Warszawski Festiwal Filmowy potrzebował rewolucji. „To prawdziwe nowe otwarcie”

polityka.pl 5 godzin temu
Zdjęcie: mat. pr.


Kino wciąż może łączyć, ale musi dawać widzom przestrzeń i czas, a festiwal doskonale się do tego nadaje – mówi Bartek Pulcyn, dyrektor programowy rozpoczynającego się w piątek Warszawskiego Festiwalu Filmowego. JAKUB DEMIAŃCZUK: Wróciłeś do pracy przy Warszawskim Festiwalu Filmowym po 12 latach przerwy. Jakie to było uczucie?
BARTEK PULCYN: Wyjątkowe. Trochę jak powrót do miasta, w którym się kiedyś mieszkało, bo festiwal był dla mnie bardzo ważnym życiowym doświadczeniem. Zaczynałem tu pracę jako wolontariusz. Po długich poszukiwaniach znalazłem biuro festiwalowe – wtedy jego adres nie był powszechnie dostępny – zapukałem do drzwi, na których choćby nie było tabliczki. Otworzył mi Stefan Laudyn, a ja powiedziałem, iż chciałbym pracować na festiwalu jako wolontariusz. „Właśnie tak się składa, iż w tym roku zaczynamy wolontariat”. I tak to się zaczęło, znalazłem się w pierwszej grupie dziesięciorga wolontariuszy w historii Warszawskiego Festiwalu Filmowego. To była praca, która wymagała zapału i poświęcenia.

Oczywiście sam festiwal nie był mi obcy, chodziłem na niego regularnie, pamiętam kolejki ustawiające się pod kinem Skarpa od piątej rano w pierwszym dniu przedsprzedaży biletów, doskonale pamiętam choćby pojedyncze seanse, jak „Charakter” Mike’a Van Diema, który oglądałem w kinie Kultura. I teraz Mike Van Diem pokazuje swój nowy film „Dziewczęta” w konkursie głównym.

Czytaj też: Smarzowski dla „Polityki”: Szukanie wroga to nie domena Kościoła. Autorytarni lubią podkarmić nienawiścią

Wróciłeś ze świadomością, iż konieczne będą zmiany.
Przez ostatnie lata pracowałem na Letniej Akademii Filmowej w Zwierzyńcu, wcześniej na festiwalu Transatlantyk. Wielu rzeczy się nauczyłem, zobaczyłem, iż festiwal filmowy może wyglądać inaczej niż to, do czego przyzwyczaiłem się na WFF. Z tym dorobkiem, z tą wiedzą wróciłem, i to z założeniem, iż warto dokonać konkretnej zmiany. Często w takich sytuacjach mówi się: „zróbmy ewolucję, nie rewolucję”, ale w praktyce okazało się, iż w niektórych sprawach potrzebne były ruchy rewolucyjne. Część zmian jest widoczna na pierwszy rzut oka: identyfikacja wizualna, plakat, program, inne dotyczą organizacji, struktury, obecności wolontariuszy itp. Nie trzeba o nich mówić, ale były konieczne.

Jakie jeszcze działania podjęliście przy nowej edycji festiwalu?
Bardzo chciałem, żeby WFF był przestrzenią do rozmowy o wartościach. Żyjemy w coraz bardziej podzielonym świecie, a przecież wciąż jest tak dużo rzeczy, które mogą nas łączyć: przyjaźń, miłość, dobro, piękno. Uniwersalne wartości. Z tych obserwacji wyrosła inicjatywa Animus Film. Kino wartości, którą zacząłem w ubiegłym roku. W jej ramach są m.in. organizowane pokazy w Caritas Archidiecezji Warszawskiej. I to jest idea, która przechodzi ze mną na festiwale: była specjalna sekcja w Zwierzyńcu, jest także na Warszawskim Festiwalu Filmowym.

Drugą rzeczą, która była dla mnie szczególnie istotna, jest otwartość. Jesteśmy otwarci na współpracę z każdym dystrybutorem, producentem, instytucją. Nie mamy w tym zakresie żadnych ograniczeń. A to ważne dlatego, iż rynek filmowy bardzo się zmienił w ostatnich latach. Zdecydowana większość ważnych światowych premier trafia do Polski za pośrednictwem dystrybutorów. Niektóre do kin, inne prosto do serwisów streamingowych, ale są. Dzięki temu możemy je wcześniej pokazywać choćby w nowej sekcji Konfrontacje, do której trafiają tytuły mające światowe premiery na największych festiwalach: Sundance, Cannes, Wenecja, Locarno, Toronto. 19 z 24 filmów z Konfrontacji ma polskich dystrybutorów.

W związku z tym inaugurujemy nową, ufundowaną przez PISF nagrodę: film z Konfrontacji, który zdobędzie najwyższą notę w plebiscycie publiczności, otrzyma 40 tys. zł na wsparcie dystrybucji kinowej. Ale rzecz jasna współpracujemy nie tylko z dystrybutorami, ale również z producentami i agentami sprzedaży z całego świata, dzięki czemu udało nam się stworzyć program najlepszy z możliwych. Włącznie ze światową premierą nowego filmu Jana Komasy „Rocznica” na otwarcie festiwalu, nakręconego w USA, z amerykańskimi aktorami i dla dużego producenta, jakim jest Lionsgat. To nie jest oczywista sytuacja, żeby taki film miał światową premierę gdziekolwiek poza Stanami Zjednoczonymi. Na szczęście udało nam się to załatwić.

