Zakamarki przeszłości: Odkrywanie starych listów

polregion.pl 12 godzin temu

Stare listy

Gdy listonosz przestał wchodzić na piętra i zostawiał gazety i koperty w holu, Ania Kowalska najpierw się gniewała. Potem pogodziła się z tym. Teraz jej poranki zaczynały się od zejścia po schodach, trzymając się chłodnych poręczy, i zaglądania do starej zielonej skrzynki z uchyloną klapką.

Skrzynka pochodziła jeszcze z lat osiemdziesiątych, była pomarszczona, z odłuszczonym numerem 12. Zaskrzypiała przy otwieraniu, a Ania zawsze myślała, iż pewnego dnia odpadnie całkowicie, i nie będzie już wiedziała, gdzie znajdzie listy Jadwigi.

Listy przychodziły nieregularnie. Czasem po tygodniu, czasem po miesiącu. Zawsze przychodziły. Wąska koperta, staranne pochyłe pismo, lekki zapach tanich perfum. Ania podnosiła się z powrotem, wkładała czajnik na palnik, siadała przy stole i otwierała kopertę wzdłuż szwu, by nie rozerwać kartki.

Jadwiga mieszkała w innym mieście, ponad tysiąc kilometrów od Warszawy. Kiedyś dzieliły jedną pokój w akademiku medycznym, wspólnie wkuwały anatomię i połykały razem jedną puszkę gulaszu. Potem Jadwiga wzięła za mąż, a Ania odeszła na pracę w przychodni, późno wyszła za mąż, urodziła córkę. Rozeszły się, ale nie zerwały więzi. Listy utrzymywały ich delikatną, ale mocną nitkę.

Jadwiga pisała o domu letniskowym, o sąsiadce, która znów posadziła niewłaściwe pomidory, o synu, który nie potrafi się rozstać z wiecznie niezadowoloną żoną. O ciśnieniu, które skacze jak koza, i o nowych tabletkach, które jej przepisano. Między wierszami wciąż słychać było dawną Jadwigę: rozśmieszoną, upartą, lekko kąśliwą.

Ania odpisywała wieczorem, kiedy w mieszkaniu zapadał spokój. Córka mieszkała osobno, wnuk przyjeżdżał w weekendy. W dni robocze słychać było jedynie tykanie zegara, szum windy za ścianą i szeleszczącą dłoń na papierze. Opowiadała o przychodni, w której jeszcze pół etatu pracowała jako terapeutka, o sąsiadach, którzy nieustannie kłócą się o miejsce parkingowe, o wnuku, który został informatykiem i nic tak naprawdę nie tłumaczył.

Uwielbiała ten rytuał: wyciągnąć czysty arkusz, wyrównać go, w myślach wyznaczyć dzień, tydzień, wybrać, co powiedzieć Jadwidze, a co zostawić przy sobie. List był jak mały wieczorny bilans. Pisała powoli, wsłuchując się w każde słowo, jakby słyszała, jak Jadwiga będzie czytać.

Pewnego dnia wnuk, Szymon, przyniósł do niej pudełko.

Babciu rzekł, wyciągając nowy telefon już czas pożegnać przyciskowy telefon. W XXI wieku, proszę.

A ja co, w XIX wciąż żyję? odpowiedziała Ania, ale wzięła telefon. Smukły, ciężki, szklany. Bała się go choćby trzymać jakby upuściła go, straciła Szymańską stypendium.

To proste. Patrz Szymon przesunął palcem po ekranie, który rozbłysł kwadratami. To komunikator. Można od razu pisać, głosowo, obrazkowo.

A poczta? Ania uśmiechnęła się z sarkazmem, ale w jej oczach zaszła ciekawość.

Poczta jest fajna, jak dostaniesz pocztówkę z Morskiego. Tu możesz gadać z Jadwigą codziennie.

Szymon już znał Jadwigę. Ania czasem czytała mu fragmenty jej listów. Wnuk wzdychał: Masz fajną przyjaciółkę. I postanowił, iż i Jadwię trzeba pocieszyć.

Tylko Jadwiga Ania zmarszczyła brwi, szukając słowa nie używa telefona. Ma stary, przyciskowy. Mówiła.

Ma wnuczkę?

Ma wnuczkę, Wiktorię, studentkę.

No to rozwiązujemy. Piszemy list, prosimy Wiktorię o pomoc, a ja tu wszystko podłączę.

Położył telefon na stole, podłączył do gniazdka, wpisał jakieś dane. Ania patrzyła, jak ekran migocze, jak paski ładowania płyną. Czuła się jednocześnie głupia i podekscytowana.

