Weles. Opowieści z podziemia – recenzja książki. Co tam w Jawii słychać?

popkulturowcy.pl 10 godzin temu

Weles to adekwatnie od początku mojego zainteresowania tą mitologią jedno z moich ulubionych bóstw słowiańskich. Dlatego też gdy usłyszałam o całej poświęconej mu antologii, oczywiście musiałam ją mieć.

Ten, który przyjmował dusze zmarłych przodków, a w czas Dziadów uchylał bramy Nawii i wypuszczał ich duchy, żeby wspólnie z żywymi mogły świętować. Rogaty pan przysiąg, bogactwa, magii, rzemiosła, tajemnic… Weles.

Weles ożywa w opowieściach rodzimych autorów!

Poznaj wyjątkową antologię, w której czołowi pisarze i pisarki literatury słowiańskiej łączą siły, aby ukazać Welesa – jedno z najważniejszych bóstw słowiańskich – w całej złożoności i tajemnicy. Weles, bóg o wielu obliczach i funkcjach, władca świata zmarłych, patron magii, wiedzy i bogactwa, został przedstawiony w opowiadaniach, które zaskakują różnorodnością podejść.

– opis wydawcy

Weles. Opowieści z podziemia to słowiańska antologia autorstwa naszych rodzimych pisarzy. Punktem wspólnym opowiadań zaś, jak sam tytuł wskazuje, jest Weles – „pogańskie” bóstwo bydła, zaświatów oraz wielu, wielu innych pomniejszych rzeczy. To jednak w zasadzie jedyne, co łączy ze sobą wszystkie te historie, ponieważ jeżeli chodzi o zakres gatunkowy możemy tu znaleźć wiele różnych rzeczy.

Fot. materiały promocyjne (Facebook/Marta Krajewska autorka)

Jako że, jak już wspomniałam, Weles jest mi wyjątkowo bliski, miałam wobec Opowieści z podziemia dość duże oczekiwania. Niestety, w ostatecznym rozrachunku jestem odrobinę rozczarowana. Były one, co do zasady, całkiem porządne, natomiast nie porwały mnie aż tak, jak bym sobie tego życzyła. Poziom zawartych w tym tomie opowieści nieco się wahał, przez co choć niektóre historie wciągnęły mnie bardziej, to inne z kolei zmuszały mnie do dużego zawieszenia niewiary, by jakoś je przyswoić. No i zdarzyła się też jedna, której końcówka nieprzyjemnie przywodziła mi na myśl tragedię z Uniwersytetu Warszawskiego… Oczywiście jest to zbieg okoliczności, jako iż książka trafiła na rynek wcześniej niż ów zdarzenie miało miejsce, aczkolwiek, no cóż – wyjątkowo niefartowny.

Skupmy się jednak na dwóch pierwszych kategoriach – a więc najlepszych i najgorszych pozycjach z tego zbioru. jeżeli chodzi o najlepsze, myślę, iż nadmieniłabym Strzygę Piątkowskiego, Samych Majki (z racji oryginalnego pomysłu) oraz Wilcze święta Krajewskiej, które wyróżniają się ciekawym zakończeniem. Co prawda sam Weles nie gra w nich – i nie tylko w nich, co jest sporym zaskoczeniem, zważywszy na tytuł zbioru – pierwszych skrzypiec, natomiast fabularnie i/lub emocjonalnie potrafiły one wciągnąć. Żmijowa komnata, czyli historia otwierająca zbiór, również wypadła całkiem dobrze dzięki swojemu klimatowi, choć chyba nie zapadła mi w pamięć aż tak jak trzy wcześniej wspomniane. Niemniej jednak wymieniono w niej Kielce i okolice, więc tak czy siak dostaje plusik od lokalnej patriotki.

Fot. materiały promocyjne (Facebook/Wydawnictwo Kobiece)

Wszystkie wspomniane w poprzednim akapicie opowiadania oceniłabym jednak na taki dobry z plusem – żadne jakoś wyjątkowo mnie nie zachwyciło. Na drugim końcu spektrum natomiast, z wynikiem co najwyżej porządny minus, uplasowały się w moim odczuciu Baśń o narodzinach śmierci oraz Hnefatalf (którego tytuł jest wikiński i do tej pory nie wiem, dlaczego). Ta pierwsza charakteryzuje się bardzo ciekawym pomysłem, aczkolwiek jego wykonanie mi „nie siadło”. Zakładamy tutaj, iż główna bohaterka to pierwsza osoba na świecie, która umarła. Logicznym byłoby w związku z tym założyć, iż jest ona w takim razie również jedną z najstarszych przedstawicielek ludzkiego gatunku. Wtedy miałoby to sens… tyle iż nie. Wystarczyło jedno zdanie, by podważyć tę tezę, a tym samym zepsuć mi cały ciąg logiczny i sprawić, iż mój kochający racjonalne zasady mózg się zagotował. Brzmiało ono następująco:

Spojrzał na zrobioną przez jego babkę narzutę, (…)

A więc była jeszcze jakaś babka. Babka głównej bohaterki (bądź bohatera, jako iż o Oddechu, mimo iż za życia identyfikował się jako kobieta, przez większość opowiadania mówi się w formie męskiej). prawdopodobnie około dwóch razy starsza od niej samej.

