W jego śladach
— Krzysiu, czego ci brakuje? Spójrz tylko – polski – jedynka, matematyka – pała, a z literatury w ogóle uciekłeś! Dlaczego się nie uczysz i ciągle wagarujesz? Co ja mam z tobą zrobić, mój ty utrapiony! — po raz kolejny zmartwiła się Bożena, przeglądając szkolny dziennik syna, ósmoklasisty.
— Nie wiem. — burknął nastolatek i odwrócił się od matki.
— Bożka, daj chłopakowi spokój! Literatura, biologia… Ja też kiedyś wagary robiłem i jakoś wyszedłem na ludzi! — dobiegł z drugiego pokoju pijany głos męża Andrzeja, leżącego na kanapie.
— Właśnie to widać! Żeby z synem po męsku porozmawiać, ale ty masz ważniejsze sprawy – nie przestajesz pić od trzech dni! — krzyknęła Bożena.
— No i co z tego?! Mam prawo! Piję za swoje! A poza tego, u naszego Wiesława była impreza! Jubileusz, przypominam! — odpowiedział Andrzej, opadł na poduszkę i znów zasnął.
Bożena urodziła się w inteligenckiej rodzinie. Rodzice wpoili dziewczynce nie tylko dobre maniery, ale zadbali też o porządne wychowanie. Basia pilnie się uczyła, dostała się na prestiżowy kierunek. Tylko przez złośliwość losu poznała Andrzeja.
Poznali się na studenckiej imprezie. Bożena była na czwartym roku, a Andrzej już skończył zawodówkę i zatrudnił się w fabryce. Basia od razu zwróciła uwagę na przystojnego chłopaka o wyrazistych oczach. Andrzej wyglądał na nieco starszego niż był. Wtedy jeszcze nie wiedziała, jak ten człowiek zburzy jej uporządkowane życie.
Zaczęli się spotykać, a pobrali się tego lata, gdy Bożena zdała wszystkie egzaminy i obroniła pracę dyplomową. Na początku było dobrze, ale już wtedy nie podobało jej się, iż mąż nie opuszcza żadnej okazji do picia. Każdy, choćby najmniejszy pretekst, stawał się powodem do hucznej imprezy.
W pewnym momencie Bożena zrozumiała, iż popełniła błąd – zupełnie nie pasowali do siebie. Chciała się rozwieść, ale los znów pokierował inaczej – dowiedziała się, iż jest w ciąży.
Nie mogła odebrać dziecku życia. Zostawić je bez ojca też nie było dobrym rozwiązaniem. Optymistka z natury, wierzyła, iż narodziny dziecka odmienią Andrzeja. Ale gdy ten pijany przybiegł do szpitala, z goryczą uświadomiła sobie – nic się w nim nie zmieni.
I tak też było. Andrzej pił często i dużo. W domu pomagał byle jak, bo albo szedł na kolejną imprezę z kumplami, albo odsypiał poprzednią.
Bożena nie narzekała, ciągnęła wszystko sama: ciężko pracowała i dobrze zarabiała, w domu panował porządek, synowi Krzyśkowi poświęcała uwagę. Ale im chłopak był starszy, tym bardziej przypominał ojca. Bożena nie widziała w nim siebie: Krzysiek uczył się niechętnie, odmawiał udziału w zajęciach dodatkowych.
Do siódmej klasy zupełnie się rozpuścił.
— Bożeno Stanisławo, porozmawiaj z synem. Na lekcjach się wymądrza, nie słucha, a o ocenach już lepiej nie mówić… Ręce opadają… — takie uwagi słyszała regularnie od wychowawczyni.
Po każdym zebraniu wracała do domu i w myślach zadręczała się, iż gdzieś zawaliła, iż coś przeoczyła.
Na początku Krzysiek się tłumaczył i obiecywał poprawę. Ale słowa te okazywały się puste.
Skończył gimnazjum. O liceum nie było mowy. Trzeba było iść do zawodówki. Bożena z przerażeniem uświadomiła sobie, iż syn idKrzysiek dostał pracę w tej samej fabryce co ojciec, a po kilku miesiącach Bożena zobaczyła w oknie swojego dawnego mieszkania dwie podobne do siebie pijane sylwetki, które śmiały się głośno, nieświadome tego, iż utknęły w błędnym kole, z którego już nie ma wyjścia.