Wieczorem usiadła przy stole jak zwykle, ale obok kartki leżał nowy telefon, cicho świecący, pokazujący godzinę i pogodę. Wyjęła kopertę, starannie wypisała adres Jadwigi i na końcu dodała: Jadwigo, Szymon kupił mi nowy telefon, mówi, iż można wysyłać listy przez niego. Jakby Wiktoria była, niech też zerka. Może i my się nauczymy. Choć ja już stara kocia.

Uśmiechnęła się, przeczytała jeszcze raz, zamknęła kopertę i następnego dnia włożyła ją do dużego skrytki przy wejściu nie do swojej zielonej z numerem, a do wspólnej, z przegródką na listy.

Odpowiedź przyszła po dwóch tygodniach. Jadwiga pisała: Jesteś opóźniona, ale ja już dalej. Wiktoria się śmieje, iż wszystko jest możliwe. Przyjechała w weekend, pokazała mi na telefonie, jak to działa. Więc, Aniu, zachwycaj. Wiktoria powiedziała, iż jak przyjadę do was, wszystko ustawi. A może przyjedzie sama. Wyobraź sobie, będę pisać wiadomości jak młodzież.

Ania roześmiała się. List miał w sobie ten sam zapał Jadwigi, z którym kiedyś uczyły się jeździć na motocyklu byłego męża.

Miesiąc później wnuk przyszedł znowu, usiadł obok i cierpliwie pokazywał, jak klikać, gdzie patrzeć.

To czat powiedział tutaj będą nasze wiadomości. Najpierw dorzucę siebie, poćwiczymy.

Wysłał kilka zdań do Anii. Telefon delikatnie brzęknął, ekran rozbłysł. Ania drgnęła.

Nie bój się, to tylko powiadomienie. Kliknij tutaj.

Kliknęła i zobaczyła słowa: Cześć, babciu! To trening. Pod spodem pusta linijka.

Tutaj odpisuj rzekł Szymon. Klikasz te litery.

Palce Anii drżały. Powoli napisała: Cześć. Widzę. Zamiast widzę napisała wiżu. Szymon się roześmiał, ale gwałtownie poprawił.

Nic, naprawimy. Tak. Wymazał cyfry, pokazał, jak wstawić adekwatne.

Do wieczora Ania już sama otwierała czat, wpisywała krótkie zdania, wysyłała. Wiadomości głosowe ją przerażały, ale Szymon zapewnił, iż to później.

Jadwiga pojawiła się w messengerze na początku jesieni. Na ekranie nowa wiadomość od nieznanego numeru: Ania, to ja. Jadwiga. Wiktoria skonfigurowała. Pozdrowienia z naszego bagna.

Ania patrzyła na te słowa, jakby Jadwiga była tuż za ścianą, nie w odległości listu, nie w tysiącu kilometrów, a w pobliżu.

Napisała: Jadwigo! Widzę cię. Raczej czytam. Co u ciebie? i wysłała, wstrzymując oddech.

Odpowiedź przyszła po minucie. To było niespotykane nie tydzień, nie dwa, a minuta.

Żyję. Ciśnienie szaleje, ale mnie nie boi. A ty? Szymon cię męczy swoim postępem?

Śmiała się i napisała o Szymonie, o przychodni, o sąsiadce, która znów kłóci się z zarządem. Palce mieszały litery, ale Jadwiga rozumiała. Co jakiś czas Jadwiga kończyła zdanie żółtą buźką.

To emotka wyjaśnił Szymon, zaglądając przez ramię. Taki uśmiech.

Ania skinęła głową. Postanowiła emotek nie używać, jakby to był obcy język. ale gdy Jadwiga wysyłała wyjątkowo kąśliwy żart, ręka samej podsunęła małą buźkę.

Rozmowa nabrała tempa. Rano Ania sprawdzała telefon jak kiedyś skrzynkę pocztową. W ciągu dnia, w przerwie między wizytami, podglądała ekran, by przeczytać kolejny list Jadwigi. Wieczorem wymieniały po kilka krótkich wiadomości.

Szybkość komunikacji była dziwna. Radosna i niepokojąca zarazem. To, co kiedyś zajmowało strony i tygodnie, teraz mieściło się w kilku zdaniach. Ania nie zdążyła się obejrzeć, a już napisała.

Pewnego dnia Jadwiga napisała: Wyobraź sobie, sąsiad przy domu podjeżdża z jabłkami. Mówi, iż popijemy herbatę. Ja mówię: mam ciśnienie, nie mogę się denerwować.

Ania zmarszczyła brwi. Przypomniała sobie, jak Jadwiga narzekała na samotność i jednocześnie szydziła z wdowców, co szukają darmowej opiekunki.

