Aż do dzisiaj.
Stał w moim progu, z tym samym uśmiechem, który kiedyś kochałam, a potem nienawidziłam.
— Cześć… — powiedział cicho.
Serce mi zadrżało, ale nie pozwoliłam, żeby to zobaczył.
— Czego chcesz? — zapytałam chłodno.
— Porozmawiać.
Kiedyś byliśmy małżeństwem.
Ślub, wspólne plany, marzenia – wszystko, co miało trwać wiecznie, skończyło się szybciej, niż mogłam się spodziewać.
Po rozwodzie choćby się nie odwrócił. Wyprowadził się, zniknął, zostawił mnie samą z życiem, które budowaliśmy razem.
Nie dzwonił, nie pytał, jak sobie radzę.
A ja musiałam nauczyć się żyć bez niego.
Teraz, po tylu latach, wrócił.
— Zostawiłeś mnie — powiedziałam, patrząc mu prosto w oczy. — Tuż po rozwodzie. Tak, jakbyśmy nigdy się nie znali.
Przełknął ślinę.
— Wiem.
— Więc po co wracasz?
— Bo… popełniłem błąd.
Zaśmiałam się gorzko.
— Błąd? To nie był błąd. To była decyzja.
— Nie wiedziałem, jak sobie z tym poradzić.
— Więc wybrałeś najprostsze rozwiązanie — syknęłam. — Po prostu uciekłeś.
Patrzył na mnie, jakby szukał w mojej twarzy czegoś, czego już tam nie było.
— Może moglibyśmy spróbować jeszcze raz… — wyszeptał.
Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę.
— Spróbować? — powtórzyłam. — Po tym, jak mnie zostawiłeś? Po latach ciszy?
Milczał.
— Gdzie byłeś wtedy, gdy naprawdę cię potrzebowałam?
Nie odpowiedział.
I to była dla mnie odpowiedź.
Nie zamknęłam drzwi od razu.
Pozwoliłam mu stać w tym progu, tak jak ja kiedyś stałam, patrząc, jak odchodzi.
A potem powiedziałam najważniejsze słowo, jakie mogłam powiedzieć:
— Nie.
I zamknęłam drzwi.
Tym razem to ja odeszłam.