Zanim przejdę do samej "Wojny", warto wyjaśnić, kim jest Ray Mendoza, jej drugi reżyser i scenarzysta. Pracował on jako konsultant do spraw militariów przy "Civil War". Wcześniej był żołnierzem, który służył podczas drugiej wojny w Iraku. Na doświadczeniach swojego oddziału oparł fabułę filmu. Skupił się na nieudanej operacji podczas bitwy o miasto Ar-Ramadi w 2006 roku. Została ona przeniesiona na ekran z bolesnymi szczegółami.
"Wojna". To nie jest opowieść o męstwie i odwadze
Oddział filmowego Mendozy (znany z serialu "Rdzenni i wściekli" D'Pharaoh Woon-A-Tai) poznajemy przed wyruszeniem na misję. Kilkunastu chłopów ogląda teledysk do "Call On Me" Erica Prydza, w którym modelki wygina się w rytmie muzyki. Są wiwaty, niewybredne komentarze i głupi śmiech. Jednocześnie widzimy zgrany zespół, który ma za sobą sporo doświadczeń — i tych dobrych, i prawdopodobnie tych złych.Reklama
Wydawałoby się, iż Garland i Mendoza zaproponują wojenną przygodę o męstwie i braterstwie, gdzie heroizm idzie w parze z poświęceniem, a wszyscy pójdą w bój z hasłem "braci się nie traci" na ustach. gwałtownie okazuje się jednak, iż reżyserski duet zdecydował się na zupełnie inne ukazanie działań w strefie bitwy. Tytułowa "Wojna" nie jest u nich ani przygodą rodem z kina Johna Wayne'a, ani napędzaną adrenaliną walką o przetrwanie z "Helikoptera w ogniu" Ridleya Scotta, ani heroiczną walką na tle sztandaru w stylu kina Michaela Baya. To nuda i przerażenie, napięcie i histeria, monotonne wyczekiwanie na wyrok i bezradność, gdy ten nadchodzi.
"Wojna". Cisza przed burzą
Pierwsze pół godziny to przede wszystkim ciągnące się w nieskończoność wyczekiwania na pierwszy strzał. Oddział Mendozy przejmuje dom dwóch irackich rodzin. Domownicy zostają upchnięci w jednym z pokoi, a żołnierze rozstawiają się w pozostałych. A potem czekają. Chyba nic lepiej nie ukazuje tej męki, niż postać snajpera Elliota (Cosmo Jarvis), ułożonego na materacach w niewygodnej pozycji i wpatrzonego w lunetę przekrwionym, załzawionym okiem. Czuć, iż zaraz coś się wydarzy, iż nie można zasnąć lub na moment stracić uwagi. I tak mijają kolejne godziny. Oczywiście znużenie bohaterów nie udziela się widzowi. Ogląda się to na skraju fotela.
Wszystko zmienia się po inicjującym bitwę wybuchu. Wtedy zaczyna się nowe wyczekiwane — na ratunek dla oddziału lub chociaż transport dla rannych. Kto dotrze pierwszy — pomoc czy wróg? Sami żołnierze podejmują walkę ze sobą — by nie dać opętać się przerażeniu i podjąć jeszcze jakąś decyzję. Wszystko to w otoczeniu kolejnych wybuchów, wystrzałów i okrzyków rannych. Widzom nie oszczędza się obrazów cierpienia ukazanego w najdrobniejszych szczegółach. I gwarantuję, iż zostaną one z nimi naprawdę długo po seansie.
"Wojna". Techniczna pierwsza liga
Garland i Mendoza idealnie operują ograniczoną przestrzenią, na której znajdują się żołnierze. Gdy rozpoczyna się atak, akcja zostaje ukazana w czasie rzeczywistym, a kamera rzadko wychodzi poza budynek. Staje się jednocześnie schronieniem i pułapką bez wyjścia, zza której dochodzą kolejne odgłosy walki. Widz nie gubi się w tym chaosie. Wszystko zostało zrealizowane z matematyczną precyzją, która budzi jak najwiekszy podziw.
Bardzo dobre decyzje podjęto podczas castingów. Główne role trafiły do charakterystycznych aktorów młodego pokolenia, dzięki czemu łatwo rozróżnić licznych bohaterów. Na ekranie pojawiają się między innymi Joseph Quinn ze "Stranger Things", Charles Melton z "Obsesji", Will Poulter z "Detroit" oraz Michael Gandolfini z "Daredevila: Odrodzenie". Trudno wskazać, który robi najlepsze wrażenie. Dla mnie był to wcielający się w dowódcę oddziału Poulter, który załamuje się w kluczowym momencie i jedyną decyzją, na którą go stać, jest oddanie przywództwa komuś innemu.
"Wojna". I po co to wszystko?
"Wojna" skupia się na członkach oddziału i ich emocjach. Nie odnosi się wprost do samej wojny, w czasie której służą bohaterowie. Niektórym to skupienie się jedynie na amerykańskich żołnierzach może przeszkadzać. Można zresztą domniemywać, iż stąd decyzja o wprowadzeniu filmu od razu na VOD poza Stanami Zjednoczonymi. Wydaje mi się jednak, iż chociaż nikt nie podważa wprost sensu interwencji w Iraku, twórcy miejscami przemycają swój krytyczny stosunek — nie tylko do tego konfliktu, ale całokształtu amerykańskiej działalności na Bliskim Wschodzie w XXI wieku.
Jeden z najbardziej przejmujących momentów ma miejsce, gdy podczas wycofywania się iracka kobieta, której dom zajęto, rzuca do żołnierzy przeszyte bólem "dlaczego?". Pozostaje ono bez odpowiedzi. W momencie, gdy amerykański prezydent ma poważnie rozważać przyłączenie się do konfliktu na Bliskim Wschodzie, ogląda się to ze szczególnym przerażeniem.
8/10
"Wojna" (Warfare), reż. Alex Garland, Ray Mendoza, USA/Wielka Brytania 2025, platforma: Prime Video, premiera na streamingu: 15 czerwca 2025 roku.