Napisała: Uważaj, żeby ci nie przyklejał się na szyję. Potem nie odkleisz. Wszyscy tacy są.

Wiadomość przyszła niemal natychmiast: Dzięki, iż tak wysoko myślisz o facetach po siedemdziesiątce. Ja sama sobie radzę.

Ania poczuła ukłucie w środku. Chciała napisać: Po prostu się martwię, ale zatrzymała się. Ekran świecił ostatnim zdaniem Jadwigi, bez emotki.

Wieczorem nadeszła kolejna wiadomość: W sumie, wydaje mi się, iż cieszysz się, iż nic mi nie wyjdzie. Że będziemy w starości pisać i nie ruszać się.

Ania wpatrywała się w te słowa, poczuła gorączkę, podniosła się, poszła do kuchni, nalała sobie herbaty. Myśli szumiały. Czy naprawdę się cieszy? Zwykle, gdy Jadwiga pisała o chorobach, nie mogła spać, wyobrażając najgorsze.

Wróciła do stołu, usiadła, otworzyła czat. Palce drżały. Napisała: Masz rację. Boję się o ciebie i o siebie. Boję się, iż zostanę sama, jeżeli znikniesz. To nie wymówka. Umówmy się. Ty opowiadasz wszystko, ja najpierw myślę, potem piszę. Chociażby minutę.

Dodała na końcu małą uśmiechniętą buźkę. Szukała jej wśród setek innych, w końcu znalazła i nacisnęła, czując się nieco głupio, ale lżej.

Jadwiga odpowiedziała krótko: Zgoda. Minuta myślenia to rewolucja. Jestem dumna. Pisz listy, nie przerywaj. A w messengerze gadamy o drobiazgach, jak dziewczyny w akademiku.

Ania wybuchła śmiechem, prawie słysząc w głowie charakterystyczny głos Jadwigi.

Wieczorem wyciągnęła nowy kopertowy arkusz, obok leżał telefon. Dwa różne sposoby rozmawiania z tą samą osobą.

Napisała list o przychodni, o tym jak szef znów chciał pracować w weekend, a starsza pielęgniarka buntowała się. O sąsiadce, która w końcu skończyła remont i przestała narzekać na przeciekający sufit. O śnie, w którym razem biegały po korytarzu w szpitalnych kitlach.

Gdy list był gotowy, sfotografowała go telefonem i wysłała jako zdjęcie w czacie.

Oto zwiastun. Reszta przyjdzie pocztą dopisała.

Jadwiga odpowiedziała prawie od razu: Żartujesz. Teraz będę czekać i na listy, i na koperty. Serce nie wytrzyma takiej intrygi.

Potem dodała: Wiktoria mówi, iż mogę nagrać wiadomość głosową. Ale się wstydzę. Coś może nie tak wybrzmieć.

Ania długo rozmyślała, co odpowiedzieć. W końcu napisała: Nagrywaj, co chcesz. jeżeli coś nie pójdzie, udajmy, iż połączenie się urwało.

Po kilku minutach nadeszła wiadomość głosowa. Ania kliknęła.

No więc odezwał się szorstki, ale rozpoznawalny głos Jadwigi oto ja, gwiazda eteru. Mówią, iż ledwo nie umarłam. Ja myślę, iż po prostu się położyłam, odpoczęłam od was wszystkich. Nie płacz. Przeżyję cię. Mam plany. Muszę załatwić tego sąsiada. Niech przynajmniej ktoś przy mnie zagląda, oprócz lekarzy.

Ania słuchała i czuła, jak napięcie ostatnich tygodni odsypuje. Jadwiga była żywa, wciąż uparta i rozśmieszona.

Nacisnęła ikonę mikrofonu. Serce przyspieszyło.

Jadwigo powiedziała, starając się nie drżeć jeżeli mnie przetrwasz, nie wybaczę ci tego. A co do sąsiada zobacz sam. Tylko jeżeli codziennie przyjdzie z jabłkami, powiedz mi szczerze. Przyjadę i zrobimy przegląd.

Puściła przycisk, przestraszyła się, iż powiedziała za dużo. ale już było za późno. Wiadomość odleciała.

Po minucie czat ożył: Słucham cię i myślę: żyjemy jak dwie szkolne koleżanki. Boimy się, iż ktoś nas zostawi, zapomni. A jeszcze nikt nas nie zapomniał. choćby twój wnuk, który mnie teraz uczy, jakWtedy gwiazdy zniknęły, a w świetle latarni wiatru rozbrzmiało ich wspólne, ciche do zobaczenia, które rozmyło się w porannej rosie i przyniosło spokój ich rozdzielonych serc.

Idź do oryginalnego materiału