Po tym jak Święty Mikołaj zostaje porwany, Szef Ochrony Bieguna Północnego musi połączyć siły z najsłynniejszym łowcą głów na świecie w pełnej akcji misji, której celem jest uratowanie Gwiazdki.Film "Czerwona Jedynka" na ekranach polskich kin od 8 listopada. Zobacz zwiastun!
"Czerwona Jedynka": porwany Mikołaj i przerośnięty elf na sterydach
To jednak nie nazwisko reżysera, tytuł czy choćby świąteczna tematyka definiują charakter tego filmu. Czyni to przede wszystkim, wcielający się w jedną z głównych ról Dwayne Johnson, znany też ze swojego pseudonimu "The Rock". Była megagwiazda amerykańskiego wrestlingu, a od lat także wzięty i nieźle sprawdzający się - w określonej konwencji - aktor. Mam tu na myśli przede wszystkim fakt, iż niezależnie od spójności fabuły, mamy pewność, iż będzie się działo. I tak w istocie w "Czerwonej Jedynce" jest. To przede wszystkim osadzona w świątecznym anturażu komedia akcji, z naciskiem na ten drugi człon. Czy z elementami fantasy za sprawą obecności Świętego Mikołaja? To już kwestia światopoglądowa.Reklama
Z naszej perspektywy Johnson wciela się w rolę przerośniętego elfa na sterydach, choć konwencja kina akcji i napisana przez Chrisa Morgana historia sugeruje, by nazywać go szefem ochrony Bieguna Północnego. Jest zatem najbliższym współpracownikiem Świętego Mikołaja, a zarazem kluczowym elementem skomplikowanej i dobrze naoliwionej machiny, odpowiedzialnej za to, by każde dziecko w trakcie świąt znalazło pod choinką wymarzony prezent. Praca na pełny etat, z jednym wolnym dniem w roku. Cała nakreślona przez twórców struktura funkcjonowania Bieguna Północnego, mikołajowych obowiązków oraz sztabu (nie tylko) ludzi jaki na to, na co dzień pracuje przypomina do złudzenia Biały Dom i figurę amerykańskiego prezydenta.
I Święty Mikołaj, w którego rolę wciela się znany chociażby z "Whiplash" (2014) J.K. Simmons, jest tu trochę jak gwiazda rocka. Z jednej strony łagodny, uśmiechnięty wyraz twarzy dobrego dziadka. Z drugiej, imponująca muskulatura prezentowana podczas ćwiczeń na siłowni. Pięćset pompek w kilka minut, poważne ciężary wyciskane na ławeczce. A wszystko to bez koszulki, jedynie w spodniach i czapce, stanowiących atrybuty bohatera. Ten Mikołaj mógłby zagrać nie tylko w filmach dla dzieci. Ale akurat Simmons specjalnie w "Czerwonej Jedynce" się nie nagra, bo zawiązaniem akcji filmu jest porwanie jego bohatera przez złe moce uosabiane przez niejaką Grylę (w tej roli Kiernan Shipka). Do tego dołącza jeszcze ten bardziej realny świat reprezentowany głównie przez hakerską legendę oraz drobnego cwaniaczka Jacka O’Malleya (Chris Evans) i całą intrygę mamy gotową.
"Ma być szybko, kolorowo, efektownie"
Produkcja sygnowana przez Jacka Kasdana odpowiada w dużej mierze wymaganiom naszych czasów. Ma być szybko, kolorowo, efektownie i atrakcyjnie wizualnie. Jakąkolwiek refleksję, spychając na drugi, a może choćby jeszcze dalszy plan. Co za tym idzie, efektów CGI jest tu tyle, co prezentów w przepastnym worku Świętego Mikołaja, a akcja o ile już "schodzi" na ziemię, to rozgrywa się na... tropikalnej Arubie.
Twórcy poniekąd osiągnęli swój cel, bo znacznie ciekawiej jest w warstwie fantasy i alternatywnej rzeczywistości. Zwłaszcza w niemieckim królestwie przyszywanego brata Mikołaja - Krampusa. Pół kozy, pół demona, który karze wszystkie niegrzeczne dzieci. Trwa tam jedna, wieczna impreza, a o społecznym statusie świadczy to, kto komu mocniej przyleje w twarz. To chyba jedyny moment, kiedy pomyślałem, iż scenariusz "Czerwonej Jedynki" ma w sobie coś autorskiego, perwersyjnie zabawnego i naprawdę interesującego. Bo pozostałe dwie godziny tej opowieści o bohaterach, którzy z różnych względów utracili wiarę w magię świąt, kojarzyła mi się bardziej z pracą algorytmu, aniżeli artysty.
5/10
"Czerwona Jedynka" (Red One), reż. Jake Kasdan, USA 2024, dystrybutor: Warner Bros, premiera kinowa: 8 listopada 2024 roku.