Wędrowiec z nieba

twojacena.pl 1 dzień temu

Starsza córka, Grażyna, wydaje rodzinny wyrok. Z powodu kłótliwego charakteru i wygórowanych wymagań wobec narzeczonych nigdy nie wychodzi za mąż, a w trzydziestym roku życia zamienia się w zgorzkniałą mizantropkę prawdziwy koszmar mężczyzn.

Przybrana, mówi, jakby odcięła słowo. Młodsza córka, Jadwiga, pulchna i wesoła, uśmiecha się aprobująco. Matka milczy, ale z jej ponurego wyrazu widać, iż nowa synowa nie przypada jej do gustu. Co miałoby jej się podobać? Jedyny syn, fundament rodziny, wraca z wojska z żoną. Ta, niczym nieznana, nie ma ani rodziców, ani pieniędzy. Nie wiadomo, czy dorastała w domu dziecka, czy po prostu na krawędzi. Tomek milczy, żartuje: Nie martw się, mamo, już zgromadzimy majątek. Kto więc wprowadził do domu tę nieznajomą? Może jest złodziejką, oszustką w końcu w ostatnich latach takich postaci przybyło!

Od chwili, gdy przybrana pojawiła się w domu, Wanda Nikiticz nie zamknęła oka. Snuła się w półślinie, wyczekując pierwszych psikusów od nowej krewni: gdy zacznie grzebać w szafach. Dzieci podjudzają ją: Mamusiu, schowaj te cenne rzeczy w poddaszu. Aż tu nagle wstaje poranek i znikają futra, złoto, wszystko!

Tomek w ciągu miesiąca zdmuchuje się wstydem, iż przywiózł taką kobietę. Gdzie były twoje oczy, kiedy wybierałeś? Nie ma w niej ani skóry, ani serca! krzyczy domownicy. Nie ma wyboru trzeba żyć. Zaczynają więc przyzwyczajać się do przybranej.

Dom jest spory: ogród trzydzieści ar, trzy prosiaczki w zagrodzie, ptaki latają wszędzie. Pracować nie da się ponad dobę, a przybrana nie narzeka. Gotuje, sprząta, dba o świnie, stara się zadowolić teściową. Jednak serce matki nie poddaje się, choćby gdyby się położyło w złocie, wszystko i tak będzie nie tak.

Pierwszego dnia przybrana, z gniewem, mówi:

Zwracaj się do mnie po imieniu i patronimiku. Tak będzie lepiej. Mam już swoje córki, a ty, choćbyś się starała, nigdy nie będziesz tak bliska, jak one.

Od tej chwili Wanda jest dla nich Wanda Nikiticz. Matka nie nazywa jej inaczej. Stoi przed nią i mówi: Trzeba coś zrobić. To jedyne, co wypowiada. Nie ma miejsca na popijanie. Z kolei szwagierki nie dają przybranej luzu każde słowo wstawiają w odpowiedni rząd. Czasem matka musi powstrzymać rozproszone córki, nie ze względu na przybraną, ale po to, by dom miał porządek i nie wybuchły kłótnie. Bo dziewczyna okazuje się pracowita, chwyta się za wszystko, nie jest leniwą. Matka, nie przyznając się, powoli się otwiera.

Może życie miałoby się ułożyć, gdyby nie Tomek, który włóczy się po mieście.

Jak przetrwać, kiedy od rana do nocy dwa głosy rywalizują: Na kogo się ożenił, a na kogo? Wtedy Grażyna przedstawia mu jakąś znajomą, i cała sytuacja się miesza. Szwagierki świętują zwycięstwo: Teraz nienawidna przybrana w końcu się posprząta. Matka milczy, a Wanda udaje, iż nic się nie stało, choć jej oczy już tylko małe, smutne otwory. Nagle, niczym grzmot w słonecznym niebie, dwie wieści: przybrana spodziewa się dziecka, a Tomek z nią się rozwodzi.

Nie może tak być, mówi matka do Tomka. Nie poślubiłam ci jej.

A już się ożeniłeś, więc żyj! Nie ma co się rozwodzić. Już niedługo zostaniesz ojcem. jeżeli zaburzasz rodzinę, wyrzucę cię z domu i nie będę cię znała. A Zuzanna zostanie tutaj.

Po raz pierwszy matka woła Wandę po imieniu. Siostry zamarzły w milczeniu. Tomek gniewny ryczy: Jestem mężczyzną, decyduję. Matka, ręce w biodrach, śmieje się: Jaki jesteś mężczyzna? Jeszcze jesteś w spodniach. Najpierw urodź dziecko, wyhoduj je, daj mu rozum, a dopiero wtedy będziesz prawdziwym mężczyzną!.

