"Za cicho, za spokojnie" – hit PRL, którego na początku nikt nie chciał. Dziś to klasyk

viva.pl 1 tydzień temu
Zdjęcie: Fot. meg PAP/Maciej Musiał-AR


Początkowo nikt nie chciał jej śpiewać. Komisje festiwalowe ją odrzucały, a jednak „Koncert jesienny na dwa świerszcze i wiatr w kominie” przetrwał próbę czasu i stał się jednym z najbardziej lirycznych symboli polskiej estrady czasów PRLu. Jak Magda Umer ocaliła tę piosenkę od zapomnienia?

Choć dziś to jedna z najbardziej rozpoznawalnych kompozycji w historii polskiej piosenki poetyckiej, jej droga do sławy wcale nie była prosta. Piosenka na stałe zapisała się w historii dzięki delikatnemu i nastrojowemu wykonaniu Magdy Umer. Ale została napisana dla innej wokalistki. Wielkiej gwiazdy polskiej sceny muzycznej Ewy Demarczyk. Gdy ta odmówiła, utwór został zaproponowany Zdzisławie Sośnickiej. Jak to możliwe, iż tak subtelna muzyczna perełka, idealna na jesienne nastroje została uznana za zbyt skromna i nieciekawą?

Muzyczne nieporozumienie – dlaczego nikt nie chciał śpiewać tego hitu lat 70.?

Pierwszym wyborem twórców był głos Ewy Demarczyk – silny, dramatyczny, teatralny. Ale już na etapie propozycji, okazało się, iż „Koncert jesienny na dwa świerszcze i wiatr w kominie” nie wpisuje się w jej sceniczny styl. Kolejną kandydatką była Zdzisława Sośnicka, jednak tu również coś „nie zagrało”. Piosenka została uznana za zbyt „cichą” i delikatną, aby mógł do niej pasować tak mocny wokal. Poza tym była to dziwna piosenka, przynajmniej jak na tamte czasy – nie miała refrenu, co było nietypowe. Sama Magda Umer tak wspominała, jak dostała tę piosenkę od kompozytora Krzysztofa Knittla. „(…) Komisja opolskiego festiwalu uznała tę piosenkę za niedostatecznie dobrą, więc Krzyś machnął ręką i dał mi ją na festiwal studencki Fama, z myślą, iż kiedyś nagra ją jakaś prawdziwa wokalistka”, wspominała piosenkarka w Polskim Radio. Początkowo Magda Umer nie wchodziła w rachubę jako wykonawczyni, bo uznawano, iż utwór wymaga dużego głosu, a jej styl był bardziej „szeptany”, delikatny.

Jak Magda Umer uratowała jesienną, nastrojową piosenkę

Magda Umer postanowiła dołączyć tę piosenkę do repertuaru kabaretu „Stodoła”, w którym występowała jako studentka. Jej charakterystyczna, niemal szeptana interpretacja – wcześniej uważana za niepasującą – okazała się idealna. Umer śpiewała ten utwór w nastrojowej ciszy, bez wielkiego instrumentarium, co tylko podkreślało jego jesienny nastrój. Publiczności bardzo się ten nastrój podobał. Wszystkim udzielała się atmosfera pełna lirycznego spokoju i poetyckiego obrazowania: „Za naszym oknem pada deszcz / Na piecu skrzypce stroi świerszcz” / Dziewczyny płaczą, bo skończyło się już lato…”, śpiewała delikatnie Magda Umer.

Piosenkę skomponował Krzysztof Knittel, autor muzyki współczesnej, który rzadko pisał coś na estradę. Z Magdą Umer znali się jeszcze z Liceum. Gdy ona, jako uczennica śpiewała piosenki Bułata Okudżawy, on – o dwa lata starszy, akompaniował jej na gitarze. Autorem słów jest Wojciech Niżynski, który wiele lat później był znany jako scenarzysta serialu „W labiryncie”, a potem producent i scenarzysta „Klanu’.

Zwycięstwo w Świnoujściu i narodziny legendy

Prawdziwy przełom przyszedł na festiwalu studenckim Fama w Świnoujściu. Umer zaśpiewała tam „Koncert jesienny…” i zdobyła pierwszą nagrodę. Akurat tak się złożyło, iż był nią występ na 9 Festiwalu w Opolu, w 1971 roku, gdzie piosenka bardzo się spodobała. Choć początkowo była odrzucana przez komisję, stała się przebojem i zdobyła nagrodę. A konkurencja była ostra. Na festiwalu zaśpiewano 800 piosenek, wygrał Marek Grechuta z przebojem „Korowód”, nagrodę dostała także Maryla Rodowicz za „Z Tobą w górach”. Urszula Sipińska czarowała piosenką „Nim zakwitnie tysiąc róż”.

To właśnie na tym festiwalu rozpoczęła się wielka kariera Magdy Umer. Dzięki tej jednej kompozycji wokalistka zyskała tożsamość artystyczną. Była już nie tylko interpretatorką cudzych tekstów, ale osobowością, która potrafi nadać im charakter, śpiewała w sposób emocjonalny, osobisty, potrafiła wydobyć walory tekstu. Zaśpiewać we własnym stylu - autorskim, poetyckim, który dla wszystkich stał się rozpoznawalny.

Nie bez znaczenia jest również kontekst historyczny. Lata 70. w Polsce to czas oficjalnego, gierkowskiego optymizmu, wielkich słów i jeszcze większych gestów. Tymczasem „Koncert jesienny na dwa świerszcze” był subtelny, melancholijny, niemal intymny. Śpiewany cicho, jakby wbrew wszystkiemu, był formą artystycznego sprzeciwu wobec dominującego stylu estrady. Z perspektywy czasu to właśnie ta subtelność sprawiła, iż piosenka przetrwała dekady. Nie potrzebowała festiwalowych fanfar, bo miała coś o wiele trwalszego – prawdę emocji.

Magda Umer o piosence, której nikt nie chciał

W wywiadach Umer wielokrotnie wspominała ten utwór jako jeden z najważniejszych w jej karierze. Z rozbrajającą szczerością przyznaje: „To był koncert jesienny na dwa świerszcze i wiatr w kominie. Wszyscy mówili: „Za cicho”, „Za spokojnie”, „To nie przebój” Ale ja wiedziałam, iż to moje.”

Dziś trudno wyobrazić sobie polską piosenkę poetycką bez tej kompozycji. Stała się jedną z najbardziej nastrojowych jesiennych piosenek. „Koncert jesienny na dwa świerszcze” to nie tylko piosenka – to wspomnienie wrześniowego wieczoru , zapachu spadających liści, oczekiwania babiego lata. A przede wszystkim dowód na to, iż czasem to, co wydaje się ciche i skromne może wybrzmieć jako wielki przebój pełnej poezji piosenki. Piosenka miła kilka coverów, z których najbardziej znane jest wykonanie Katarzyny Skrzyneckiej z 1998 roku.

Idź do oryginalnego materiału