Mamo, chyba wpadłaś w szał! wykrzyczała moja córka, patrząc na mnie jak na wariata. Naprawdę się zakochałaś? W tym wieku?!
Stałam przy kuchennym stole z filiżanką herbaty w dłoni, nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszałam. Nie dlatego, iż byłam zaskoczona ale dlatego, iż nie spodziewałam się tak ostrej reakcji.
Nie rozumiem zaczęłam spokojnie. Przecież jesteś dorosła, masz męża, dzieci. Myślałam, iż ucieszysz się, iż nie jestem już samotna.
Ucieszę się?! parsknęła. Chcesz chodzić na randki, trzymać się za rękę na ulicy, a może jeszcze spać z facetem? Mamo, jesteś babcią! Nie jakąś nastolatkę z Snapem!
Słowa wbiły się w serce głębiej, niż mogłam przypuszczać.
Nie wyobrażałam sobie takiej konfrontacji. Liczyłam się z tym, iż zaproszę ją na herbatę, usiądziemy przy stole jak dwie dorosłe kobiety i opowiem, iż od kilku miesięcy spotykam się z kimś. Że poznałam Stanisława wdowca, miłego, ciepłego mężczyznę, z którym chodzimy do kina, na spacery, a czasem po prostu pijemy kawę i rozmawiamy o wszystkim.
Zamiast wsparcia usłyszałam jedynie wstyd i wyrok.
Dzieci pytają, gdzie babcia tak się stroi. Znajomi drapią się w głowę, co z tobą jest.
A może po prostu zaczęłam żyć? spytałam, nie rozpoznając własnego głosu.
W tym wieku?! syknęła. Opanuj się.
Myślałam tylko o jednej rzeczy: Czy naprawdę zasługuję na wstyd tylko dlatego, iż odważyłam się jeszcze raz kochać?
Przez kilka dni krążyłam po domu niczym cień. Wszystko wydawało się zwykłe: podlewałam kwiaty, gotowałam rosół, czytałam książki. Ale nic już nie smakowało jak dawniej. Echem odbijały się słowa córki: Babcia nie powinna się zakochiwać. To żenujące.
A przecież nie zrobiłam nic złego. Nie zabrałam nikomu miejsca, nie zapomniałam o wnukach, nie porzuciłam obowiązków. Po prostu po raz pierwszy od lat poczułam, iż ktoś mnie naprawdę dostrzega. Że nie jestem już tylko panią Anną z parteru, ale kobietą krwią i kośćmi.
Poznałam Stanisława przypadkiem w bibliotece, kiedy podniósł książkę, którą upuściłam. Uśmiechnął się i rzucił: Czasem los trafia precyzyjniej niż wyszukiwarka. Rozśmieszył mnie. Rozmowa o książkach przerodziła się w kawę w pobliskiej cukierni.
Nie zakochałam się od razu. Najpierw była ciekawość, potem ciepło, a na końcu to dziwne drżenie, którego nie czułam od lat. Jakby znów miałam powód, by wstać z łóżka. Jakby znów było po co wychodzić z domu.
Córka twierdziła, iż się wygłupiłam, iż powinnam zajmować się wnukami, szydełkiem albo ogródkiem. Czy naprawdę bycie babcią musi oznaczać rezygnację z siebie? Z emocji, dotyku, bliskości?
Stanisław nigdy nie naciskał. Kiedy opowiedziałam mu o rozmowie z córką, ujął moją dłoń i rzekł:
Nie chcę wchodzić między ciebie a twoją rodzinę. Ale jeżeli chcesz odejść, zrozumiem.
Patrzyłam na jego zmarszczki, na spokojne oczy i pomyślałam: Dlaczego świat nie pozwala nam kochać, kiedy już wiemy, czym naprawdę jest miłość?
Nie odpowiedziałam od razu. Poprosiłam o kilka dni, by przemyśleć wszystko z dystansu. Z każdym dniem rosło we mnie uczucie, którego nie znałam: nie tęsknota, nie gniew, ale duma. Duma, iż mimo śmierci męża, mimo samotnych lat, mimo oczekiwań otoczenia wciąż potrafię kochać. I nie zamierzam tego porzucać.
Wnuki kocham. Córkę też. Ale nie po to przeżyłam sześćdziesiąt lat, by teraz siedzieć w czterech ścianach i czekać, aż ktoś pozwoli mi odczuwać.
W niedzielę zaprosiłam córkę na obiad. Przyszła ze swoimi dziećmi, punktualna, z napięciem w twarzy i chłodem w głosie. Nie rozmawiałyśmy od tamtej kuchennej konfrontacji. Wnuki biegały po mieszkaniu, a my siedziałyśmy przy stole w milczeniu, każda zajęta swoim talerzem.
Dopiero przy deserze powiedziałam spokojnie:
Spotykam się ze Stanisławem. Nadal. I nie zamierzam tego ukrywać.
Córka spojrzała na mnie zdumiona.
Więc mimo wszystko będziesz to kontynuować?
Tak odpowiedziałam. Bo po raz pierwszy od lat czuję się szczęśliwa.
A co powie społeczeństwo? Sąsiedzi, znajomi, dzieci?
Może to będzie tak samo, jak ja, patrząc na matkę, która w końcu przestała bać się życia.
Zamilkła. Nie spodziewała się, iż odpowiem bez wahania.
Po prostu wstydzę się ciebie, mamo wyszeptała. Nie wyobrażałam sobie takiej babci.
A ja nie wyobrażałam sobie starości, w której nie wolno kochać odparłam.
Wyszła szybciej niż zwykle. Bez awantury, bez łez. Tylko z tym samym chłodem, z którym przyszła.
Wieczorem wybrałam się na spacer ze Stanisławem. Trzymał mnie za rękę. Przechodziliśmy obok sąsiadów, ktoś spojrzał, ktoś się uśmiechnął, a ktoś odwrócił wzrok. Po raz pierwszy nie obchodziło mnie to.
Bo jeżeli miłość przychodzi po sześćdziesiątce, nie po to, by się jej wstydzić, ale po to, by w końcu nauczyć się ją doceniać.

![Hejt, morderstwo i zemsta. Czyli “Wredne dziewczyny idą do piekła” [recenzja]](https://kulturalnemedia.pl/wp-content/uploads/2025/12/wrednedziewczyny.jpeg)