Matka nigdy nie ukrywała słów. A Tomek wciąż trzyma się jej.

Gdy już wszystko jest ustalone, Tomek odchodzi z domu, a Zuzanna zostaje. Po pewnym czasie rodzi dziewczynkę i nazywa ją Waleria. Matka, gdy się o tym dowiaduje, nie mówi nic, ale widać, iż jest szczęśliwa.

Z zewnątrz dom się nie zmienił, ale Tomek zgubił drogę powrotną. Był rozgniewany. Matka również martwiła się, ale nie okazywała tego. Zakochała się w wnuczce, rozpieszczała ją, kupowała słodycze. Zuzanna jednak nie wybaczyła, iż straciła syna przez nią, choć nigdy nie obwiniała jej wprost.

Mija dziesięć lat. Siostry wychodzą za mąż, a w dużym domu zostają we trójkę: matka, Zuzanna i Waleria. Tomek zostaje werbowany i wyjeżdża na północ z nową żoną. Do Zuzanny podchodzi emerytowany żołnierz, starszy od niej, który po rozwodzie otrzymał mieszkanie, a sam mieszka w akademiku. Pobiera emeryturę, jest poważnym kandydatem na zięcia. Zuzanna go lubi, ale co ma zrobić? Zabrać go do teściowej?

Wyjaśnia mu wszystko, prosi o wybaczenie i odchodzi. Nie będąc głupcem, przychodzi z wizytą do matki: Wanda Nikiticz, kocham Zuzannę, nie mogę bez niej żyć.

Matka nie drży ani jednego mięśnia.

Kochasz? No to zamieszkajcie razem.

Milczy i dopisuje:

Nie pozwolę, by Waleria przechodziła z mieszkania do mieszkania. Tutaj zostaje w moim domu.

I tak mieszkają wszyscy razem. Sąsiedzi plotkują, iż szalona Wanda wyganiała syna z domu, a przybrana przyjęła go z uśmiechem. Nikt nie rozmawia z Wandą o młodzieży, ona zachowuje się dumnie i nieprzystępnie. Zuzanna rodzi Katarzynę. Matka nie potrafi się cieszyć z wnuczek, choć są jej rodziną.

Niestety przychodzi nieszczęście. Zuzanna ciężko zachoruje. Mąż poddaje się, a matka, bez słów, wyciąga wszystkie oszczędności i jedzie z Zuzanną do Warszawy. Kupuje leki, odwiedza lekarzy, ale nic nie pomaga.

Rankiem Zuzanna czuje się lepiej, prosi o rosół. Matka, radosna, gniecie kurczaka, gotuje bulion. Gdy przynosi go, Zuzanna nie może go zjeść i po raz pierwszy w życiu płacze. Matka, której nigdy nie widziano płaczącej, płacze razem z nią:

Czemu, dziecko, odchodzisz, kiedy cię kocham?, pyta ze łzami.

Potem uspokaja się, wyciera łzy i mówi:

Nie martw się o dzieci, nie zginą.

Do końca nie płacze już więcej, siedzi przy Zuzannie, trzyma ją za rękę i delikatnie głaszcze, jakby prosiła o wybaczenie za wszystko, co się stało.

Mija kolejnych dziesięć lat. Waleria ma ślub, przyjeżdżają Grażyna i Jadwiga, starsze, sprzybione. Żadna z nich nie ma już potomstwa. Zgromadzi się trochę krewnych, a Tomek powraca. Z własną żoną już się rozstał, pije mocno. Widząc, jak piękna jest Waleria, cieszy się. Nie spodziewałem się takiej córki. Kiedy dowiaduje się, iż jej ojciec jest innym mężczyzną, gniewa się i obwinia matkę: Wpuściłaś obcego mężczyznę do domu, niech się sprząta. Nie ma tu miejsca dla niego. Ja jestem ojcem.

Matka odpowiada:

Nie, synu. Nie jesteś ojcem. Tak jak kiedyś nosiłeś spodnie, tak i nie wyrosłeś na mężczyznę.

Powtarza to, jakby wydrukowała słowo. Tomek nie wytrzymuje upokorzenia, pakuje rzeczy i znów wędruje po świecie. Waleria wychodzi za mąż, rodzi syna i na cześć przybranego ojca nazywa go Aleksander. Babcię Walerię pochowano w zeszłym roku obok Zuzanny.

Leżą teraz w rzędzie: synowa i teściowa. Wiosną między nimi wykiełkowała brzoza. Skąd się wzięła, nikt nie wie. Nie posadzono jej specjalnie. Może to pożegnanie od Zuzanny, może ostatnie przepraszam od mamy.

Idź do oryginalnego materiału