Okazjonalnie prawdziwa historia, jaką jest „Wielka”, powróciła w jeszcze wyższej formie. 3. sezon serialu pozostało bardziej pokręcony, absurdalny i mroczny, a Elle Fanning udowadnia, iż zasługuje na Emmy.
„Wielka” opiera się na tak specyficznym koncepcie, iż aż trudno uwierzyć, iż może to działać przez dziesięć, dwadzieścia, tym bardziej trzydzieści godzin. A jednak. 3. sezon serialu platformy Hulu, który możecie już oglądać w całości na HBO Max, to komediowa uczta, pod wieloma względami jeszcze lepsza od poprzednich serii.
Wielka – 3. sezon jest mroczny, gęsty i zabawny jak nigdy
Katarzynę Wielką (Elle Fanning) i Piotra III (Nicholas Hoult) spotykamy niedługo po wydarzeniach z końcówki 2. sezonu, czyli tuż po tym, jak ona próbowała go zamordować, a następnie przeżyła – a my wraz z nią – prawdziwy rollercoaster emocji, kiedy się okazało, iż jej ofiarą padł Pugaczew, sobowtór jej męża. A adekwatnie to i jemu nic się nie stało, bo kto jak kto, ale akurat Pugaczew sztukę przetrwania ma opanowaną ponad granice ludzkich możliwości. Co zresztą jest powracającym gagiem w 3. sezonie „Wielkiej”, dając ogromne pole do popisu Houltowi w podwójnej roli.
Hoult i Fanning to niewątpliwie jeden z najlepszych, najpiękniej zsynchronizowanych komediowych – i zarazem romantycznych – duetów ostatnich lat, co widać przez cały ten sezon, począwszy od bardzo niestandardowej jak na jakąkolwiek epokę historyczną terapii małżeńskiej („Mieliśmy pewne trudności”, „Był rozlew krwi”, „On przeleciał moją matkę”), poprzez przewijające się przez sezon sugestie, iż może jednak ktoś kogoś tutaj zamorduje, a skończywszy na pełnych emocji, dramatycznych scenach, których też nie brak. Nie zdradzając za wiele z tego, co się dzieje w 3. sezonie „Wielkiej” – a rzeczywiście w tym sezonie się dzieje – myślę, iż mogę śmiało powiedzieć: jeszcze nigdy ta farsa nie była tak dobra w momencie, kiedy uderzała w poważniejsze tony.
To, w jaki sposób „Wielka” miksuje przeróżne skrajne emocje, zwłaszcza w drugiej połowie sezonu, to zdecydowanie majstersztyk, dający ogromne pole do popisu zwłaszcza Elle Fanning. To zawsze był przede wszystkim jej serial, to ona błyszczała, pokazując ewolucję młodej Katarzyny na tle domu wariatów, jakim jest serialowa Rosja. Tym razem jednak ta wyśmienita aktorka dostaje szansę wykazania się pełną gamą umiejętności, przechodząc w kilka sekund od najlżejszej możliwej komedii do najciemniejszego dramatu i po drodze zaliczając jeszcze jedną czy dwie zmiany tonów. By wspomnieć tylko szalony mecz w badmintona z końcówki 6. i początku 7. odcinka. choćby Shrek i cebula nie mają tyle warstw co caryca Katarzyna w wersji Elle Fanning.
Wielka w 3. sezonie stawia na ewolucję swoich postaci
„Wielka” to świat Fenning, w którym wszyscy inni, choć tak samo bezbłędni, są tylko statystami. To też świat świetnie czującego się w tym klimacie scenarzysty Tony’ego McNamary, którego kunszt docenia się zwłaszcza po zapoznaniu się z niedawną podróbką stworzoną przez jego współpracowników, cieniutką „Marią Antoniną”. Jest on autorem bądź współautorem wszystkich odcinków w tym sezonie (w poprzednich były wyjątki), a jego pomysłowość w wymyślaniu kompletnie odjechanych sytuacji – często opartych na anegdotach, jak również historycznych prawdach i półprawdach – robi wrażenie. To w końcu 3. sezon, a spadku formy nie widać, wręcz przeciwnie, w każdym odcinku są dziesiątki scen, które bez przesady można nazwać komediowym złotem.