I wtedy zaczęły mi się pojawiać pytania. To dlaczego nie umarł ktoś starszy? Czemu dopiero teraz? A skoro choćby tak, skoro śmierć zaistniała w tym momencie i na osobie w takim wieku – to co, te co najmniej dwa pokolenia wzwyż nagle zaczną jak jeden mąż padać jak muchy? Jednym z argumentów Welesa przemawiającym za stworzeniem umierania była postępująca degradacja fizycznego ciała, więc jakim cudem ci – bagatela stukilkudziesięcioletni – ludzie wyglądali i funkcjonowali? Już ta kobieta, którą Wołos wezwał w zaświaty jako pierwszą, miała być w dość średnim stanie. To co dopiero jej babcia. Wystarczyło jedno zdanie, a cała logika budowy świata przedstawionego zadrżała w posadach.

Fot. materiały promocyjne (Facebook/Wydawnictwo Kobiece)

W drugim z wymienionych opowiadań, Hnefatalfu, mój zarzut jest natomiast zdecydowanie prostszy – ale i bardziej bulwersujący. Bardzo zazgrzytał mi tu sposób opisania jednej z bardziej istotnych postaci, dziewczyny imieniem Lutochna. Osobniczka ta dwukrotnie padła ofiarą napaści seksualnej, z czego raz bezpośrednio w „obiektywie” książki, z rąk głównego bohatera. I co? No i właśnie nic. Absolutnie jej to nie obeszło. Mówi się trudno i płynie się dalej. Nijak nie odbiło się to na jej zachowaniu czy choćby nastroju. Ot, just some minor inconvenience, na dodatek użyte jako… podstęp, by ukarać wyżej wspomnianego za niewierność. Potwornie mnie to rozsierdziło, jako psychologa i po prostu jako kobietę. A ironiczne jest to w dodatku o tyle, iż ów opowiadanie napisała również kobieta.

Trochę się rozpisałam, więc jeszcze tak szybciutko dwa plusy dotyczące wydania. Weles. Opowieści z podziemia prezentuje się estetycznie. Jego oprawę graficzną utrzymano w ładnych, bordowo-brązowo-złotych odcieniach, pasujących do popkulturowego obrazu ziem słowiańskich sprzed chrystianizacji. Bardziej niż same ilustracje chciałabym jednak pochwalić wstęp teoretyczny, zamieszczony na początkowych stronach zbioru. Andrzej Szyjewski zafundował nam w nim bogatą pigułkę wiedzy na temat Welesa/Wołosa z perspektywy badawczej. Jako osoba zainteresowana tym motywem i wciąż dopiero się weń wdrażająca – bardzo doceniam.

Podsumowując, Weles. Opowieści z podziemia to dla mnie lekkie rozczarowanie. Poziom opowiadań jest nierówny i choć można wśród nich znaleźć takie rzeczywiście dobre, większość jest po prostu w porządku. Liczyłam na coś nieco lepszego. Niemniej jednak warto było poświęcić tej pozycji trochę czasu – chociażby ze względu na naprawdę merytoryczny wstęp teoretyczny. choćby jeżeli nie każda z fikcyjnych historii z tego zbioru przypadła mi do gustu, to przynajmniej dowiedziałam się na start czegoś interesującego i nieco lepiej poznałam dzieje jednego z moich ulubionych słowiańskich bogów.


Autor: Aleksandra Seliga, Marta Krajewska, Monika Maciewicz,
Magdalena Wolff, Marcin Sindera, Grzegorz Gajek, Paweł Majka,
Łukasz Malinowski, Wiktoria Korzeniewska, Franciszek M. Piątkowski
Okładka: Agata Łuksza, Hanna Dola
Wydawca: Kobiece
Premiera: 26 marca 2025 r.
Oprawa: twarda
Stron: 352
Cena katalogowa: 54,99


Powyższa recenzja powstała w ramach współpracy z wydawnictwem Kobiecym. Dziękujemy!
Fot. główna: materiały prasowe – kolaż (Kobiece)

Idź do oryginalnego materiału