Wicked w Romie – magia, przyjaźń i odwaga na przekór grawitacji

strefamusicart.pl 9 godzin temu
Zdjęcie: Wicked


Broadwayowski musical Wicked od dawna był na moim radarze – najpierw za sprawą filmowej adaptacji, która niedawno trafiła do kin, a teraz dzięki scenicznej wersji w warszawskim Teatrze Muzycznym Roma. Filmu ostatecznie nie zdążyłam zobaczyć, więc do teatru szłam z czystą kartą, ale i dużą ciekawością. I wyszłam oczarowana.

Wicked to historia, która z pozoru mogłaby być tylko dodatkiem do Czarnoksiężnika z Oz, ale gwałtownie okazuje się opowieścią samą w sobie – pełną emocji, zaskakującą i z bardzo kobiecym rdzeniem. Mamy tu Galindę – przesłodką, roztrzepaną, wręcz cukierkową – i Elphabę, poważną, silną, z zasadami. Ich przyjaźń to oś spektaklu – i co ważne, nie rozpada się choćby wtedy, gdy na horyzoncie pojawia się… ten sam mężczyzna. To także opowieść o odwadze bycia innym, o tym, jak łatwo świat ocenia i odrzuca to, co wykracza poza normę – oraz o sile, jaką trzeba mieć, by mimo tego pozostać sobą.

Przedstawienie trzyma w napięciu, ale też wzrusza i rozczula. Scenografia jest dynamiczna i pomysłowa – świetnie wspiera akcję, zamiast ją dominować. Efekty specjalne robią wrażenie, a scena kończąca pierwszą połowę, gdy Elphaba odrywa się od ziemi, to prawdziwy teatr w najlepszym wydaniu.

A muzyka? Musical to przecież przede wszystkim muzyka. Ścieżka dźwiękowa autorstwa Stephena Schwartza prowadzi fabułę z dużym wyczuciem. Polska wersja Defying Gravity ma w sobie tyle samo mocy, co oryginał, podobnie jak finałowe For Good – wzruszające duety głównych bohaterek. Tego wieczoru w rolach Elphaby i Galindy wystąpiły Maria Tyszkiewicz i Anna Federowicz, tworząc świetny, zgrany duet zarówno wokalnie, jak i aktorsko. Ich relacja na scenie miała prawdziwą chemię – od komizmu po głębokie emocje. Świetnie wypadł Janek Traczyk w roli Fijero – charyzmatyczny, autentyczny, z wyczuciem balansujący między luzem a dramatyzmem. Cała obsada także zasługuje na wyróżnienie – widać było ogromne zaangażowanie, spójność zespołu i energię, która niosła spektakl od pierwszej do ostatniej sceny.

Całość działa jak dobrze opowiedziana baśń: angażuje, wciąga i zostaje z nami na dłużej. Wicked przypomina, iż gdzieś w środku przez cały czas mamy w sobie to dziecko, które chce wierzyć, iż czary istnieją – i iż prawdziwa przyjaźń potrafi uskrzydlić. Spektakl zainspirował mnie do powrotu do filmu z 1939 roku, by spojrzeć na znaną historię oczami tej „złej” czarownicy.

Jeśli macie ochotę na wieczór w świecie, gdzie magia splata się z przyjaźnią, a dobro i zło nie są tym, czym się wydają – Wicked w Romie będzie idealnym wyborem.

Relacja Anka

Idź do oryginalnego materiału