**Bogaty Mąż**
Wyrzucił żonę po zdradzie, z hukiem. Choć zabezpieczył jej byt, więcej nie chciał z nią rozmawiać. Nigdy.
— Sam jesteś winny! Tadeuszu, wybacz mi! — mówiła Hela bez ładu i składu.
— Oszalałaś w tym wieku?! — krzyczał. — Żeby mnie tak upokorzyć?! Ciesz się, iż po prostu cię zostawiam!
Helena miała wtedy, tak jak on, czterdzieści sześć lat. Dzięki jego pieniądzom wyglądała na trzydziestkę, może trochę więcej. I to też Tadeusza wkurzało! Komu by się chciało lgnąć do czterdziestosześcioletniej baby, gdyby nie te wszystkie inwestycje w jej wygląd?
— Tadeuszu, cześć! Nie pozdrawiasz? — zawołał go sąsiad z dawnych lat, chyba Marek.
Tadeusz zgrzytnął zębami. Co za przekleństwo! Ile lat minęło, odkąd wyprowadził się z tej kamienicy, a i tak go rozpoznają. Zwracają się po imieniu. I nie byle kto, tylko miejscowy pijaczek. Jeden z wielu…
Okno samochodu po stronie kierowcy opadło i Wojciech cicho zapytał:
— Pomóc, panie Tadeuszu?
Tadeusz machnął ręką. gwałtownie podszedł do klatki, ignorując byłego sąsiada. Więcej niż sąsiada… może choćby przyjaciela? Kiedyś. Ale to było tak dawno…
— Po rozwodzie nie ożeniłeś się znowu? Ciągle samotny? — nie dawał za wygraną Marek.
A może to nie Marek? Co za różnica! Tadeusz spędził pół życia, próbując o tym zapomnieć. Kiedyś on i ten Marek, i reszta nieudaczników, byli po prostu młodymi chłopakami. Mogli się napić najtańszego wina w jednej kompanii. Kiedy? Trzydzieści pięć lat temu? A teraz ma się witać z tymi zdegradowanymi alkoholikami, tylko dlatego iż matka…
— Cześć, mamo! — zawołał głośno, otwierając drzwi do mieszkania.
— Tadziu! — odpowiedziała radośnie.
Dlaczego ona nie chce się do niego wprowadzić, do jego ogromnego domu? Kurczowo trzyma się tego rodzinnego gniazda, jakby przyrosła.
— Jak się miewasz, mamo?
Matka wciąż była pełna życia jak na swoje siedemdziesiąt osiem lat. Chodziła z kijkami, robiąc piętnaście tysięcy kroków dziennie. Sprawnie obsługiwała aplikację do zamawiania jedzenia. Uwielbiała oglądać nowe filmy na sprzęcie, który dostała od Tadeusza, i z lubością narzekała na „upadek sztuki”. Dwa razy w roku jeździła do ciepłych państw albo do Europy. Nowoczesna starsza pani — Tadeusz był z niej dumny. Chętnie jej pomagał. Ale to przywiązanie do tego mieszkania… tego nie rozumiał. I za każdym razem dochodziło do tej nieprzyjemnej rozmowy. Tak czy inaczej, zawsze wracali do tego tematu. Sam go prowokował, ale… bolesna sprawa.
— Mamo, może jednak się zastanowisz?
— Nad czym? — zapytała zdziwiona Danuta.
Potrafiła udawać, iż nie rozumie, kiedy chciała. Tadeusz kochał swoją matkę… będzie za nią tęsknił, gdy… wolał choćby o tym nie myśleć!
— No wiesz, o czym! Przeprowadź się do mnie! Żebym nie musiał tu ciągle jeździć!
— To nie jedź! Nie zmuszam cię. Jak będziesz chciał się spotkać, umówimy się w centrum.
Jak ona może mówić o takich rzeczach tak zwyczajnie? Jak to — nie jeździć? To przecież matka! Najbliższa osoba na świecie.
— Nie mogę nie przyjeżdżać! — stanowczo oświadczył. — Muszę się upewnić, iż wszystko u ciebie wTadeusz westchnął głęboko, zrozumiał w końcu, iż szczęście nie leży w pieniądzach, ale w ludziach, którzy pozostają przy tobie mimo wszystko.