Zapomniane szczęście. Opowieść
Kasia stała przy oknie swojej maleńkiej kuchni, patrząc na szare jesienne niebo. Do wypłaty została jeszcze tydzień, w portfelu miała ostatnie dwie banknoty po 100 złotych, a synek Mateusz poprosił o nowe buty. Serce ścisnęło jej się na myśl, jak trudno będzie wytłumaczyć chłopcu, iż znów musi poczekać. Miał zaledwie dziesięć lat, ale patrzył na świat zbyt poważnie. Za gwałtownie stał się dorosły, choć Kasia marzyła, by dać mu szczęśliwe dzieciństwo.
— Mamo, a może poczekam do przyszłego miesiąca? Te buty jeszcze są dobre! — powiedział Mateusz podczas kolacji. Kasia ledwo powstrzymała łzy, czując wdzięczność dla swojego dziecka.
To był chyba najtrudniejszy rok w jej życiu. Rok, który zaczął się od tego, iż jej mąż Tomek, człowiek, którego uważała za opokę, spakował swoje rzeczy i oznajmił, iż odchodzi. Odszedł do innej kobiety. — Potrzebuję nowego powietrza, rozumiesz? Zmęczyła mnie ta rutyna, to biedowanie! — powiedział wtedy, nie zwracając uwagi na jej łzy.
Kasia nie mogła uwierzyć. Wszystko się waliło. Najgorsze było to, iż została z synem praktycznie bez środków do życia. Tomek przestał pomagać finansowo, a choćby odwiedzać chłopca. Jego nowy romans zniszczył nie tylko ich małżeństwo, ale też domowy budżet.
Ale Kasia była silna. Znalazła drugą pracę — w dzień była recepcjonistką w przychodni, a wieczorami sprzątała biura. Czasem czuła, iż już nie ma sił. Ale zawsze przypominała sobie oczy Mateusza, jego uśmiech, i to dawało jej nadzieję.
Pewnego dnia, po długiej zmianie, Kasia postanowiła spędzić wieczór z Mateuszem na osiedlowym placu zabaw. To był ich sposób na chwilę wytchnienia: ona z kubkiem taniej kawy, on na huśtawce lub z piłką.
Wtedy zauważyła dziewczynkę o jasnoniebieskich oczach i mnóstwie piegów na policzkach. Bawiła się obok, a przy niej siedział mężczyzna — wysoki, spokojny, z ciepłym uśmiechem. Patrzył na dziewczynkę tak, jak Kasia marzyła, by Tomek patrzył kiedyś na Mateusza.
Jej syn od razu się zaprzyjaźnił z dziewczynką. Dzieci, w przeciwieństwie do dorosłych, nie analizują długo relacji. Po dziesięciu minutach już biegali za sobą, krzycząc: „Nie złapiesz mnie!”
— Ma pani wspaniałego syna — odezwał się mężczyzna, zwracając się do Kasi.
— Dziękuję — uśmiechnęła się niepewnie. — Pana córka jest prześliczna!
— Tak, to Zosia — skinął głową. — A ja jestem Jakub.
Tak zaczęła się ich znajomość. Siedzieli na chłodnej ławce, obserwując zabawę dzieci. Rozmawiali spokojnie, bez pośpiechu. Kasia opowiadała, jak sama wychowuje syna, Jakub — iż od trzech lat żyje bez żony, która po rozwodzie wyjechała do innego miasta, zostawiając mu córkę.
— Ciężko, ale radzimy sobie — powiedział z lekkim uśmiechem.
Jakub i Kasia okazali się sąsiadami z tego samego bloku. Ponieważ Jakub niedawno się wprowadził, wcześniej się nie spotkali.
W kolejnych miesiącach ich przyjaźń się zacieśniała. Chodzili z dziećmi do teatru, na szkolne przedstawienia, a raz choćby wybrali się do wesołego miasteczka. Mateusz i Zosia śmiali się na karuzeli, a Kasia po raz pierwszy od dawna poczuła, iż ciężar smutku zniknął. Było jej lekko i radośnie. Bo obok był Jakub — spokojny, opiekuńczy, godny zaufania.
Pewnego wieczoru, gdy Mateusz zasnął po dniu pełnym wrażeń, Kasia wreszcie pozwoliła sobie odpocząć. Siedziała w małym saloniku, otulona kocem, i piła herbatę. Za oknem wiatr kołysał nagimi gałęziami. Jakub, ułożywszy Zosię do snu, wpadł do Kasi na chwilę. Siedzieli w ciszy, przy miękkim świetle lampy.
— Kasia — przerwał milczenie Jakub, kręcąc w dłoniach kubek. — Od trzech miesięcy próbuję znaleźć odpowiednie słowa… Jesteś niesamowita.
Podniosła na niego zdziwione oczy.
— Robisz tak wiele dla syna. Sama. A wciąż znajdujesz siłę, by się uśmiechać. To imponujące.
— Po prostu nie mam wyboru — westchnęła. — Mam Mateusza. Nie mogę się poddać.
Jakub na chwilę spuścił wzrok, jakby zbierał myśli. Potem powiedział stanowczo:
— Odkąd się znamy, ciągle myślę, jak chciałbym być przy tobie. By ci pomagać, wspierać. Przy tobie czuję coś… prawdziwego. Wiem, iż przeszłaś przez wiele, ale… chcę być częścią twojego życia.
Słowa Jakuba zabrzmiały dla Kasi jak grom z jasnego nieba. Zamarła, próbując je zrozumieć. Bała się, iż ten kruchy świat, który z takim trudem budowała, znów może runąć.
— Jakub, musisz rozumieć… — zaczęła ostrożnie. — Nie wiem, czy jestem gotowa na coś nowego. Po tym, co było, trudno mi zaufać.
Przerwała, czując łzy.
On nie przerywał. Kiwnął głową, dając jej czas. W jego oczach było tyle cierpliwości, iż nie musiała tłumaczyć więcej. Jakub tylko powiedział:
— Rozumiem. Chcę, żebyś wiedziała: nie wymagam decyzji od razu. jeżeli będziesz mnie potrzebować, będę tu. Po prostu.
Ciepło jego słów stopiło lód w jej sercu. Po raz pierwszy od lat poczuła, iż nie jest sama. Ale potrzebowała czasu, by porzucić strach.
Jakub stawał się częścią ich życia coraz bardziej. DysAle pewnego kwietniowego wieczoru, gdy pierwsze liście delikatnie szumiały na wietrze, a dzieci biegały przed nimi, śmiejąc się radośnie, Kasia zrozumiała, iż szczęście nie jest zapomniane — tylko czasem trzeba dać mu czas, by odważyło się wrócić.