— Wieczorami siedzieliśmy jak dwa cienie. Ja z książką, on w telefonie. Po czterech dniach zaczęłam liczyć, ile jeszcze zostało do wyjazdu. Po pięciu zaczęłam rozumieć, dlaczego tak często wysyłałam go do kolegów "na piwo" — bo bez niego byłam spokojniejsza. Po sześciu dniach powiedział: "Jak chcesz, to możemy wrócić wcześniej", ale nikt nie miał odwagi przyznać, iż to byłby koniec — pisze czytelniczka w liście do Onetu.