Nie sposób też nie podziwiać tego, z jaką łatwością, w całym tym przerysowanym światku, gdzie wszystko jest farsą, absurdem i satyrą, bohaterowie, będący z definicji parodią osób znanych z podręczników do historii, stali się żywymi, prawdziwymi ludźmi. To się dokonało na przestrzeni kilku pierwszych odcinków, a potem już podziwialiśmy ich ewolucję: Katarzyna ze słodkiego, naiwnego dziewczątka zaczęła przemieniać się w świadomą swojej sytuacji młodą władczynię. Piotr z połączenia okrutnego satrapy z totalnym głupkiem zaczął stawać się coraz bardziej trójwymiarową postacią, przeżywającą całkiem uzasadnione kryzysy jako człowiek, który wylądował na pozycji numer dwa po zawarciu małżeństwa – i jedyne, co go cieszy, to dobre jedzenie.
Jest w tym wszystkim oczywiście dużo współczesnego podejścia, rewolucjonizowania dramatu kostiumowego i patrzenia na historyczne postacie z dzisiejszej perspektywy. W Polsce zawsze będziemy też odczuwali pewien zgrzyt, oglądając Katarzynę jako oświeconą władczynię, która chce dobrze (i żeby każda wieś miała własną małpę), ale czy przeszkadza to w cieszeniu się serialem, traktowaniu bohaterki jak dobrej znajomej i kibicowaniu jej we wszelkich „nakazach” i zakazach, które wprowadza? Absolutnie nie. To fikcja inspirowana historią. To serial, gdzie Katarzyna może tańczyć, jakby nikt nie patrzył, do kawałka AC/DC – i jest to nie tylko całkowicie na miejscu, ale wręcz stanowi istotny etap jej ewolucji, sprawiając, iż nie możemy doczekać się już 4. sezonu.
Wielka w 3. sezonie pokazuje, iż dopiero się rozkręca
A ten miejmy nadzieję, iż będzie, bo trzy pierwsze serie to w zasadzie preludium. „Wielka” jako opowieść o Katarzynie, która zasługuje na swój przydomek, dopiero się zaczyna. I ma szansę być tylko lepsza, gęstsza i mroczniejsza, zmuszając swoją bohaterkę do przyspieszenia procesu dorastania i podejmowania coraz bardziej bezwzględnych decyzji tak w życiu osobistym, jak i politycznym. Na razie to ten etap historii, w którym do Katarzyny zaczyna docierać, iż okrągłe słowa to w najlepszym razie dobry początek, przed nią jeszcze masa pracy od podstaw. I nikt jej nie da forów.
Patrząc na to, z jaką łatwością serial ewoluuje, a momentami wręcz wymyśla siebie na nowo, można tylko mieć nadzieję, iż będzie jeszcze co najmniej drugie tyle sezonów „Wielkiej”. Zwłaszcza iż nie tylko Katarzyna mocno poszła do przodu jako postać, to samo można powiedzieć o drugoplanowych graczach i w szczególności graczkach, na czele z Marial (Phoebe Fox), Georginą (Charity Wakefield) i ciotką Elżbietą (Belinda Bromilow) – tak na marginesie, scena z początku 9. odcinka, w której wszystkie trzy panie siedzą razem w powozie i orientują się, iż pie*rzenie jednego faceta wcale nie łączy kobiet, jest przecudna. adekwatnie tylko jeden aktor w tym sezonie został zmarnowany – mając w obsadzie Jasona Isaacsa, nie można dać mu do zagrania paru scen na krzyż. To grzech. Ale to też niewielki zarzut do tego fantastycznego sezonu.
Jednocześnie być może już najwyższy czas, żeby platforma Hulu przemyślała sprawę z wypuszczaniem całych sezonów naraz. „Wielka” jest tak fenomenalna, iż po prostu szkoda ją traktować tak jak netfliksowe seriale do kotleta i połykać całość w jeden weekend. Patrząc, jak skrupulatnie rozwijane są są poszczególne wątki na przestrzeni sezonu, można pokusić się o stwierdzenie, iż przerwy między odcinkami tylko by serialowi pomogły. Zwłaszcza iż tak przerysowane historie, podawane w końskich dawkach, potrafią być męczące. Przy całej swojej świetności. Póki co jednak trzymajmy kciuki, aby kolejny sezon „Wielkiej” w ogóle powstał, bo w czasach masowego kasowania wszystkiego sama jakość przestała być już gwarancją zamówienia.