Wygnanie żony po zdradzie: przełomowa decyzja, ale komunikacji już nie ma!

newskey24.com 3 dni temu

**Dziennik Bogacza**

Wyrzucił żonę po zdradzie z hukiem. Choć zapewnił jej byt, nie chciał już widywać się w żadnych okolicznościach!

— Sam jesteś winny! Tadeuszu, wybacz mi! — bełkotała Elżbieta.

— Oszalałaś w swoim wieku?! — wrzeszczał. — Tak mnie upokorzyć?! Ciesz się, iż tylko cię zostawiam!

Elka miała wtedy, tak jak on, czterdzieści sześć lat. Dzięki jego pieniądzom wyglądała najwyżej na trzydziestkę. I to też wkurzało Tadeusza! Kogo by tak naprawdę zainteresowała czterdziestosześciolatka, gdyby nie jego inwestycje?

*— Tadeuszu, cześć! Dlaczego nie odpowiadasz na powitanie?* — zawołał go sąsiad z dawnych lat, chyba Marek.

Tadeusz Zając zgrzytnął zębami. Co za przekleństwo! Minęły lata, odkąd wyprowadził się z tej kamienicy, a i tak go rozpoznają. Zwłaszcza miejscowi pijacy. Jeden z wielu…

Okno samochodu po stronie kierowcy opadło, a Wojtek cicho zapytał:

— Potrzebna pomoc, panie Tadeuszu?

Machnął tylko ręką. gwałtownie wszedł do klatki, ignorując byłego sąsiada. Kiedyś więcej niż sąsiada… przyjaciela? Może. Ale to było tak dawno…

— A po rozwodzie nie ożeniłeś się znowu? Ciągle kawaler? — nie dawał za wygraną Marek.

Albo nie Marek? Co za różnica! Tadeusz przez pół życia starał się zapomniać. Kiedyś on i ten Marek, oraz reszta nieudaczników, byli po prostu młodymi chłopakami. Mogli iść razem na piwo, wypić najtańsze wino. Kiedy? Trzydzieści pięć lat temu? A teraz ma witać się z nawalonymi alkoholikami tylko dlatego, iż matka…

— Cześć, mamo! — zawołał głośno, otwierając drzwi do mieszkania.

— Tadziu! — odpowiedziała radośnie.

Dlaczego ona nie chce się przenieść do jego willi w Konstancinie? Uparła się przy tym rodzinnym gnieździe, jakby przyrosła do niego korzeniami.

— Co słychać, mamo?

Matka w swoich siedemdziesięciu ośmiu latach była wciąż pełna życia. Przechodziła z kijkami piętnaście tysięcy kroków dziennie. Z łatwością zamawiała zakupy przez aplikację. Uwielbiała oglądać nowe filmy na sprzęcie, który jej podarował, i z przyjemnością krytykowała „upadek sztuki”, jak to nazywała. Dwa razy w roku wyjeżdżała gdzieś na południe albo do Europy. Nowoczesna starsza pani — Tadeusz był z niej dumny. Ale jej przywiązanie do tego mieszkania… tego nie rozumiał. I za każdym razem wracał do tego samego tematu, choć wiedział, iż to drażliwy punkt.

— Mamo, nie zmieniłaś zdania?

— O czym mówisz? — spytała ze zdziwieniem Bogumiła.

Potrafiła udawać, iż nie rozumie, kiedy chciała. Tadeusz kochał swoją matkę… będzie za nią tęsknił, gdy… ale choćby nie chciał o tym myśleć!

— No wiesz, mamo! Przeprowadź się do mnie! Żebym nie musiał tu jeździć!

— To nie przyjeżdżaj! Nie zmuszam cię. jeżeli będziesz chciał się spotkać, umówimy się w centrum.

Jak ona może mówić to tak spokojnie? Jak to — nie przyjeżdżać? Toż to matka! Najbliższa osoba.

