Z każdym rokiem wspólnego życia Wiktor coraz bardziej rozumiał, iż nie kocha swojej żony. I w 20. roku małżeństwa postanowił odejść od niej do swojej sekretarki. Szukając dokumentów do rozwodu, natknął się na nieznaną teczkę, po otwarciu której zastygł ze zdziwienia

przytulnosc.pl 2 godzin temu

Wiktor nie mógł znieść swojej żony! Tak, dobrze słyszeliście. Nie mógł jej znieść! W małżeństwie byli już ponad 20 lat. Ostatnie kilka lat musiał znosić jej obecność i codziennie patrzeć na jej twarz.

Jedna jej przyzwyczajenie wyprowadzało go z równowagi. Co rano żona budziła się i miło mówiła, iż dzisiaj będzie wspaniały dzień. Przy tym przeciągała się i ziewała. Na pierwszy rzut oka nie było w tym nic złego, ale on nie mógł tego znieść.

Powoli wstawała z łóżka. Podchodziła do okna i patrzyła gdzieś w dal. Potem zdejmowała nocną koszulę i szła do łazienki. Jej ciało stało się zwiotczałym arbuzem. Kiedyś to młode ciało budziło przypływ pożądania. Teraz nie mógł na nie patrzeć.

Irena była niegłupią kobietą. Od dawna wiedziała o jego romansie z młodą sekretarką. Po prostu odpuściła sytuację i płynęła z prądem.

Irena postanowiła wybaczać mężowi wszystkie urazy, a choćby nienawiść. Bo miała o wiele większy problem. Niedawno lekarze postawili jej niepomyślną diagnozę. Wiedziała, iż choroba z każdym dniem odbiera jej coraz więcej szans na życie.

Na początku chciała krzyczeć o swojej bezsilności. Ale rozumiała, iż tym wywoła tylko litość otoczenia. A tego nie potrzebowała. Pierwsze dni minęły jak we mgle. Nie mogła zmrużyć oka ani na chwilę. Długo myślała i analizowała. Nad ranem podjęła decyzję o milczeniu. Nikt nie dowie się o jej chorobie.

To czyniło ją mądrzejszą z każdym dniem. Patrzyła na innych z boku i nie rozumiała, jak mogą nie cenić swojego życia.

Było jedno miejsce, gdzie czuła się ciepło i przytulnie – wiejska biblioteka. Przemierzała między regałami książkowymi, brała swoją ulubioną książkę „O tajemnicach życia i śmierci” i długo czytała. To właśnie w tej książce były odpowiedzi na wszystkie pytania, które ją interesowały.

Dziś nadszedł dzień, kiedy Wiktor postanowił o wszystkim opowiedzieć żonie. Od kilku lat płonął bowiem namiętnością do młodej i pięknej kochanki. Stała się sensem jego życia. Po co wszyscy mają się męczyć. Czas wszystko poukładać.

Wydawało mu się, iż teraz zacznie się nowy etap w jego życiu. Przed nim otworzą się wszystkie drzwi. Jego miłość zdobędzie wszystkie szczyty. Zastanawiał się, czy zawsze tak nienawidził swojej żony? Próbował przypomnieć sobie, co czuł, kiedy ją poznał. Ale poza uczuciem odrazy nie mógł wydobyć z siebie nic więcej. W tej chwili wyciągnął małe zdjęcie żony i podarł je na drobne kawałki.

Umówili się na spotkanie w kawiarni, gdzie kiedyś świętowali dziesięciolecie swojego małżeństwa. Wiktor w pośpiechu wpadł do domu i zaczął szukać dokumentów, które będą potrzebne do procesu rozwodowego. Ona w tym czasie czekała już na niego w kawiarni. gwałtownie przeglądając stertę niezrozumiałych papierów, natknął się na szarą teczkę, która leżała na samym dole szuflady.

Widział ją po raz pierwszy. “Pewnie wynajęła detektywa, żeby zebrać na mnie dowody.” – przemknęło mu przez myśl. Ale w teczce były tylko dokumenty medyczne. Stos badań, wyników, na których widniało nazwisko żony. Choroba!

Elektryczny prąd jakby przeszył jego ciało. Dalej wszystko było jak we mgle. Wszedł do internetu, żeby poczytać więcej o tym diagnozie. Wszędzie była tylko jedna fraza „6-18 miesięcy”. Od momentu badania mijał siódmy miesiąc.

Czekała na niego około godziny. Na telefony nie odpowiadał. Wstała i poszła. Postanowiła pójść na spacer do parku. Pogoda była cudowna.

„Życie jest dziwne… Jak szkoda, iż wcześniej tego nie doceniałam.” Choroba uczyniła ją silną i niezłomną. Miała dość odwagi, by zachować swoją tajemnicę. Nikomu choćby słowem nie wspomniała. Po prostu nie chciała, żeby ktoś jej współczuł. Ból rozdzierał jej duszę od środka, a po policzkach spływały niekończącym się strumieniem łzy…

Wiktor nie mógł znaleźć sobie miejsca. Wspominał dzień, w którym się poznali. Jak piękna była jego żona. Jej lekkość go uskrzydlała. 20 lat minęło jak jeden dzień. Czuł, iż tak wiele nie zdążyli i nie powiedzieli, a los chce ją odebrać. Ostatnie dni spędzał przy niej. Chciał się nią opiekować.

Dni mijały jak ptaki. Widział, jak więdnie z każdym dniem. Jak płacze nocami, myśląc, iż on nie słyszy. Gasła jak świeca na wietrze, a on nie mógł nic na to poradzić.

Po dwóch miesiącach zmarła. Wiktor wykupił dla niej wszystkie kwiaty w mieście. Ból rozrywał jego serce na drobne kawałki. To był koniec. Odeszła i nie dało się już nic zmienić. Kto by pomyślał, iż jeszcze niedawno nie mógł jej znieść i chciał się rozwieść. Wszystko było jak w pijanym omamie. Jakby ktoś go podmienił i nie zauważył, iż jest przy nim najwspanialsza kobieta na ziemi.

Wracając do domu, wyciągnął dwie noworoczne karteczki. Na jednej było napisane: „Chcę żyć z nim do ostatniego tchnienia.” A na drugiej – „Chcę wolności”. I tak, sami nie rozumiejąc tego, spełnili swoje życzenia. Każdy swoje.

Idź do oryginalnego materiału