**Dziwne to wszystko wyszło…**
*– Jak to, jesteś jego żoną?*
*– W najprawdziwszym tego słowa znaczeniu. Przynajmniej w świetle prawa – mogę choćby pokazać pieczątkę w dowodzie. Ślubnego zdjęcia akurat nie wzięłam, wybacz – odpowiedziała kobieta, podtrzymując jedną ręką duży brzuch.*
***
*– Córeczko, za tydzień wyjeżdżam na kontrakt, tam słaby zasięg, więc nie znikaj mi – powiedział Krzysztof Marecki.*
*– O kota się nie martw, przyjdę, nakarmię, posprzątam – mruknęła Kinga, nie odrywając wzroku od telefonu.*
*– Właśnie o kocie… – zawahał się Krzysztof. – Nie musisz się tak męczyć, córko. Po co ci jeździć na drugi koniec miasta po pracy, żeby jednego kota nakarmić? Sąsiadka z klatki schodowej, dobrze ją znam. Będzie wpadać od czasu do czasu do Puszka.*
*– Trochę się dziwnie zachowujesz, tato – zaśmiała się Kinga, – Twoja sąsiadka to chyba jakaś altruistka. I kota nakarmi, i po drodze mleko przyniesie, i leki z apteki po pracy. Szczęściarz z ciebie.*
*– No właśnie, szczęściarz…*
Krzysztofowi nagle zrobiło się wstyd, iż znowu okłamuje córkę. Zmarszczył brwi, próbując odwrócić uwagę od narastającego niepokoju. „Ona niczego się nie domyśla, tylko żartuje sobie ze mnie”, pomyślał.
…Krzysztof i mama Kingi rozwiedli się siedem lat temu. Rozstali się spokojnie, bez awantur. Po prostu stwierdzili, iż miłość przeminęła. Porozmawiali z córką, a potem od razu złożyli papiery. Kinga zaakceptowała decyzję rodziców, pod warunkiem iż święta będą obchodzić razem jak dawniej. Wszystkich to uspokoiło.
*– Więc jestem twoją sąsiadką? – przebiegle uśmiechnęła się Monika.*
*– Coś innego mi do głowy nie przyszło… – Krzysztof spuścił wzrok zakłopotany.*
*– Tak, nazwanie mnie żoną to już przesada, rozumiem.*
*– Monika, nie gniewaj się.*
*– Jestem dorosła, Krzysiu. Ale nie rozumiem, jak długo mamy udawać, iż to wielka tajemnica!*
*– Nie wiem, naprawdę nie wiem! A jeżeli nie zrozumie? Pamiętasz, jak była mała, miała ten etap lęków, iż jeden z rodziców nagle odejdzie. Ciągle pytała, czy jej nie zostawimy. Czuję się, jakbym ją zdradzał.*
*– Nie wtrącam się w twoje relacje z córką, ale za dwa miesiące będziesz miał już dwie i trzeba będzie podjąć męską decyzję. Rozumiesz? Nie zmuszam cię do wyboru, broń Boże, ale jak zamierzasz ukrywać nowo narodzoną córkę?*
*– Jakoś to będzie! – odpowiedział Krzysztof, choć sam nie miał pojęcia, jak.*
Poznał Monikę krótko po rozwodzie. Od razu wiedział – to ta jedyna. Ale nie potrafił przyznać się rodzinie, iż znalazł nową miłość. Bał się, iż córka się od niego odwróci, a była żona zacznie utrudniać im kontakty.
Najpierw martwił się, iż Monika jest od niego dziesięć lat młodsza. Potem, iż wzięli cichy ślub, nikomu nie mówiąc. A na końcu – iż Monika zaszła w ciążę. Termin porodu się zbliżał, a wraz z nim moment, gdy prawda wyjdzie na jaw. „Znajdę odpowiedni moment i wtedy wszystko opowiem”, powtarzał sobie Krzysztof.
Ukrywał przed Kingą, iż mieszka z nową żoną. Spotykali się tylko u niej lub na neutralnym gruncie. A Kinga, jak to młoda osoba, żartowała sobie z ojca o „tajemniczej sąsiadce”.
Tego ranka, gdy Krzysztof wrócił z kontraktu, Kinga postanowiła zrobić mu niespodziankę. Ale drzwi nikt nie otworzył. Telefon też milczał. Zaniepokojona, wyszła przed klatkę. Nie mogła się pomylić – tato napisał, iż już wylądował i jedzie do domu.
*– Krzysztofa zabrali do szpitala – odezwał się nieznajomy głos.*
*– Co? Kiedy? Gdzie? – Kinga zastygła w miejscu.*
Z okna na parterze wyjrzała sąsiadka i opowiedziała, jak widziała Krzysztofa wracającego z torbą, a pół godziny później karetkę.
*– Z rozmów wynikało, iż jadą na kardiologię. Ale wyszedł o własnych siłach, więc nie reanimacja! – dodała sąsiadka. – Od razu cię poznałam, często stoisz pod domem i dzwonisz do niego.*
Kinga już tego nie słyszała. Trzęsła się, nie wiedząc, gdzie szukać ojca ani co się stało. „Kardiologia to serce? Przecież on nie miał problemów z sercem!”
*– Zadzwoń na pogotowie, może powiedzą, gdzie go zawieźli – zasugerowała sąsiadka.*
Kinga natychmiast wykręciła numer i drżącym głosem poprosiła o informacje. Po chwili dowiedziała się, do którego szpitala trafił Krzysztof. Wsiadła do taksówki, odpędzając najczarniejsze myśli. Telefon ojca wciąż nie odpowiadał.
*– Mówili mi w pogotowiu, iż ojciec jest u was! – załamała się Kinga w recepcji.*
*– jeżeli odnotowali, to sprawdzę. Kiedy przywieźli? – spokojnie zapytała pielęgniarka.*
Kinga nie wiedziała. „Może godzinę temu? Może dwie…”
*– Poczekaj w korytarzu, zaraz wrócę – powiedziała pielęgniarka i zniknęła, by zadzwonić na oddział.*
Wróciła z informacją: kardiologia, ale odwiedziny wstrzymane z powodu kwarantanny. Kinga wybiegła, szukając głównego wejścia. „Skoro może wyjść do korytarza, to nie jest najgorzej”, próbowała się uspokoić.
Nie zauważyła, kiedy znalazła się w holu, gdzie inna pielęgniarka skrzywiła się na wieść, iż przyszła poza godzinami.
*– Ojca dopiero przywieźli! Nie odbiera telefonu! Nie wiem, czy ma rzeczy, leki! – Kinga prawie krzyczała.*
Wtem ktoś położył dłoń na jej ramieniu. Odwróciła się gwałtownie, spodziewając się pracownika szpitala. Ku jej zdumieniu stała przed nią ciężarna kobieta, kilka od niej starsza.
*– Kinga, witaj – powiedziała ostrożnie Monika.*
*– Znamy się?*
*– Nie do końca. Ja cię znam bardzo dobrze, ale ty mnie nie. A raczej, choć to brzmi śmiesznie, jestem dla ciebie „sąsiadką”, która karmi kota i przynosi leki – zażartowała Monika.*
*– Nic nie rozumiem. Jesteś tuKinga spojrzała na brzuch Moniki i nagle wszystko stało się jasne – był to moment, kiedy tajemnica przestała być ciężarem, a nowa rodzina zaczęła się scalać.