Widziałam trzy odcinki nowego "Białego Lotosu" i powiem wam, że... pachnie mi trochę "Grą o tron"

natemat.pl 4 dni temu
Cicha melodia cymbałków, odgłosy małp i szum fal – witajcie w kurorcie The White Lotus w Tajlandii, gdzie zaznacie nie tylko komedii, ale i sporej dawki niepokoju. Mike White zapowiadał, iż w trzecim sezonie "Białego Lotosu" skręci w uliczkę schowaną w mroku, ale nikt raczej nie spodziewał się takiego odejścia od satyrycznych ram. Zmienia się nie tylko intro, ale i sposób prowadzenia narracji. Musicie być wytrwali, by to docenić.


W pierwszym sezonie ochrzczonego mianem satyry społecznej "Białego Lotosu", który rozgrywał się na wyspie Maui w archipelagu Hawajów, zgłębiliśmy motyw klasy, białego uprzywilejowania i kolonializmu. W drugiej części antologii, osadzonej w skąpanej prażącym słońcem Sycylii, tematem wspólnym wszystkich wątków była różna dynamika związków i stosunek płciowy traktowany jako transakcja.

W trzeciej odsłonie nagrodzonego 15 statuetkami Emmy serialu Mike White wali dłonią w stół i mówi stanowcze "nie" utartym schematom, czego przedsmak widzimy już w scenie otwierającej pierwszy odcinek, a także w czołówce, w której brakuje charakterystycznego dla hitu HBO rytmicznego motywu muzycznego. Antologię czekają duże zmiany i tylko widzowie chętni do ich podejmowania znajdą rozkosz w wielowymiarowym spirytualizmie Tajlandii.

Recenzja trzeciego sezonu serialu "Biały Lotos" (3. odcinki)


Antologia Mike'a White'a zawsze zaczyna się od śmierci. Tym razem medytację przerywa dramatyczne zdarzenie, o wiele poważniejsze niż pojedyncze zwłoki dryfujące w lazurowej wodzie lub wnoszone w szczelnej drewnianej trumnie na pokład samolotu – tak jak było poprzednim razem. Nowy "Biały Lotos" niemalże od razu miesza publiczności w głowie, siłą woli podsuwając jej pytanie o potencjalną liczbę ofiar incydentu. To pierwsze podejście do wypchnięcia widza ze strefy komfortu, a weźmy pod uwagę, iż choćby nie minęło pięć minut.

Chwytliwe intro "Białego Lotosu" dotąd było pomijane chyba tylko przez tych, którym naprawdę się spieszyło. Aranżacje kanadyjskiego kompozytora Cristobala Tapii de Veera na przełomie dwóch sezonów różniły się warstwą instrumentalną, natomiast elementem scalającym oba motywy muzyczne był ten sam, zapadający w ucho harmonijny chórek.

Czołówka trzeciego sezonu stopniowo buduje napięcie, ale nigdy nie znajduje dla niego ujścia w znanej fanom formie. To druga zapowiedź odejścia White'a od tego, co przewidywalne. I tym oto sposobem – jak dzieci we mgle – razem z nowymi bohaterami dobijamy łodzią do brzegu kurortu na wyspie Koh Samui, w którym nie zaznamy spokoju.

Jennifer Coolige jako narracyjny duch


We wcześniejszych sezonach naszą stałą koleżanką w podróży była naiwna dziedziczka fortuny Tanya McQuoid, w którą wcielała się urodzona komediantka Jennifer Coolidge ("American Pie"). Niestety los nie był dla niej łaskawy. Choć w najnowszej części antologii nie spotkamy jej osobiście w hotelowej restauracji, będzie z nami obecna duchem.

Tanya nawiedza narrację na dwa różne sposoby. Nie chcę nikomu psuć zabawy, dlatego skupię się na tej najbardziej oczywistej formie nawiedzenia. Nowym gościem w tajskim kurorcie The White Lotus jest wykiwana przez bogaczkę masażystka Belinda Lindsey, która bierze udział w trzymiesięcznym programie wellness. Znając jej historię z pierwszej odsłony, wiemy, iż zasługuje ona na pełnoprawny relaks.

