck - by zachować ich intymny charakter, surowość i prostotę, które dodawały opowiadanym w nich historiom wyrazistości i siły.

Twórcy filmu w czarno-białych retrospekcjach opowiadają także o dzieciństwie Springsteena w New Jersey i jego trudnej relacji z ojcem. Zmagający się z alkoholem i pokładami gniewu, które wyładowuje na żonie i synu, a także poczuciem życiowej przegranej Douglas Springsteen przypomina bohatera folkowej pieśni, zagubionego, nieumiejącego odnaleźć swojego miejsca choćby w rodzinnym mieście.

„Nebraska” ukazała się we wrześniu 1982 roku. Album brzmiał tak, jak pragnął artysta – na krążku zachowano wszystkie niedoskonałości oryginalnego nagrania. Wbrew obowiązującym w branży muzycznej prawom niekomercyjna, nieradiowa płyta okazała się sukcesem nie tylko artystycznym – dziś uważana jest za jedno z największych osiągnięć Springsteena – ale także komercyjnym. Dwa lata później ukazał się przepełniony przebojami i chwytliwymi melodiami album „Born in the U.S.A.”. Bohaterowie tych utworów nie byli pokonani i zrezygnowani – mieli powód, by walczyć mimo przeciwności losu – miłość, rodzinę, przyjaźń. Rodzinne miasto, małe ojczyzny.

Idź do oryginalnego materiału