Zamknęła jeden rozdział, a los otworzył nowy rozdział…

twojacena.pl 1 tydzień temu

Ona postawiła na sobie krzyżyk. A potem los podarował jej nowe życie…

Wojtek wszedł do mieszkania późnym wieczorem. Na twarzy miał zmęczenie, w oczach – wewnętrzną walkę. Bez słów zdjął buty, przeszedł do kuchni i usiadł przy stole.

— Wojtku, zjesz kolację? — krzątała się wokół niego Ania. — Upiekłam kaczkę, taką jak lubisz. Patrz, z jabłkami… Dlaczego taki ponury?

Spojrzał na nią prosto, bez zwykłego uśmiechu:

— Aniu, musimy poważnie porozmawiać. Nie mogę już żyć na dwa domy. Kiedy w końcu będziemy razem? Przecież mam swoje mieszkanie.

Ania nagle spochmurniała. Wszystko, przed czym tak długo uciekała, dogoniło ją.

— Dobrze — szepnęła. — Ale najpierw musisz poznać moje dzieci.

Spotkali się w kawiarni. Kacper i Bartek siedzieli po jednej stronie stolika, a Krysia tuż przy Ani. Gdy Wojtek wszedł, dzieci zastygły jak posągi. Usta otworzyły się ze zdumienia. Ania choćby nie od razu zrozumiała, o co chodzi. Ale gdy synowie wymienili się wściekłymi spojrzeniami, wszystko stało się jasne…

— Żartujesz sobie, mamo?! — pierwszy wybuchnął Kacper. — W twoim wieku urządzać sobie życie osobiste?! Co za wstyd!

— Mamo, myśleliśmy, iż masz rozum… — dodał Bartek. — W twoim wieku kobiety już wnuków niańczą, a nie nowych facetów do domu wprowadzają.

— Mam tylko czterdzieści cztery lata — cicho odpowiedziała Ania.

— No to żyłabyś sobie spokojnie, sama. Wynajmiemy z Kacprem mieszkanie. Nie mamy zamiaru mieszkać pod jednym dachem z tobą i twoim narzeczonym.

A Krysia odwróciła się. Przez cały miesiąc nie zamieniła z matką ani słowa.

Ania nie płakała. Po prostu siedziała nocą w ciszy i wspominała swoje życie. Jak to się stało.

…Kiedyś była prymuską. Spokojna, rozsądna dziewczyna, z dobrą rodziną, z rodzicami, którzy ją uwielbiali i marzyli, iż córka dostanie się na prestiżową uczelnię. Ale w wieku siedemnastu lat zakochała się. W Darku.

Miał dwadzieścia cztery lata. Wysoki, z chropowatym głosem, silnymi rękami i dumą w oczach. Rodzicom od razu się nie spodobał. Ojciec wyrzucił go, gdy przyszedł prosić o jej rękę. Ale Ania nie posłuchała nikogo — i po kilku miesiącach wyjechała z Darkiem do innego miasta.

Na początku było jak w bajce. Urodził się pierwszy syn — Kacper. Rodzice pomogli, kupili im mieszkanie. Potem przyszedł na świat Bartek — a na szczęście dostali choćby trzypokojowe. Ale wtedy bajka zamieniła się w codzienny koszmar.

Rodzina Darka okazała się pijąca. Brat — darmozjad, rodzice — hulaki. Darek zostawał u nich coraz częściej, czasem znikał na tygodnie. Praca? Ha. Kto by zatrudnił kogoś, kto regularnie znika na „czarną imprezę”?

Ania ciągnęła wszystko sama. Pracowała na dwóch etatach, uczyła się zaocznie. Wieczorami — sprzątanie. Wstydziła się prosić rodziców o pomoc. A mąż coraz częściej leżał na kanapie, żądając „zimnego piwa”.

Gdy wróciła z wizyty u lekarza — w ciąży z trzecim dzieckiem — i usłyszała: „Śmietany nie ma? No to idź kup!”, nie wytrzymała. Złożyła pozew o rozwód. Sama zamówiła mu taksówkę, zapłaciła. Śmiał się i nie wierzył. A żałował.

Więcej nie wrócił. Zamki zostały wymienione. Sąsiadka-babcia pilnowała, żeby nie urządzał scen. Rozwód poszedł szybko. choćby nie wiedział, iż urodziła mu się córka.

Trzy miesiące później Darek zginął. Pożar na działce spowodowany niezgaszoną kuchenką. Rodzice byli w ogrodzie, brat przeżył, Darek — nie. Ania czuła winę… ale wiedziała — nie była obowiązana być jego opiekunką do końca życia.

Urodziła się Krysiunia. Troje dzieci. Praca. Dom. Trzy godziny snu.

Zapomniała, co to kobiecość. Zapomniała, jak to jest — być pożądaną. Postawiła dzieci na nogi. Wszystkie renty po stracie żywiciela szły na ich przyszłość.

Życie osobiste — wykreśliła. Uznała, iż nie ma do niego prawa.

A potem był ten deszczowy wieczór. Urodziny koleżanki z pracy, późny przystanek, uleź. Autobus nie przyjeżdżał. I nagle — zatrzymał się samochód.

— Podwieźć?

Zwyczajny facet. Ciepłe spojrzenie. Dobry. Nazywał się Wojtek. Okazało się — mieszkają blisko. Potem czekał na nią każdego ranka, odwoził do pracy, zabierał wieczorem. Robił kawę w aucie. Mówił, iż jest piękna.

Ania odzwyczaiła się od komplementów. Ale z nim było lekko. Rozwiódł się — przyłapał żonę z kochankiem. Nie mieli dzieci.

I nagle — zaproponował wspólne życie. A ona… nie wiedziała, co robić.

Dzieci odwróciły się. Nazwały ją lekkomyślną, powiedziały — niech sama żyje, a oni wynajmą mieszkanie.

Ania przeżywała. Ale w pewnym momencie coś w niej kliknęło.

— Skoro tak — powiedziała synom — to zamienimy mieszkanie na trzy kawalerki. Dopłacę. Jesteście dorośli. A ja… nie muszę być sama tylko dlatego, iż wam to pasuje.

I wyprowadziła się do Wojtka.

A potem stał się cud — Ania znów została matką. Jej ciąża była trudna. Lekarze odradzali. Ale zdecydowała się rodzić.

Wojtek nie odstępował jej na krok. Woził po szpitalach, noce spędzał przy łóżku. Był ojcem od pierwszego uderzenia serca.

Dzieci… zniknęły. Nie dzwoniły, nie pisały.

Ale na wypis ze szpitala przyszli wszyscy troje. Z kwiatami. Z balonami. Z przeprosinami.

Teraz w mieszkaniu znów słychać dziecięcy śmiech. Mała Zosia biega po domu, a starsze rodzeństwo jest znów blisko. Krysia przychodzi, pomaga. Kacper przyprowadza żonę w gości. Bartek zorganizował rodzinny obiad.

Ania patrzy na Wojtka — i serce zamiera jej w piersi.

Mogła odmówić. Mogła zostać sama. Ale wybrała — żyć.

I teraz wie: nigdy nie jest za późno, by być szczęśliwą. jeżeli masz obok kogoś, kto kocha naprawdę.

Idź do oryginalnego materiału