Właśnie przeżyłem drugi rozwód i doszedłem do wniosku, iż związki to już nie dla mnie.

twojacena.pl 16 godzin temu

Właśnie przeżyłem drugi rozwód i postanowiłem, iż związki to już nie dla mnie. Nie chciałem nikogo blisko i celowo starałem się być jak najmniej atrakcyjny dla otoczenia. Pewnie chciałem się uchronić przed kolejnym ciosem w serce. Ale wtedy ją poznałem. Zrobiła na mnie piorunujące wrażenie. Od tamtego wieczoru byliśmy razem, a żadne z nas nie przypuszczało, jak bardzo zmieni się nasze życie.

Spędziliśmy razem siedemnaście lat. Nie była tylko moją żoną była moją najlepszą przyjaciółką. Jej energia, inteligencja, siła i wrażliwość codziennie mnie zadziwiały. Zawsze była obok, wspierała mnie w trudnych chwilach i potrafiła rozjaśnić choćby najciemniejszy dzień. Śmialiśmy się razem, marzyliśmy o przyszłości, tworzyliśmy małe tradycje, które stały się częścią naszej codzienności.

Kiedy lekarze zdiagnozowali u niej raka, wiedzieliśmy, iż walka będzie ciężka. Walczyła osiemnaście miesięcy dzielnie, bez załamywania się. Ale choroba okazała się zbyt agresywna. Trzy miesiące temu ją straciliśmy. Ta rana wciąż jest świeża i boli każdego dnia.

Tym, co trzyma mnie na powierzchni, jest nasze dziecko. Jesteśmy bardzo blisko i to właśnie dzięki niemu znajduję siłę, by nie utonąć w żalu. Bycie ojcem to ogromny dar, który daje mi stabilność i nie pozwala pogrążyć się w depresji. Kiedy widzę jego uśmiech, obserwuję, jak zachwyca się światem i jak przytula się do mnie, rozumiem, iż moje życie wciąż ma sens.

Od chwili, gdy stało się jasne, iż żony już przy mnie nie będzie, starałem się przygotować na stratę. Wyobrażałem sobie, jak będę radził sobie sam, bez jej wsparcia. Można oczywiście próbować oswoić myśl o samotności, ale to właśnie te małe, codzienne rzeczy najbardziej przypominają o jej nieobecności.

To bardzo proste, wręcz zabawne sprawy. Na przykład zawsze razem oglądaliśmy Kiepskich w niedzielę. Siedzieliśmy na kanapie, komentowaliśmy każdy odcinek i śmialiśmy się. Teraz oglądam go sam, na tej samej kanapie, i brakuje jej śmiechu, jej komentarzy. Za każdym razem, gdy włączam ten serial, czuję ogromny ból bo choćby te zwykłe chwile są teraz puste bez niej.

Albo zasypianie. Można przytulać poduchy, można się otulać kołdrą, ale nic nie zastąpi prawdziwego ciepła drugiej osoby. Jej nie da się zastąpić. Czasem samo puste miejsce obok w łóżku boli jak fizyczna rana.

Ale mimo wszystko żyję dalej. Uczę się odnajdywać euforia w małych rzeczach w śmiechu dziecka, w spacerze po Warszawie, w drobnych rytuałach, które wprowadziłem, by czuć jej obecność. Staram się nie zapominać o naszym wspólnym życiu, o miłości, która była prawdziwa i silna, i która wciąż daje mi siłę, by iść naprzód.

Bycie ojcem naszego dziecka stało się moim głównym celem, moim oparciem. Jego uśmiech, jego przytulanie, jego małe odkrycia świata to właśnie one sprawiają, iż jestem silny i pozwalają mi oddychać, choćby gdy serce pęka. Nauczyłem się dostrzegać sens w każdej chwili, cenić każdy dzień, bo wiem, iż można stracić kogoś w jednej sekundzie.

Nigdy nie myślałem, iż przeżyję taką stratę i jakoś się pozbieram. Ale miłość do dziecka, wspomnienia o żonie, nasza wspólna historia to wszystko sprawia, iż jestem silniejszy. Zrozumiałem, iż życie nie kończy się wraz z odejściem ukochanej osoby. Trwa w tym, co po nas zostaje w miłości, którą dajemy innym, w trosce i pamięci.

I choćby gdy nachodzą mnie ciemne myśli, znajduję siłę. Bo wiem, iż nasza miłość nie zniknęła tylko zmieniła formę. Jest teraz w naszym dziecku, w drobiazgach codzienności, w wspomnieniach i w muzyce serca, które pamięta. I to daje mi nadzieję, iż można żyć dalej, zachowując w sobie to, co było prawdziwe i ważne.

Idź do oryginalnego materiału