Zapłakany Wojciech Bojanowski wspomina śmierć synka. To, co usłyszał w zakładzie pogrzebowym nie mieści się w głowie. Jak tak można!

jastrzabpost.pl 2 lat temu

Wojciech Bojanowski 4 lata temu stracił syna. W rozmowie z Martyną Wojciechowską wrócił do tego tragicznego momentu w swoim życiu. To, co usłyszał w zakładzie pogrzebowym nie mieści się w głowie.

Wojciech Bojanowski to dziennikarz doskonale znany widzom stacji TVN. Tam przygotowuje reportaże na najtrudniejsze tematy i podejmuje się wielu zawodowych wyzwań. Jest szefem projektów specjalnych w TVN24.

Na początku roku jako jeden z pierwszych polskich dziennikarzy pojawił się w Ukrainie skąd przez kilka tygodni relacjonował wojnę. Bo wybuchu bomby w Przewodowie jeszcze tego samego dnia udał się do przygranicznej miejscowości. Następnie ponownie na kilka dni pojechał do naszych wschodnich sąsiadów, gdzie toczy się wojna.

Dla widzów przygotowuje materiały śledcze z Polski i zagranicy. Został za to w 2020 roku doceniony nagrodą Grand Press w kategorii Reportaż telewizyjny/wideo. Kręcąc wyróżniony materiał, dowiedział się, iż ciąża jego żony jest zagrożona, a dziecko prawdopodobnie nie przeżyje porodu. W dniu Wszystkich Świętych dziennikarz wspominał zmarłego synka, który miałby już 4 latka.

Wojciech Bojanowski o śmierci synka. Co usłyszał w zakładzie pogrzebowym?

Wojciech zdecydował się na bardzo wzruszającą i jednocześnie bolesną dla niego rozmowę z Martyną Wojciechowską. Pojawiła się ona na kanale podróżniczki, a dziennikarz ponownie wrócił wspomnieniami do najtrudniejszego czasu związanego z jego zmarłym dzieckiem. Gdy żona zadzwoniła, żeby powiedzieć mu o tym, co się dzieje, był uwięziony na statku, który ratował uchodźców i nie miał pozwolenia na to, aby wyjść na ląd.

Marta dzwoni i mówi, iż była na jakichś tam badaniach. Okazało się, iż nasze dziecko jest chore… bardzo, prawdopodobnie nie urodzi się żywe, ma na wierzchu wnętrzności, iż ta ciąża się nie może udać, nie może się skończyć dobrze. Ja jestem na tym statku i czuję się bezsilny, bo mogę stanąć na głowie, ale nie zmuszę włoskiego rządu i straży granicznej, żeby nam pozwoliła zbliżyć się do tego brzegu – wspominał.

Opisał też, jak traktowane są kobiety z zagrożoną ciążą w polskich szpitalach.

Masz urodzić dziecko i zostajesz z tym zupełnie sama, dostajesz tabletkę na wywołanie porodu i masz sama sobie z tym poradzić, gdzieś, nie wiem, w kiblu, urodzić to dziecko i włożyć do plastikowego pojemnika jak na zupkę chińską i oddać do badania. Nie ma przy tym lekarza, pielęgniarki, nikogo. To nie jest do końca taki stan rzeczy, którego moglibyśmy oczekiwać od polskiej służby zdrowia w XXI wieku – dodał.

Zaapelował też do firm pogrzebowych, do których zwracają się rodzice po śmierci dzieci. To, co usłyszał po śmierci dziecka wywołuje ciarki.

Chciałbym zaapelować do zakładów pogrzebowych, które zajmują się takimi sprawami, gdy ktoś stracił dziecko, iż nie jest najlepszym pomysłem, żeby proponować rodzicom, iż wyślą przesyłką kurierską to ciało tego dziecka, bo jak rodzic coś takiego słyszy, to nie jest fajne dla niego.

Wojciech i jego żona cztery lata temu przeszli przez prawdziwe piekło, a to, co działo się w szpitalu i w związku z pogrzebem woła o pomstę. Na szczęście para doczekała się drugiego zdrowego synka, który jest ich oczkiem w głowie. Poniżej zobaczycie całą rozmowę dziennikarza z Martyną Wojciechowską, w czasie której nie ukrywał on swoich łez.

Idź do oryginalnego materiału