W różnych małżeństwach do zdrady podchodzi się inaczej. Niektóre kobiety przymykają oczy — bo tak im wygodnie albo boją się zostać same. Ja do takich nie należę. Kiedy dwanaście lat temu wychodziłam za Marka, jasno powiedziałam: zdrady nie wybaczę. Nigdy.
Mąż często wyjeżdżał „służbowo”, ale nasze życie toczyło się spokojnie. Do chwili, gdy znajoma zasugerowała, iż te jego wyjazdy nie mają nic wspólnego z pracą. Zaczęłam drążyć. Zdobyłam adres. I wciąż łudziłam się, iż to pomyłka — do momentu, aż sama zobaczyłam prawdę.
Drzwi otworzył Marek. Nie udawał. Zaprosił mnie do środka. Po chwili z pokoju wyszła drobna brunetka — nie piękność, ale sympatyczna. Spojrzała pytająco to na mnie, to na niego. Mój mąż zaproponował jej, żeby usiadła. I zaczął mówić. Opowiadał o tym, jak dwa lata temu „samo się zaczęło”, iż nie planował romansu, iż zakochał się, ale też mnie wciąż kocha. A na koniec powiedział, iż kocha nas obie — i iż mamy same „rozwiązać ten problem”.
Potem wyszedł, zostawiając nas we dwie. Zaniemówiłam. Nie dość, iż zdradził, to jeszcze miał czelność zrobić z nas sędziny jego własnego tchórzostwa.
Pierwsza odezwała się ona. Zapewniała, iż nic nie wiedziała o moim istnieniu, iż też słyszała o „delegacjach”. I iż po tym wszystkim nie chce go już nigdy widzieć. Zaproponowała, żebym i ja zrobiła to samo.
Nie przypuszczałam, iż mogę polubić kobietę, przez którą runął mój świat. A jednak. Porozmawiałyśmy spokojnie. I wspólnie ustaliłyśmy jedno — ten człowiek nie zasługuje na żadną z nas.
Dotrzymałam słowa. Złożyłam pozew o rozwód i o alimenty. Mama była przeciwna. Powtarzała, iż tamta kobieta mnie zmanipulowała, żeby przejąć mojego męża. Że jak tylko się rozwiodę, on do niej wróci. Bo „takich facetów nie zostawia się na ulicy”.
A ja? Mnie to nie obchodzi. jeżeli potrafił przez dwa lata kłamać prosto w oczy, to nie ma znaczenia, z kim skończy. Po takiej zdradzie nie ma już mowy ani o miłości, ani o zaufaniu.
Choć czasem, przyznam, myślę o tym, co powiedziała mama. Czy nie działałam zbyt pochopnie? Czy nie mogłam poczekać, ochłonąć? Ale potem przypominam sobie tamten dzień — i wiem, iż zrobiłam to, co trzeba.