WIRUJĄCE SUKIENKI

newsempire24.com 1 tydzień temu

**TANIEC Z SUKNIĄ**

Stałem obok dziewczyny, która wyglądała na bardzo smutną. Starszy mężczyzna o dostojnej postawie przypominał mi bohaterów z klasycznych powieści, które zawsze lubiłem czytać. Widziałem go już wcześniej w tym parku, zawsze ubranego w długi czarny płaszcz, kapelusz i z elegancką laską w dłoni. Przypominał mi hrabiego z książki, którą ostatnio pochłonąłem – tajemniczego, ubranego na czarno i sprawiedliwego wobec świata.

– Wszystko w porządku? – zapytał łagodnie.
– Tak, nic się nie stało – odparła dziewczyna, ale głos jej drżał.

Wytarła nos rękawem, a mężczyzna natychmiast podał jej chusteczkę. Zawahała się, ale w końcu ją przyjęła i głośno wydmuchnosa. Mężczyzna uśmiechnął się, a ona spojrzała na niego zawstydzona.
– Upiorę i oddam.
Roześmiał się.

– Nie trbeba, mam ich pod dostatkiem. A co powiesz na lody?
– Dziękuję, ale… nie mam pieniędzy. Może innym razem – szepnęła.
– Arkadiusz Nowak – przedstawił się, lekko uchylając kapelusza.

– Jagoda – odpowiedziała, nie mając czego uchylić, więc wstała. On natychmiast podał jej ramię.
– Gdy obok kobiety – czy to dziewczynki, czy damy – stoi mężczyzna, bez względu na jego wiek, nie ma mowy, by płaciła za swoje lody.

Jagoda słuchała go jak zahipnotyzowana. Te słowa brzmiały jak z innego świata. Do którego nie była przyzwyczajona.

Tego dnia jej koleżanka z klasy, Kinga, znów ją upokorzyła. Wszystko zaczęło się na przerwie obiadowej. Gdy reszta poszła do stołówki, Jagoda, jak zwykle, została w klasie, zatopiona w książce. Do stołówki nie chodziła, bo nie miała za co kupić obiadu.

– Kowalska! – usłyszała nad sobą. Przed nią stała Kinga, a obok niej Kacper, chłopak, w którym Jagoda kochała się od piątej klasy.
– Co?
– Tam zostawiłam niedokończoną kotlet mielony. Możesz sobie wziąć.

Wokół zaczęli się gromadzić koledzy.
– Dziękuję, nie jestem głodna.
– Jak to nie głodna? A może po prostu nie wiesz, co to kotlet?

Śmiech rozległ się w klasie. Jagoda zeskoczyła z parapetu, ale jej stare, pięcioletnie dżinsy rozdarły się na kolanie. Śmiech stał się jeszcze głośniejszy. Nie wytrzymała – chwyciła plecak i uciekła.

Ten park był jej schronieniem. Gdy w szkole było nie do zniesienia, gdy rodzice przyprowadzali pijanych znajomych – tu zawsze znajdowała spokój. Często siedziała z książką. I właśnie wtedy zauważył ją Arkadiusz. Dawno nie widział młodej dziewczyny czytającej w parku. Potem dopiero dostrzegł, jak źle wygląda – wychudzona, w znoszonych ubraniach.

Usiedli przy stoliku przed kawiarenką.
– Jagoda, dziś zapomniałem zjeść obiad. Czy zechcesz mi towarzyszyć?
Uśmiechnęła się. Ten człowiek mówił, jakby żył sto lat temu.

Oczywiście, iż się zgodziła. Od rana nie miała w ustach nic poza herbatą.

Kelner przyniósł zamówienie, a Arkadiusz spojrzał na nią uważnie.
– No to opowiedz, co zmartwiło tak piękną młodą damę?
– Nic poważnego, tylko szkolne sprawy.
– W której jesteś klasie?
– W trzeciej liceum. Za dwa miesiące będę wolna.
– Gdzie chcesz iść na studia?
– Jeszcze nie wiem… Tam, gdzie się dostanę na stypendium. Marzyłam o medycynie, ale to chyba pozostanie marzeniem.

– Dlaczego?
– Żeby zostać lekarzem, trzeba czasu, a ja muszę pracować. Pewnie pójdę na pielęgniarstwo.
– Dziwna logika. Chcesz być lekarzem, a zostaniesz pielęgniarką. Masz problemy w nauce?
– Nie, uczę się dobrze. Tylko… – zawahała się.
– Moja rodzina… Potrzebują mojej pomocy.

Arkadiusz zrozumiał, iż nie chce o tym rozmawiać. Właśnie przynieśli jedzenie, więc przerwał pytania. Obserwował, jak Jagoda je – starając się nie rzucać na posiłek, ale praktycznie nie przeżuwając.

Po obiedzie jeszcze trochę spacerowali. Rozmawiali o książkach.
– Słuchaj, Jagoda. Mam książkę, która ci się spodoba. Jutro przyniosę ją tutaj o tej samej porze. Przyjdź, dobrze?

Przyszła. W bibliotece miejskiej przeczytała już wszystko, co ją interesowało. kilka zostało nowych powieści, więc niektóre czytała po kilka razy.

Ich przyjaźń z Arkadiuszem rosła z dnia na dzień. Dyskutowali o książkowych bohaterach, a on niezauważalnie dokarmiał dziewczynę. Wiedziała, iż mieszka w eleganckiej kamienicy, samotnie – żona dawno odeszła, dzieci nie mieli.

Pewnego wieczoru tak się zaczytala, iż nie zauważyła zmroku. Zerwała się – musiała wracać do domu. Matka będzie wrzeszczeć, iż nie przygotowała kolacji. Choć co tam można ugotować? Tylko makaron z olejem.

Weszła do mieszkania, które śmierdziało alkoholem i papierosami. Matka stała w progu z zamglonym wzrokiem.
– Gdzie się włóczyłaś?
Spróbowała ominąć ją, ale dostała takiego klapsa, iż w oczach jej pociemniało.
– Masz pół godziny! Jak wrócę, a obiadu nie będzie…

Gotowała te przeklęte makaroni i płakała. Cicho, bo gdyby matka usłyszała, dostałaby jeszcze raz.

Następnego dnia miała siniak pod okiem. Niewielki, ale widoczny. Wiedziała, iż Kinga na pewno to zauważy i zrobi z niej pośmiewisko. Ale dziś była ważna klasówka – nie mogła opuścić szkoły. Poza tym Kacper wracał po chorobie – nie mogła przegapić jego powrotu.

Kinga podeszła do niej na długiej przerwie. Jagoda chciała odejść, ale tamta zagrodziła jej drogę.
– Kowalska, masz już suknię na studniówkę? Czekaj, zgadnę – pożyczysz od jakiejś żebraczki?
Śmiechła się. Jagoda milczała. Wtedy Kinga przyjrzała się jej twarzy.
– O, ale prezent! Od kogo? Od twojego chłopaka? Przecież na studniówkę trzeba przyjść w parze… Może on zbiera butelki, żeby kupić sobie garnitur…

Jagoda odepchnęła Kingę i uciekła. Biegła przez park, płacząc, choćby nie zauważyła, gdy Arkadiusz machał do niej. Znalazł ją nad stawem, siedzącą na ziemi.

– Dlaczego uciekasz? – zapytał łagodnie.
OdwróciłaJagoda podniosła wzrok, a w jej oczach błysnęła determinacja – teraz wiedziała, iż z Arkadiuszem u boku żaden siniak ani złośliwe słowa nie są w stanie jej złamać.

Idź do oryginalnego materiału