W lokalnej przestrzeni gruchnęła wiadomość, iż Michał Kotański, dyrektor Teatru im. S. Żeromskiego odchodzi z Kielc, tuż po tym jak „wyremontował” budynek placówki. Stworzył jak twierdzą niektórzy złośliwcy jakąś nową, pełną marmurów i przepychu wojewódzką placówkę „zielonych”, przypominającą dawne siedziby KW PZPR.
Niektórzy wietrzą w tym „odejściu” „pisowski” spisek przeciwko „odważnemu” szefowi. Prorokują zupełny upadek teatru, w którym teraz tylko zagoszczą „patriotyczne” (ten zwrot chyba w takim użyciu wyraża nikły poziom) spektakle.
Na początek…
Nie ma sztuk patriotycznych i niepatriotycznych. To tylko mantra powtarzana przez bezkrytycznych ludzi, sformatowanych na jakąś tam lewicowość i prawicowość – fałszywy układ binarny, używany jako narzędzie kontroli społecznej. Bywają tylko propozycje odbierane przez widzów jako świetne, takie sobie i nikłe… I nikt nie ma na te zapadające w pamięć patentu.
A jedyny istotny spór jaki toczy się w świecie – to spór między zwolennikami prawa naturalnego (są teraz słabi) i zwolennikami prawa stanowionego (teraz są silni, siłą wpływu globalnej plutokracji).
Po drugie…
Jedna z moich oponentek (korespondencja na fb) zaproponowała mi, żebym, skoro mi się nie podoba, nie chodził do teatru „Kotańskiego”. Ta pani nie wie, iż dawno skorzystałem z tej opcji. Wszak kiedyś chodziłem na „wszystko”, teraz rzadko i zwykle nie żałuję, iż na czymś nie byłem.
Oczywiście nie wszystkie spektakle przez te lata według mnie były do d… Nigdy tak nie powiedziałem. Kto zna moje teksty (publikowane m.in. i TUTAJ) na ten temat to wie, iż o niektórych propozycjach pisałem z uznaniem. Np. o „Samotności pól bawełnianych” (ze świetnymi kreacjami Wojciecha Niemczyka i Tomasza Nosińskiego), prawdziwej do bólu „Harper” (z tzw. niezapomnianą rolą Magdy Grąziowskiej), czy o onirycznym „Widnokręgu” (w „znakomitej” reżyserii Michała Kotańskiego). Wtedy napisałem nawet, iż chyba jest w tym jakaś przemyślana strategia… Samemu wyreżyserować coś znaczącego i zarazem zapraszać, aż tak wielu tych, którzy tylko rezonują obowiązującą w „soroszowskim” main streamie utopijną, antyludzką w istocie propagandę ideologiczną! A co najgorsze – produkowaną według WCIĄŻ TEJ SAMEJ MATRYCY, boleśnie przewidywalnej na scenie. To wtedy najmocniej wiało tam, mimo „akrobacji” uzyskanych dzięki możliwościom technicznym – nudą!
Ktoś tam mi dopowiedział, iż spektakle „Żeromskiego” były „szeroko dyskutowane i recenzowane”. Proszę… Bez taniej manipulacji.
Po pierwsze…
Mówienie o każdym rodzaju sztuki, to tylko OPINIE. Jakby to określił Nietzsche „[…] są tylko interpretacje”. Poza tym prawie każdy wie, jak się „robi” „dobre” recenzje, kto otarł się o mechanizmy PR i zna codzienność związków między wieloma twórcami teatralnymi w Polsce. (Dobrze to opisał ten Pan, link na końcu tekstu).
Ponadto…
Zmieniła się jeszcze jedna rzecz – pojawiło się zjawisko cenzurowania przez szefów teatrów recenzji negatywnych i proces stygmatyzowania ich autorów. (To tak się uzyskuje „jednomyślność”, konsensus, który najczęściej ma jednak mało wspólnego z rzeczywistością). Stygmatyzowanie przy użyciu matrycy „na autorytet” najlepiej poza lokalny, to wersja odwiecznej postpeerelowskiej zabawy w chamów i panów, w jaką z peryferiami w Polsce bawi się tzw. centrum (tzw. lewica laicka i jej ideowi potomkowie), zarazem „godnie” żyjąc z eksploatacji „prowincji”.
To ludzie pełni kompleksów (są tacy wszędzie) pozwalają żeby ich własne spontaniczne opinie zostały zastąpione przez opinie „autorytetów”. A zadaniem teatru, jeżeli jakieś w ogóle ten ma, to pokazywanie ludziom przestrzeni wolności (zwłaszcza im odbieranej, także metodą salami), a nie utrzymywanie ich w nieustannej podległości. Ale i to nie jest najgorsze…
Tylko to… Jak mówił już Arystoteles:
Nigdy nie zrobisz niczego na tym świecie bez odwagi. To jest największa cecha umysłu, zaraz po honorze.
A za nim Churchil:
Jeśli w życiu brakuje odwagi, inne cnoty są bez znaczenia”.
Dla mnie teatrowi, którym rządził Michał Kotański zabrakło odwagi. Jego teatr gryzł tylko bezzębnych (np. od dawna bezbronnych „katoli”). Nigdy natomiast nie ugryzł kogoś, kto mógł się „odmachnąć”.
PS.
Za „chwilę” odwiedzę grób Piotra Szczerskiego, poprzednika Michała Kotańskiego na fotelu dyrektora „Żeromskiego”. Nie da się porównywać tych dwóch teatrów – skromnego, głównie tradycyjnego Piotra i rozbuchanego postmodernistycznego aktualnego dyrektora. Nie da się porównać zaplecza technicznego i środków którymi dysponowali ci panowie na prowadzenie swoich placówek. (Np. pan Kotański dostawał góry pieniędzy od… „znienawidzonego” PiS-u, a i sam niedoceniony przez tę formację polityczną, także finansowo, biedny z Kielc nie wyjedzie). Ale i to nie ma znaczenia.
Po latach przypomina mi się jedna sentencja, którą Piotr polecił umieścić na swoim grobie:
Próbujesz. Przegrywasz. Trudno. Próbujesz jeszcze raz. Przegrywasz jeszcze raz. Przegrywasz lepiej.
Samuel Beckett
Odważny, często niepoprawny politycznie, szczery często do bólu, często mylący się, spędzający jednak całe swoje życie w teatrze, kochający tę prostą i czasami prostacką kielecką publiczność (i także tę część twórców i widzów „[…] wykształconą ponad własną inteligencję”), wychowany w paradygmacie „praw naturalnych” i wierny temu, Piotr Szczerski i jego aktorzy często „przegrywali lepiej”. Rzadko o nich mówiono w poczytnych mediach, ale za to często wspominali ich dokonania zwykli kielczanie.
Moim zdaniem – z perspektywy nieuniknionej śmierci i pamięci („bądź odważny gdy rozum zawodzi bądź odważny/w ostatecznym rachunku jedynie to się liczy”) – jednak lepiej przegrać lepiej, niż prawie „wszystko” (jak Michał Kotański) wygrać gorzej.
Zobacz również:
Trochę kultury