"Wielka Warszawska": Zamknięcie trylogii szulerskiej
Scenariusz filmu, którego akcja rozgrywa się wokół najważniejszej gonitwy koni w naszym kraju, powstał jeszcze w połowie lat 80 XX wieku. Autorem był Jan Purzycki, a "Wielka Warszawska" stanowić miała część trylogii szulerskiej. Na podstawie jego tekstów powstały wtedy dwa filmy, które zapisały się w historii polskiego kina i dzisiaj mają status dzieł kultowych. Pierwszym z nich jest "Wielki Szu" Sylwestra Chęcińskiego z 1982 roku, drugim - zrealizowany osiem lat później "Piłkarski poker" Janusza Zaorskiego. Reklama
Z "Wielką Warszawską" wtedy się nie udało, ale po latach do tego tekstu postanowił powrócić Bartłomiej Ignaciuk. Znany chociażby z reżyserii trzech odcinków serialu "Wielka woda" twórca przeniósł tu akcję z PRL-u do początku lat 90., czasu tuż po transformacji ustrojowej. To wdzięczny moment dla filmowców, zarówno tematycznie, jak i pod względem ikonografii. Czas nowych możliwości, początku dzikiego kapitalizmu, przesiąkania zachodnimi wzorcami oraz nadziei połączonej z niepewnością. A jednocześnie prawdziwe pole do popisu dla scenografów oraz kostiumografów, bo jak o tamtych czasach śpiewał Taco Hemingway: "Tutaj wszystko pstrokate - baby, typy i yorki".
To w "Wielkiej Warszawskiej" działa. Dla młodszych widzów będzie to barwna pocztówka z odległego im świata, dla nieco starszych pełen nostalgii powrót do dawnych lat, gdzie co rusz trafią na jakiś artefakt, przywołujący szereg wspomnień. Ignaciuk skupił się w swoim filmie wokół sensacyjnego aspektu początku lat 90. Począwszy od mniejszej czy większej gangsterki, jaka w obliczu zmian kształtowała się na nowo, przez hazard, czyli jedną z ważnych odnóg jej działalności, po napędzający ją sport. Zespół naczyń połączonych. A w tym wszystkim historia młodego dżokeja, który marzy o wielkiej karierze i doświadcza pierwszych miłosnych wzruszeń.
"Wielka Warszawska": Dobre kino rozrywkowe
W rolę pełnego ideałów i nieskażonego jeszcze szemranym światkiem Krzyśka wciela się Tomasz Ziętek. Aktor, mający już w swojej karierze podobne doświadczenie, jakim była rola żużlowca w filmie Doroty Kędzierzawskiej. Można śmiało powiedzieć, iż w ściganiu się na torze natura wygrała z technologią, bo kreacja w "Wielkiej Warszawskiej" jest znacznie bardziej zniuansowana, dopracowana i po prostu ciekawsza.
Mam jednak poczucie, iż film Ignaciuka w dużej mierze "stoi" drugim planem. Galeria postaci, za sprawą których poznajemy intrygujący świat wyścigów konnych i bukmacherskich zakładów jest duża, barwna, ale też nierówna. Lepiej napisane i obsadzone są tu pozytywne postaci. Począwszy od Ireneusza Czopa w roli byłego dżokeja i ojca Krzyśka, przez Mary Pawłowską, czyli ekranową Ewę, do której wzdycha bohater, po świetną kreację Mariusza Saniternika, wcielającego się w weterana torów wyścigowych. Mimo rozrywkowego charakteru filmu, antagoniści, dla mnie, są tu nieco zbyt karykaturalni.
W produkcjach, które wychodzą z korzenia wybitnego "Żądła" George’a Roya Hilla, czyli opowieści o wielkim szwindlu, ważne są rytm i tempo. To w filmie Ignaciuka jest i to nie tylko w efektownych scenach wyścigów konnych. Sprawnie poprowadzona akcja i splatające się aż do wielkiego finału wątki to konsekwencja dobrego scenariusza, pozbawionego przestojów czy mielizn. Bez niego takie filmy nie mają racji bytu. Pod tym względem "Wielką Warszawską" można uznać za godne domknięcie trylogii szulerskiej. Nie powtórzy sukcesu "Wielkiego Szu" czy "Piłkarskiego pokera" i nie będziemy pewnie do niej wracać po latach, co nie zmienia faktu, iż to bardzo porządnie zrealizowany crowd-pleaser. Dobre kino rozrywkowe w czystej postaci.
7/10
"Wielka Warszawska", reż. Bartłomiej Ignaciuk, Polska 2025, dystrybutor: Next Film, premiera kinowa: 26 stycznia 2026 roku.