Muszę przy tym zaznaczyć, iż ponad połowa programu WFF to są wciąż filmy, które nie trafią w Polsce do dystrybucji. A 80 tytułów to światowe, europejskie lub regionalne premiery. Zwiększyliśmy też liczbę sal kinowych, poza weekendami zrezygnowaliśmy z porannych pokazów, żeby każdy miał szansę choćby po pracy wybrać się na festiwalowy pokaz.

Czytaj też: Eryk Kulm dla „Polityki”: Chopin był świetnym aktorem. Imprezować kończył o 10 rano

Sekcja Konfrontacje nawiązuje nie tylko do najlepszych lat festiwalu, ale – choćby przez samą nazwę – także do legendarnego przeglądu światowego kina z czasów PRL. Dla polskich widzów to często była jedyna okazja, żeby na wielkim ekranie zobaczyć najgłośniejsze filmy z danego roku. Skąd ta potrzeba?
Pisałem pracę magisterską na temat krytyki filmowej z czasów PRL, o tym, jak recenzenci z „Tygodnika Powszechnego” w swoich tekstach przemycali komentarze na temat socjalistycznej rzeczywistości. Konfrontacje były dla nich więc szczególnie ważne. I już wcześniej miałem świadomość, czym były Konfrontacje dla kinomanów z PRL, gdy ten dostęp do filmów był bardzo ograniczony. Byłem świadom kultu Konfrontacji jako miejsca otwarcia się na świat i światowe kino. I bardzo chciałem, żeby w ramach WFF pojawiła się sekcja, która będzie pełniła podobną funkcję.

Dostępność kina jest większa niż kiedykolwiek, ale Konfrontacje to w moim wyobrażeniu taki spełniony sen każdego filmowca i kinomana. jeżeli nie wiesz, jakie filmy wybrać z programu, to idź do Luny, gdzie pokazywane będą tytuły z Konfrontacji i na pewno trafisz na film, który jest wart obejrzenia. Nie zawsze będzie lekki, łatwy i przyjemny, a kiedy indziej może się wydawać zbyt komercyjny – bo takie też chcemy w jakimś zakresie pokazywać – ale na pewno to będzie coś, co pozwoli zasmakować najlepszego światowego kina.

Wróćmy na chwilę do projektu Animus Film. Czy twoim zdaniem kino ma dziś jeszcze możliwość łączenia ludzi?
Tak, ale do tego potrzeba skupienia i rozmowy. W ramach Animusa po pokazach realizowane są rozmowy, ale nie takie tradycyjne spotkania z publicznością, ale prawdziwe rozmowy w cztery oczy. Nazywam to roboczo warsztatami. Testowaliśmy to na festiwalu w Zwierzyńcu: prowadzący zadawał pytanie, a widzowie dobrani w pary odpowiadali na nie sobie nawzajem. Nie są to nigdy zbyt intymne tematy do rozmowy, choć czasami dotyczą osobistych doświadczeń. I bywało, iż uczestnicy warsztatów nie mogli się ze sobą nagadać. Wspaniale było patrzeć, jak się przed sobą otwierają. Kino może łączyć, ale musi dawać widzom przestrzeń i czas, a festiwal doskonale się do tego nadaje, szczególnie w przerwach między filmami. Niestety nie udało się wypracować w tym roku miejsca na takie warsztaty na festiwalu. To jeszcze przed nami, mam nadzieję, iż uda się w kolejnych latach.

Czyli tegoroczny festiwal to dopiero początek zmian?
Na pewno jeszcze wiele przed nami. Zwłaszcza iż w większości pracuje nad festiwalem nowy, młody zespół. Będzie to dla nas czas próby. Ale najważniejsze pomysły na zmiany, jakie mieliśmy razem z dyrektor generalną Joanną Szymańską-Szcześniak, zostały wprowadzone w 90 proc. Tak jak mówiłem: potrzebna była rewolucja, nie ewolucja, choć niektórzy sugerowali nam, żeby zmiany wprowadzać powoli. Możemy mieć satysfakcję, iż tak dużo udało się przeforsować i tegoroczny WFF nie jest jedynie krokiem w nowym kierunku, ale prawdziwym nowym otwarciem.

***

Bartek Pulcyn – animator kultury, dziennikarz filmowy i fotograf, od ponad dwóch dekad odpowiada za współorganizację wielu międzynarodowych festiwali filmowych. W latach 2002–13 związany był z Warszawskim Festiwalem Filmowym m.in. jako programer i kurator Konkursu Krótkometrażowego. Wpółpracował również z festiwalami Transatlantyk, Nowe Epifanie i z Letnią Akademią Filmową w Zwierzyńcu. Od tego roku objął stanowisko dyrektora programowego Warszawskiego Festiwalu Filmowego.

Idź do oryginalnego materiału