— Nie mogę nie przyjeżdżać! — powiedział stanowczo. — Muszę się upewnić, iż wszystko u ciebie w porządku. W domu i… ogólnie.

— A ogólnie, to znaczy jak? Z głową? — niewinnie zapytała.

Tadeusz nie mógł powstrzymać uśmiechu.

— Mamo, mamo! Czy mogłabyś nie omawiać mojego życia z sąsiadkami?

— A ja omawiam? — uniosła brwi.

— Pewnie tak, skoro miejscowi pijacy pytają, czy się nie ożeniłem.

— Może i powinieneś! — westchnęła. — Wtedy mniej byś mnie kontrolował.

— Więc tak to wygląda? — zmarszczył brwi. — Że przyjeżdżam cię odwiedzić — to kontrola?

— Nie tylko przyjeżdżasz! Mam wrażenie, iż czekasz, aż stanę się niedołężna, żeby zawlec mnie do tego swojego Konstancina!

— Mamo! — był oburzony do głębi.

Matka wstała z fotela i tupnęła nogą:

— Tak! Siłą! Nie rozumiesz, iż chcę spokojnie dożyć swoich dni w swoim mieszkaniu! W którym się wychowałam! I ciebie, niegdysiejszy niewdzięczniku, również!

Tadeusz cofnął się. Co ją dzisiaj napadło?!

— Przyjadę innym razem… — mruknął i ruszył do wyjścia.

— Mam nadzieję, iż chociaż raz przyjedziesz bez tych swoich zaczepek! Do Konstancina za żadne skarby nie pojadę! — krzyczała za nim.

Tadeusz mieszkał osiem kilometrów od Konstancina, ale matka nie zawracała sobie głowy szczegółami. Dla niej to i tak było jedno. Nowobogaccy, dorobkiewicze, i tak dalej. Matka całe życie pracowała na uniwersytecie, wykładała literaturę obcą. Była profesorem. Kierowała katedrą. Męża pochowała wcześnie, gdy miała pięćdziesiąt dwa lata. Była jeszcze w pełni sił, Tadeusz wtedy nie miał nic przeciwko, żeby wyszła ponownie za mąż, ale Bogumiła oznajmiła:

— Po Bogdanie ta część życia mnie nie interesuje. Jest tyle pięknych rzeczy na świecie! Czy wszyscy muszą się tylko żenić?

Tadeusz w tamtym czasie był szczęśliwy w małżeństwie z Elżbietą. Trochę mu było żal matki, ale cóż. Jej sprawa. Wtedy właśnie budował swoją fortunę. Wychował syna, Piotrka. Wyszedł na nieudacznika — wyjechał na studia do Anglii i nie wrócił. Tak się złożyło, iż po rozwodzie z Elką, który nastąpił osiem lat temu, Tadeusz został zupełnie sam. I w sumie mu to odpowiadało, choć czasem nachodziła go myśl: czy nie powtarza losu matki? Może są bardziej podobni, niż by chciał. Ona nie chce się przenieść do Konstancina, a on tak się odciął od zwykłych ludzi, iż wstydzi się przywitać z Markiem. A co w tym złego? Przecież kiedyś choćby się przyjaźnili, czy coś w tym rodzaju…

— Jedziemy, Wojtek! — warknął, wsiadając do auta.

Zanim usiadł, rozejrzał się po podwórku — nikogo nie było. Kiedyś ta okolica w sąsiedztwie Łazienek wydawała mu się fajna. Kiedy zdążył tak się wynieść?

— Do domu? — zapytał kierowca.

— Nie, lepiej do biura. Zostało trochę spraw.

Musiał przejrzeć dokumenty dotyczące Kupca. Kupić czy nie? WartoZ czasem Tadeusz zrozumiał, iż prawdziwe bogactwo nie leży w milionach, ale w ludziach, którzy potrafią kochać bezinteresownie, i to właśnie znalazł w rodzinie, jaką zbudował z Natalią i matką u boku.

Idź do oryginalnego materiału