
"Wielkość znaczenia nie ma". Recenzja Star Wars. Yoda
Zawsze staramy się, by w comiesięcznym przeglądzie komiksowym znalazł się choć jeden tytuł z rozwijanego wciąż uniwersum Star Wars. W tym miesiącu mamy coś specjalnego! Czy przebije Daredevila albo Wojnę Nieumarłych Bogów? Zapraszamy do recenzji.Informacje/Pierwsze Wrażenia:

Star Wars. Yoda to samodzielny album poświęcony największemu mistrzowi Zakonu Jedi. Od debiutu postaci w Imperium Kontratakuje już sporo czasu upłynęło. Zielony skrzat jest bardzo inspirujący- pojawia się w wielu produkcjach uniwersum- od komiksów ze Starej Republiki, przez seriale, filmy i książki Wojen Klonów. Praktycznie nie ma Gwiezdnych Wojen bez Yody! A mimo to- wciąż kilka wiemy o samym mistrzu. Co odkryje przed nami recenzowany zeszyt?

Na pierwszy rzut oka cieszy rozmiar. Obawiałem się, iż albumik będzie skromy. Tymczasem jest znacznie grubszy niż klasyczne obrazkowe historie z uniwersum. Za jego powstanie odpowiada trójka scenarzystów: Cavan Scott, Marc Guggenheim i Jody Houser. Proces twórczy od strony graficznej wsparli Nico Leon, Luke Ross, Alessandro Miracolo i Ibraim Roberson (wszyscy w jakiś sposób powiązani z GW). Album wydany został przez Egmont i klub Świat Komiksu.
Zarys fabularny:

"Dla niektórych był legendą. Dla innych – nauczycielem. Teraz Yoda żyje na wygnaniu dręczony przez swoją przeszłość. Gdy przez bagna planety Dagobah niesie się znajomy głos, Yoda musi wrócić do lekcji, których udzielał przez lata – od czasów chwały Wielkiej Republiki po chaos wojen klonów."
Wrażenia:

Pratchett kiedyś stwierdził, iż nie napisze książki, w której głównym bohaterem jest uwielbiany przez wszystkich Bibliotekarz. Argumentował to tym, że- choć nie wiadomo, jak ciekawym i zabawnym by był Orangutan- jest spora szansa, iż sam nie dźwignie fabuły. Dla Bibliotekarza lepiej, by pozostał tajemniczą postacią drugoplanową. W przypadku komiksu bałem się właśnie tego zjawiska. Sięganie po taką legendę to zawsze balansowanie na krawędzi. Niektóre odcinki różnych seriali dawały radę, w książkach też potrafili tę postać ograć (moja ulubiona Yoda. Mroczne Spotkanie), ale poza wspomnianymi wyjątkami, raczej nie były to produkcje rewelacyjne. Jak zatem wypadł recenzowany komiks? Miernie.

Ogólnie scenarzyści poradzili sobie z opowieścią w bardzo prosty sposób- retrospekcjami. Pobyt Yody na Dagobah przerywany jest więc trzema głównymi wątkami (trzech scenarzystów, proste nie?). Każdy z nich ma swoje mocniejsze i słabsze strony, a choć stanowią rozwiązanie "łatwe", działają i komiks czyta się sprawnie i szybko, zachowując tempo akcji. Dotyczą oczywiście różnych okresów (by nakarmić fandom solidną porcją smaczków), a ich zadanie polega na przypomnieniu Yodzie jego własnych nauk. Stary mistrz bardzo tego potrzebuje, gdyż przebywając na wygnaniu, pogrąża się stopniowo w żalu i wyrzutach sumienia (twierdząc, iż z jego winy Zakon upadł, bo nie dostrzegł zagrożenia). Czy kupuję taką postawę Wielkiego Mistrza? Nie bardzo. Optymizm i pogodne przyjmowanie wyroków Mocy, które cechują Yodę, powinny raczej skupiać jego myśli na tym, ilu udało mu się ocalić, medytacji nad szukaniem sensu, czy pracy, by stan rzeczy poprawić. Ale ok, przyjmijmy, iż za nastój odpowiada mroczny wpływ planety.

Same opowiastki- jak wspomniałem- mają swoje wzloty i upadki. Pierwsza- o obronie wioski- rzuca światło na cierpliwość. Jest dość prosta, ale w niej jawią się przebłyski mistrza, którego kojarzę. Szczególnie w scenie, gdy prezentuje innym Jedi swój nowy instrument. Sam plemienny wątek jest tutaj potraktowany jak tło. Sporo dziur- ale walka o swoje, to walka o swoje. Szkoda, iż nie poświęcili więcej czasu w prezentację Yody poznającego ichniejsze zwyczaje. Podejrzewam, iż akurat ta opowieść, dobrze rozpisana, świetnie by się sprawdziła jako wypełnienie wszystkich stronic recenzowanego albumu. Druga- historia z Dooku- to przewidywalny schemat. Wielka przyjaźń, różne poglądy, problemy z komunikacją- zardzewiałe stare zasady i wielka ostrożność, kontra zapał podszyty brakiem doświadczenia. Nauka dla Yody? W przeszłości też popełniał błędy. Trzecia historia to czysta akcja i osobiście uważam, iż to najsłabszy element całej układanki. Fajowo, iż machamy mieczami i możemy obserwować relacje Anakin-Yoda, ale wszystko jest tutaj naciągane i szyte grubymi nićmi. Epicki pojedynek Mistrza Zakonu i Generała Grievousa? Mokry sen nastoletnich fanów. Wiadomo, iż Yoda zgniótłby blaszaka, nie wyciągając choćby miecza. Wystarczyłaby na to jedna plansza.

Podsumowując- czytało się fajnie, ale boję się, iż za dużo z komiksu nie zapamiętam. Nie stał się więc moją ulubioną lekturą ostatnich gwiezdnowojennych premier. Uwielbiam Yodę i uważam, iż album nie wykorzystał potencjału- można było skupić się na pochodzeniu Mistrza, jego rasie, jakiejś koneksji z Grogu, czy pojedynczej przygodzie pogłębiającej sam charakter postaci. No niestety, trafił nam się trochę odgrzewany i dziurawy kotlet. Znacznie bardziej podobał mi się Kanan. jeżeli będziecie mieli okazję, przeczytajcie- ale jeżeli Was ominie, dużo nie stracicie.
T.
Przydatne linki:
znajdziecie nas na Instagramie
TUTAJ dołączycie do nas na Facebooku
TUTAJ złapiecie własny egzemplarz