Wybrał ją, a nie mnie

newsempire24.com 23 godzin temu

— Nie, Kasia, ty nic nie rozumiesz! Nie mogę już tak żyć! — Marta chwyciła przyjaciółkę za rękę i ścisnęła tak mocno, iż tamta aż się skrzywiła. — Żeni się z nią! Z tą… z tą lalą! A ja co? Dwanaście lat zmarnowałam?

— Marto, puść, bo mnie zabijesz! — Kasia próbowała wyswobodzić dłoń, ale przyjaciółka trzymała jak w imadle, a w jej oczach płonęła desperacka zawziętość. — Posłuchaj mnie…

— Nie, to ty mnie posłuchaj! — Marta zerwała się z kuchennego krzesła i zaczęła chodzić po ciasnym pokoju tam i z powrotem, jak zwierzę w klatce. — Dwanaście lat, Kasia! Dwanaście lat na niego czekałam! Gdy studiował, pracowałam, żeby mu pomóc. Gdy szukał pracy, wspierałam go. Gdy jego matka chorowała, siedziałam z nią w szpitalu jak własna córka! A on… on…

Głos Marty załamał się, osunęła się z powrotem na krzesło, zakrywając twarz dłońmi.

Kasia delikatnie przysunęła do niej kubek z herbatą, która już dawno wystygła.

— Może to i lepiej, Martusiu? Może on po prostu nie był dla ciebie?

— Nie był dla mnie? — Marta podniosła głowę i spojrzała na przyjaciółkę tak ostro, iż Kasia mimowolnie się cofnęła. — To kto był? Czekać na cud, aż w końcu w wieku czterdziestu lat zostanę sama i będę wspominać, co mogło być?

— Masz dopiero trzydzieści osiem…

— Już prawie trzydzieści dziewięć! — przerwała Marta. — I co mam teraz zrobić? Zacząć od nowa? Szukać kogoś innego? Kto by mnie chciał w moim wieku? Wszyscy porządni faceci są już dawno zajęci!

Kasia milczała, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Znała Martę jeszcze ze studiów, widziała, jak przez te lata miotała się między nadzieją a rozpaczą. Piotr pojawiał się i znikał, obiecywał małżeństwo, potem mówił, iż nie jest gotowy, iż trzeba poczekać. A Marta czekała, wierząc w każde jego słowo.

— Pamiętasz, jak chodziłyśmy razem na angielski? — cicho zapytała Kasia. — Mówiłaś, iż chcesz pojechać za granicę, zwiedzić świat. A potem poznałaś Piotra i rzuciłaś naukę.

— Co ma angielski do rzeczy? — warknęła Marta. — Kochałam go, rozumiesz? Naprawdę! Nie jak te głupie laleczki, które zmieniają facetów jak rękawiczki. A on… po prostu mnie wykorzystywał!

— Nie wykorzystywał, Marto. Po prostu… wam nie wyszło.

— Nie wyszło? — Marta wstała, podeszła do okna i długo patrzyła na zaśnieżone podwórko. — Wiesz, co mi powiedział, gdy dowiedziałam się o jego ślubie? Że zbyt dobrze go znam. Że z Olą jest mu ciekawiej, bo jest tajemnicza. Tajemnicza! Dwudziestoletnia studentka, która umie tylko robić sobie selfie!

— Marto, nie dręcz się…

— Nie dręczę się! — odwróciła się gwałtownie. — Wściekam się! Nie rozumiem, jak to się stało! Byliśmy przecież szczęśliwi! Pamiętasz, jak jeździliśmy latem na działkę? Jak mi kwiaty dawał? Jak mówił, iż jestem najlepsza?

— Pamiętam — skinęła Kasia. — Ale to było dawno, Martusiu.

— Nie tak dawno! Zaledwie rok temu! Gadaliśmy wtedy o dzieciach, o tym, jak nazwiemy córkę czy syna. On choćby imiona wymyślał! A teraz ta Ola jest w drugim miesiącu!

Kasia drgnęła.

— W ciąży? Nie mówiłaś mi o tym!

— Po co? — Marta osunęła się na krzesło, jakby ktoś wypuścił z niej całe powietrze. — Po co miałaś wiedzieć, iż nie tylko się z nią żeni, ale jeszcze spodziewa się z nią dziecka? Tego samego dziecka, o którym my z nim marzyliśmy…

— Boże, Marto… — Kasia wstała i objęła przyjaciółkę. — Tak mi cię szkoda…

— Nie żałuj mnie! — Marta wyrwała się z objęć. — To moja wina! Moja! Powinnam była odejść dawno temu, gdy pierwszy raz zaczął gadać, iż nie jest gotowy na poważny związek. A ja myślałam, iż go zmienię, iż zrozumie, jaka jestem wspaniała…

— Bo jesteś, Marto. Jesteś dobra, mądra, piękna…

— Piękna? — Marta zaśmiała się gorzko. — Popatrz na mnie! Siwe włosy, zmarszczki, nadwaga. A ta jego Ola — młoda, szczupła, modna. Oczywiście, iż ją wybrał!

— Nie w wieku tu rzecz!

— W czym więc? Wytłumacz mi, Kasia! W czym? Co zrobiłam źle? Dlaczego nie potrafiłam go zatrzymać?

Kasia usiadła obok i wzięła jej dłonie w swoje.

— Słuchaj mnie uważnie. Nie zrobiłaś nic złego. Byłaś wspaniałą przyjaciółką, wsparciem, niemal żoną. Ale Piotr… po prostu nie był tym, z kim mogłabyś być szczęśliwa. To egoista, Marto. Zawsze myślał tylko o sobie.

— Nie, ty go nie znasz! Potrafi być czuły, troskliwy…

— Może, gdy mu to pasuje. Pamiętasz, jak znikał na miesiące, gdy potrzebowałaś go najbardziej? Jak obiecywał, iż przedstawi cię rodzicom, a potem znajdował wymówki? Jak mówił, iż cię kocha, a sam umawiał się z innymi?

— Skąd wiesz o innych? — Marta spojrzała na nią ostro.

Kasia zawahała się, spuściła wzrok.

— Widziałam go rok temu… z jakąś blondynką. W kawiarni, całowali się. Chciałam ci powiedzieć, ale…

— Ale nie powiedziałaś! — Marta zerwała się, zaczęła znów chodzić po pokoju. — Wiedziałaś, iż mnie zdradza, i milczałaś!

— Nie byłam pewna! Może to była tylko znajoma, albo…

— Albo kochanka! — Marta stanęła jak wryta. — Powinnaś była mi powiedzieć! Miałam prawo wiedzieć!

— I co byś zrobiła? Urządziłabyś scenę? Odeszła? Oboje wiemy, iż i tak byś mu wybaczyła, jak zawsze!

Marta otworzyła usta, by zaprotestować, ale zrozumiała, iż Kasia ma rację. Zawsze mu wybaczała: spóźnienia, złamane obietnice, zniknięcia. Zawsze znajdowała usprawiedliwienie, zawsze wierzyła, iż się zmieni.

— Wiesz, co jest najgorsze? — powiedziała cicho, siadając z powrotem. — Myślałam, iż jesteśmy tacy sami. Że mamy wspólne pasje, podobne spojrzenie na życie. A okazało się, iż choćby nie pamięta, o czym rozmawialiśmy. Gdy spytałam, czy pamięta nasze marzenia oKasia tylko westchnęła i pomyślała, iż nareszcie Marta się obudziła, a teraz czeka ją nowe życie — i tym razem bez Piotra, ale za to z całą masą innych, lepszych możliwości.

Idź do oryginalnego materiału