W tej roli znów wystąpiła Natasha Rothwell ("Jak umrzeć w samotności"), której bohaterka dostaje szansę na to, by powrócić do swojego dawnego optymizmu. Powtarzającym się motywem w trzecim sezonie jest to, iż żadna z postaci choćby nie chce – w ujęciu symbolicznym – poddać się medytacji oczyszczającej. Traumy, czasem rzeczy przyziemne, nie pozwalają im na nowy początek, stając się katalizatorem zła, które nadejdzie w ciągu najbliższego tygodnia.

Poprzez pewne archetypy osobowości White bawi się – z zachowaniem szacunku – naukami buddyzmu, a zwłaszcza ujętymi przez niego złymi uczynkami i rolą świadomości. Za grzechy postrzegane są m.in. czyny cielesne (np. kradzież, zabijanie, kazirodztwo, cudzołóstwo), czyny ustne (m.in. kłamstwo, plotkowanie, mowa sprawiająca krzywdy) i czyny umysłowe (takie jak chciwość, nienawiść czy nihilizm).

Jesteśmy dopiero na początku naszej drogi z trzecim sezonem "Białego Lotosu", ale już po pierwszych odcinkach możemy z mniejszą lub większą precyzją obstawiać, jakie grzechy będą sobą reprezentować nierozpakowani jeszcze do końca goście kurortu.

"Biały Lotos" gorszy od "Gry o tron"?


Oprócz Belindy wczasy w Tajlandii rozpoczyna pochodząca z głębokiego południa Stanów Zjednoczonych zamożna rodzina Ratliff. Patriarcha Timothy jest biznesmenem, który skrywa szemraną przeszłość i nie może odpędzić się od telefonów dziennikarzy. Jego żona, Wiktoria, odurza się lekami nasennymi, ma średni kontakt z otaczającą ją rzeczywistością i najwyraźniej tłumi w sobie złe wspomnienia.

Jason Isaacs (Lucjusz Malfoy z filmów "Harry Potter", a dla graczy Gortash z Baldur's Gate 3) i Parker Posey ("Krzyk 3") tworzą przedziwną ekranową parę, o której ciężko powiedzieć, iż jest szczęśliwym małżeństwem. Jakby tego było mało, sztuczni Ratliffowie mają trójkę równie osobliwych dzieci.

Najstarszy syn Sakson, którego przeokropnie – w dobrym tego słowa znaczeniu – gra Patrick Schwarzenegger ("Gen V"), staje się uosobieniem toksycznej idei samca alfy, który ma niezdrową relację ze swoim nieśmiałym bratem Lochlanem (Sam Nivola) i interesującą się wschodnią duchowością siostrą Piper (Sarah Catherine Hook). Póki co nie znamy ich pełnego tła, aczkolwiek nie zdziwię się, jeżeli wątek rodzeństwa będzie znacznie gorszy od Lannisterów z "Gry o tron". White w końcu zapowiadał, iż ten sezon będzie "dużo, dużo mroczniejszy".

Aniołki Charliego i sprzeczne sygnały


Skoro rodzinkę mamy omówioną, pora na trzy przyjaciółki, których relację po tylu latach utrzymuje niewidzialna nić przyzwyczajeń. Jaclyn Lemon choćby w Azji jest kojarzona ze swych ról filmowych. Cały czas przytakuje jej teksańska pani domu Kate, która z nieszczerym uśmiechem wymalowanym na twarzy walczy o życie, by zachować pozory dobrej koleżanki. W ich cieniu znajduje się niepewna siebie Laurie, której nie stać na opłacenie wypoczynku w ekskluzywnym hotelu.

