Wpuściłam syna z rodziną, teraz wynajmuję, a w moim mieszkaniu mieszka była synowa z innym…

polregion.pl 3 tygodni temu

— Na ostatnim zebraniu dyrektor choćby nie udawał: „Rady mam dwie — albo szukajcie pracy, albo módlcie się o cud” — opowiedziała Alina, zmęczona, stawiając torbę przy biurku. — Wszystko rozumiem… tylko gdzie teraz znaleźć tę pracę?

Weszła do gabinetu z kamienną twarzą. W środku już od dawna ściskało ją z niepokoju. Sprawy firmy szły na dno — to było oczywiste, ale wciąż miała nadzieję, iż jakoś, może, się uda. A tu — wyrok. Alina potrzebowała pracy jak powietrza: dwoje dzieci, alimentów ani grosza, rodzice — starzy, którzy sami potrzebują pomocy, a nie mogą jej dać.

Rozsyłała CV jak na taśmie, dzwoniła do znajomych, przeszukiwała internet dzień i noc. Czasem śmiała się razem z koleżankami: „Na pracy myślimy tylko o tym, gdzie jeszcze można pracować”. Niektórzy już się gdzieś załapali, inni zniknęli bez śladu.

— Jak będzie naprawdę źle — przyjdź do nas do hipermarketu — kiwnęła jej znajoma z sąsiedniego działu. — Pensja przyzwoita, grafik elastyczny. Załatwię cię.

Kiedyś takie propozycje wywoływały w Alinie rozpacz. Teraz — to chociaż jakiś pomysł. Cokolwiek.

Ciężkie myśli przerwało szlochanie. Alina odwróciła się: pod oknem stała Jadwiga Bronisławówna — księgowa z wieloletnim stażem, starsza, powściągliwa, niemal nigdy nie narzekająca.

— Jadwigo Bronisławno, co się stało? — zerwała się Alina. — To przez zwolnienia? Przecież jesteś już na emeryturze, najmniej musisz się martwić. Zaraz nastawię herbatę, zostały mi jeszcze placki. Posiedzimy, pogadamy.

— Widać wypoczynek czeka mnie pod mostem — westchnęła gorzko starsza kobieta.

— Jak to pod mostem? Przecież masz mieszkanie, syn dorosły, nie mieszkasz z nim…

— Mieszkanie jest, tylko nie dla mnie. Teraz wynajmuję. Dwa tysiące złotych miesięcznie — i to jeszcze dobrze trafiłam.

Okazało się, iż Jadwiga Bronisławna miała kiedyś dwupokojowe mieszkanie, które sprywatyzowała z synem dwadzieścia lat temu. Po jego ślubie pozwoliła młodym zamieszkać u siebie, a potem — wszystko się skomplikowało. Synowa była w ciąży, zameldowała się, potem dziecko. Teściowa znosiła kłótnie, krzyki, syn uciekał nocować do znajomych. Wszystko zrzucano na hormony synowej, na „trudny okres” w rodzinie.

A rok później — druga ciąża.

— Nie wytrzymałam. Wyprowadziłam się — westchnęła Jadwiga Bronisławna. — Wynajęłam kawalerkę. Myślałam, iż na chwilę.

Ale ta „chwila” ciągnęła się latami. W Sylwestra przyszła z prezentami — a na klatce wisiała lista dłużników. Za jej mieszkanie. Dług — ponad piętnaście tysięcy złotych.

— A czemu my mamy płacić? — zdziwiła się synowa. — Mieszkanie pani, to pani niech płaci!

Syn tylko rozłożył ręce. „Nie mam pieniędzy” — powiedział. Jadwiga Bronisławna oddała wszystkie oszczędności, podpisała ugodę — spłaci dług w cztery lata.

— choćby nie narzekałam… — mówiła cicho, odwracając się do okna. — Tylko czasem dzwoniłam. Pytałam, jak dzieci. Odpowiadał, iż wszystko w porządku. Aż przypadkiem spotkałam sąsiadkę. Opowiedziała mi, iż syn się rozwiódł. Już rok temu. A w mieszkaniu żyje synowa z nowym mężczyzną. I znów jest w ciąży.

— I syn co?

— A on powiedział: „Mam nową rodzinę. A tam — dzieci. Nie mogę ich wyrzucić”. No tak. Nie może. A mnie wyrzucił — bez problemu.

Teraz Jadwiga Bronisławna płaci rachunki za mieszkanie, w którym nie mieszka. Jej była synowa z obcym mężczyzną urządzili się tam jak u siebie, a ona — krąży między pracą a tanim wynajmem. Emerytura ledwo starcza na leki i czynsz. Oszczędności — zero. Pomocy — nikt nie daje.

— Rozumiem, iż ona nie ma dokąd pójść… ale dlaczego to ja mam być na bruku, podczas gdy ona z kochankiem żyje w moim mieszkaniu? — głos jej drżał. — Dlaczego mój syn choćby nie stanął po mojej stronie?

Alina słuchała i nie wiedziała, co powiedzieć. Bo czy istnieje dobra odpowiedź, gdy matka staje się zbędna we własnym dziecku?

— A może… poszłaś do prawnika? — ostrożnie zapytała.

— Po co? Ona jest tam zameldowana. A dzieci? Czy sąd wyrzuci matkę z dziećmi? A dług — na mnie. To nie przestępstwo. Wszystko zgodnie z prawem.

I w tych słowach — cała tragedia. Wszystko „zgodnie z prawem”, ale ani odrobiny — po ludzku.

Tego wieczoru Alina długo nie mogła zasnąć. Przed oczami stała zgarbiona postać Jadwigi Bronisławny i jej słowa: „Chociaż raz chciałabym żyć jak człowiek”.

Gdzie jest ta granica, gdzie kończy się rodzina, a zaczyna zdrada? W którym momencie syn decyduje, iż matka to tylko starsza kobieta, która „wszystko wytrzyma”?

Może wtedy, gdy pozwalamy sobie nie dzwonić? Nie pytać, nie interesować się? Albo gdy wygodnie udawać, iż rodzicom „wszystko gra”, byle nam było dobrze?

Teraz Jadwiga Bronisławna płaci nie tylko za mieszkanie. Płaci też za zaufanie, za dobroć, za chęć pomocy. I pozostaje pytanie:

Co robić, gdy matka oddała wszystko — i została z niczym?

Idź do oryginalnego materiału