**23 maja 2024**
W końcu. Wychodząc za mąż, Kinga choćby nie podejrzewała, iż jej nowo poślubiony mąż, Marek, ma zgubny nałóg. Nie byli razem długo – Marek gwałtownie oświadczył się, przy czym, gdy to robił, był lekko wstawiony.
„Kinga, wyjdź za mnie” – powiedział, a jego oddech zdradzał zapach alkoholu.
„Marek, czy ty piłeś? I w takim stanie mi się oświadczasz?” – oburzyła się, choć nie za bardzo, bo przecież marzyła o małżeństwie. Większość jej koleżanek już była zamężna.
„No co, ucieszyłem się! Myślisz, iż odmówisz?” – zaśmiał się. „No więc, jaka twoja odpowiedź?”
„Dobrze, zgadzam się. Pod warunkiem, iż nie będziesz pił często, tylko od święta.”
„Przecież o to mi chodzi! No a dziś mam powód do świętowania – oświadczyłem ci się!”
Młoda i naiwna Kinga nie zagłębiała się w szczegóły. Nie wiedziała też, iż ojciec Marka pił całe życie. Może to wpłynęło na syna, zwłaszcza iż od czasu do czasu namawiał go na „herbatkę z prądem”.
Barbara, matka Marka, wściekała się, gdy mąż nalewał synowi.
„Sam się trujesz tą szkaradą, a jeszcze syna uczysz!” – krzyczała, ale mąż tylko się śmiał.
„Zamknij się, babo. Marek to chłop, niech się uczy życia.”
Po ślubie zamieszkali w kawalerce Kingi, którą dostała w spadku po babci. Na początku było nieźle. Marek pracował, choć często wracał z roboty z alkoholem w oddechu, ale zawsze miał powód.
„Zbigniew postawił, syn mu się urodził – jak nie wypić? Sam Bóg kazał” – tłumaczył. „Jurek miał urodziny, a Wojtek uraczył nas za pomoc na działce. Wszystko ważne sprawy, nie można odmówić.”
Kinga urodziła syna, Kacpra, ale Marek pił dalej. Do domu wracał późno, do dziecka nie podchodził.
„Czemu się nim nie zajmujesz? To twoje dziecko!” – denerwowała się Kinga.
„Sam mówiłaś, żebym na niego nie oddychał smrodem” – odpowiadał.
„Przestań pić, ile można o tym gadać?” – błagała.
Minęło osiem lat. Marek pił już praktycznie codziennie. Zwolnili go z jednej pracy, potem z drugiej. Teściowa Kingi martwiła się. Widziała, iż synowa jest dobrą kobietą i szanowała ją, a Kinga odwzajemniała to uczucie.
„Kinga tyle lat walczy z jego nałogiem, a on nie przestaje. Z roku na rok jest tylko gorzej” – zwierzała się starszej siostrze.
„Nie mów, Basiu. Szkoda Kingi, taka dobra żona i matka” – wspierała ją siostra.
Minęły kolejne dwa lata. Kacper chodził do trzeciej klasy. Kinga adekwatnie sama utrzymywała rodzinę, bo Marek nie pracował. Teściowa pomagała, dawała pieniądze i kupowała wnukowi ubrania. Marek już nie przypominał tego przystojnego chłopaka z dawnych lat. Stracił połowę zębów w bójkach, włosy mu przerzedły, ale najgorsze było to, iż nie czuł już nic – ani do żony, ani do syna.
„Kinga, rozwiedź się z tym Markiem i wyrzuć go. Jak możesz to znosić?” – mówiła matka, koledzy z pracy, sąsiedzi. Wszyscy widzieli, co się dzieje.
Ale Kinga żal było nieudacznika. Miała miękkie serce – żebraka by nakarmiła, psa przygarnęła, a co dopiero męża. Myślała tylko o Kacprze. Syn codziennie widział ojca w takim stanie i nie miał dla niego szacunku. Dlatego Kinga postanowiła – trzeba się pozbyć Marka.
Powiedziała o tym teściowej.
„Barbaro, nie mam już sił. Rozwodzę się z Markiem.”
„Kinga, może go leczyć?” – matce żal było syna.
„Ile razy leczyliscie waszego męża? I co? Za chwilę znowu to samo. Nie chcę, żeby Kacper poszedł w jego ślady. Lepiej, żeby go nie widział. Wyrzucę Marka, niech idzie, gdzie chce.”
„A gdzie on pójdzie? Do nas, oczywiście. O Boże, co ja teraz przeżyję…” – Barbara załamała ręce.
Tak naprawdę Kinga zdecydowała się na rozwód, bo zakochała się w koledze z pracy, Adamie. Trzymała to w tajemnicy. Nikt się nie domyślał, choćby sam Adam.
Adam trafił do ich biura dwa miesiące temu. Kinga od pierwszego wejrzenia poczuła, jak serce zaczęło jej szybciej bić. Przystojny, niebieskooki blondyn z krótką fryzurą i szczerym uśmiechem zauroczył ją od razu. I nie tylko ją. Inne singielki w biurze też się ożywiły, gdy dowiedziały się, iż Adam jest po rozwodzie i przeprowadził się z innego miasta.
Mimo iż miał 34 lata i był sam, traktował kobiety z szacunkiem, choćby te, które wyraźnie mu się narzucały. Tylko się uśmiechał i grzecznie odmawiał:
„Dzisiaj nie mogę, przepraszam, mam już plany.”
Niektóre koleżanki obrażały się i plotkowały za jego plecami, ale Adam trzymał fason i traktował wszystkich jednakowo.
Kinga złożyła pozew o rozwód i powiedziała mężowi:
„Marek, rozstajemy się. Twoje rzeczy są w przedpokoju, dwie torby.”
Marek głupio na nią spojrzał. Rozwód go nie zmartwił. Wziął torby i poszedł do rodziców.
„Wiem, iż od dawna nic dla niego nie znaczyłam” – pomyślała, gdy wyszedł. – „Teraz zaczynam nowe życie. Nauczę się ufać mężczyznom i przyjmować ich zaloty. Może kiedyś to się zdarzy.”
I zdarzyło się. Pewnego dnia po pracy Adam zatrzymał ją przed biurem.
„Kinga, wracasz do domu? Masz chwilę?”
„Tak, a co?” – zdziwiła się, a jej policzki zaróżowiły się lekko.
„Chciałem cię zaprosić na kolację. Pogadamy. W biurze nie wypada, a ja chcę cię lepiej poznać” – powiedział poważnie, ale potem uśmiechnął się tym swoim ciepłym uśmiechem i zaprosił do samochodu.
„Dobrze, zgadzam się” – odparła, wsiadając.
W kawiarni było jeszcze mało ludzi.
„Kinga, słyszałem, iż rozwiodłaś się z mężem” – zaczął Adam, gdy kelner przyjął zamówienie.
„Tak. Moja cierpliwość miała granice. Miałam dość dźwigania rodziny na swoich barkach.”
„To może cię zaskoczy, ale od pierwszego dnia, gdy cię zobaczyłem, wiedziałem, iż to przeznaczenie” – wyznał szczerze.
Kinga poczuła, jak serce wali jej jak młot. Przecież to dokładnieOd tamtego dnia Kinga i Adam zaczęli wspólną drogę, pełną miłości i zrozumienia, a Barbara, choć z bólem patrzyła na swojego syna, cieszyła się, iż Kinga i Kacper znaleźli w końcu szczęście.