Jaclyn i Kate mają imiona po gwiazdach pierwszych "Aniołków Charliego" z lat 70., co tylko cementuje rolę Laurie jako piąte koło u wozu. Michelle Monaghan ("Detektyw"), Leslie Bibb ("Przysięgły nr 2") i Carrie Coon ("Pozłacany wiek") zdołały poprzez drobne gesty i niewypowiedziane słowa ująć niewygodną wręcz do oglądania toksyczną przyjaźń. Ich gra aktorska daje wiele rozrywki, zwłaszcza gdy pierwszy raz zobaczymy, jak Bibb zgadza się w czymś z Monaghan, ale jednocześnie kręci głową tak, jakby wszystkiemu zaprzeczała.

Walton Goggins walczy z własnym ego


Na deser Mike White serwuje nam najbardziej tajemniczy duet. Niedocenionego Waltona Gogginsa ("Fallout") obsadził w roli zgryźliwego Ricka Hatchetta, a Aimee Lou Wood jako jego dużo młodszą i bardziej energiczną dziewczynę Chelsea. Starszy mężczyzna, którego partnerka podejrzewa o to, iż ktoś wysłał za nim list gończy, ma w Tajlandii robotę do wykonania. Mając na uwadze jego nihilistyczne usposobienie, pobyt w resorcie The White Lotus może zakończyć się dla niego paskudnie.

Co ciekawe, w takiej dynamice Chelsea pełni dla Ricka funkcję kompasu moralnego. Ich rozmowy przywodzą na myśl walkę ego z id. Choć Goggins wydaje się bardziej poukładany, Wood – pomimo pobieżnych nawiązań do znaków zodiaku i infantylnego sposobu bycia – mówi najczęściej z sensem. To przez decyzje podejmowane przez ekranowego partnera (a nie siebie) grozi jej największe niebezpieczeństwo.

Role menadżerów hotelu zostały uszczuplone na potrzeby trzeciego sezonu. Z personelu The White Lotus najbardziej rzuca się w oczy urocza para grana przez Taymego Thapthimthonga ("Bezlitosny") i debiutującą na małym ekranie Lalisę Manobal z południowokoreańskiego girlsbandu Blackpink. On jest ochroniarzem, a ona mająca do niego słabość mentorką zdrowia. Liczę, iż razem z Chelsea i Piper doczekają się "happy endu".

Trzy mądre małpy Mike'a White'a


Scenariusz nowych odcinków "Białego Lotosu" pnie się powolutku do celu i niektórych na pewno zarazi ziewaniem. Oniryczna aura panująca w tajskim kurorcie uzupełnia fabularne decyzje White'a i nie odstaje na tle wcześniejszych odsłon serialu. Blada kolorystyka wraz z medytacyjną muzyką i pięknymi kadrami przedstawiającymi codzienne życie mieszkańców Koh Samui aż hipnotyzuje.

Twórca antologii od pierwszego odcinka rzuca widzom garść informacji, które mogą, ale nie muszą być słynną strzelbą Czechowa. "Nie karm małp, bywają agresywne"; "To owoc potężnej cerbery złocistej, o trujących nasionach" – słyszymy z ust personelu hotelu. Czy to jakaś zapowiedź? A może fałszywy trop? Okazji do spekulowania będzie co niemiara, tego możemy być pewni.

W poprzednich częściach White inspirował się m.in. włoską kinematografią Michelangelo Antonioniego, za to w tajskim wydaniu czerpie pomysły z buddyjskiej ikonografii oraz legend. W pierwszym odcinku widzimy rodzeństwo Ratliffów siedzące tak jak trzy mądre małpy utożsamiane z przysłowiem: "nie widzę nic złego, nie słyszę nic złego, nie mówię nic złego".



Trzeci sezon "Białego Lotosu" intryguje walką z własnym dziedzictwem. Dopiero po wyjściu wszystkich ośmiu odcinków będziemy w stanie powiedzieć, czy zmiana wyszła HBO na dobre.

Idź do oryginalnego materiału